Charlotte i André spojrzeli po sobie i westchnęli ciężko. Wiedzieli, że jeśli nie zamilkną, ich siostra wywoła ogromną awanturę, a do tego ojciec poprze jej racje, czego woleli uniknąć. Nie potrzebowali kłótni.
W milczeniu podziwiali więc kolejne piruety i akrobacje tancerzy. Dla Lottie nie były one zbyt zadziwiające, bowiem często obserwowała Gigi w czasie ćwiczeń, lecz jej brat był porażony pięknem tańca, a przede wszystkim tym, jak bardzo sprawni fizycznie byli tancerze. Zawsze uważał się za chyżego, wszak ćwiczył fechtunek, jazdę konną i strzelectwo, lecz widząc artystów, zawstydził się.
Niestety młodzi de Beaufortowie długo nie wytrzymali bez rozmów. Historia mężczyzny, który miał niedługo brać ślub, zakochanego w pięknej nimfie, niezbyt ich porwała. Wciąż patrzyli na młodszą siostrę, czekając, aż ta zanurzy się w oglądanym balecie i przestanie zwracać uwagę na otaczającą ją rzeczywistość.
— Raymond dziwnie na ciebie patrzy — szepnął młodzieniec.
Charlotte parsknęła śmiechem, spoglądając na oblicze młodzieńca, który wytrzeszczył oczy, jakby miał problemy jelitowe. Oboje byli tym ogromnie rozbawieni.
— Niech mu te oczy wyskoczą, będzie zabawnie.
— Jego ojczunio będzie miał co zbierać!
W tym momencie Jean zmroził swoje dzieci spojrzeniem. Charlotte i André natychmiast zamilkli. Woleli nie rozsierdzać ojca. Zazwyczaj był łagodny jak baranek, lecz w gniewie stawał się przerażający, do tego ogromnie trudno było uzyskać jego przebaczenie. Najlepiej wiedział o tym Alexandre, który znajdował się w stanie permanentnej wojny z ojcem.
Spojrzeli na niego przepraszająco i umilkli. Wiedzieli, że będą musieli zaczekać, aż pierwszy akt dobiegnie końca i wyjdą na przerwę.
Gdy ta w końcu nadeszła, odetchnęli z ulgą i udali się do foyer. W loży została jedynie Gigi, która była tak zauroczona tym, co ujrzała, że nie chciała opuścić sali ani na minutę. Jean uznał, że nie może zostawić jej samej, siedział więc z córką i obserwował pustą scenę.
— Papciu, to jest takie cudowne... Ach! Nie mogę oderwać wzroku! To najpiękniejszy balet, jaki w życiu widziałam!
— Cieszę się, że ci się podoba, kochanie. — Uśmiechnął się do niej. — Przynajmniej dla ciebie ten czas nie będzie zmarnowany, bo Lottie i André chyba nie są zbyt zachwyceni.
— Panna Taglioni jest tak piękna, że nie mogę! Po prostu... Och, papciu, tak bardzo chciałabym tańczyć tak wspaniale jak ona!
— Już to robisz. — Jean spojrzał na nią z czułością i pogładził delikatne palce córki.
— Wcale nie! — Naburmuszyła się dziewczyna. — Ogromnie daleko mi do takiej perfekcji! Twoje słowa dowodzą tylko, że kompletnie nie znasz się na tańcu!
Jean miał ochotę zaśmiać się głośno, lecz powstrzymał się. Nie chciał urazić córki, a czternastolatka była ogromnie przewrażliwiona na swoim punkcie.
— Och, ty moje maleństwo, może i nie mam na ten temat pojęcia, lecz dla mnie nikt nie tańczy piękniej niż ty — odparł i objął ją, ta jednak nie była chętna na czułości.
— Wcale nie jestem maleństwem — prychnęła i odwróciła się od niego, obrażona.
Na te słowa Jean dłużej nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. Gigi była doprawdy urocza.
Tymczasem młodzi de Beaufortowie stali we foyer i chichotali. Nie zwracali większej uwagi na Raymonda, który krążył po korytarzu. Charlotte nie miała ochoty na rozmowę z nim. Zadrżała, kiedy do niej podszedł.
CITEȘTI
De Beaufortowie
Ficțiune istoricăTom III De La Roche'ów De Beaufortowie przeżyli już wiele rodzinnych tragedii i zawirowań w otaczającym ich wielkim świecie. Ostatnie lata przygniotły ciężarem nieszczęść kolejne pokolenie. Diane po tragicznej śmierci męża próbuje ułożyć swoje życie...
VI. Sylfida
Începe de la început