Witajcie w rodzinie.

2.1K 85 102
                                    

Przyszliśmy do rezydencji około 2:20. Była ogromna, taka mroczna i śliczna..
W głowie usłyszałam głos

"- witaj w domu drogie dziecko. Przyjdź do mnie do gabinetu."

- Toby, dasz mi pić?

- jasne. - poszedł do kuchni i nalał mi sprite'a.

- dziękuję. - powiedziałam. Wypiłam i oddałam mu kubek.

Ruszyliśmy w strone schodów.
Na pierwszym piętrze był długi korytarz i drzwi. Gdzieś tak na środku korytarza skręciliśmy w inny korytarz, ominęliśmy schody na drugie piętro i zauważyłam pokój gdzie było napisane 'Masky i Hoodie'
Na przeciwko ich pokoju były wielkie drzwi.
Stanęliśmy przed nimi i ponownie usłyszałam głos w głowie.

"- wejdź, proszę."

Otworzyłam wielkie drzwi i zobaczyłam mój najgorszy koszmar.
Tak. Jego widywałam w moich snach. I tak. Również na Tima, Briana oraz Tobiego wpadałam podczas tych snów. Uświadomiłam sobie to teraz.
Stanęłam jak słup.

- nie bój się no. Nic ci nie zrobię.

- to ty mnie nawiedzałeś w snach, co nie?

- to znak .- powiedział i się zaśmiał.

- jaki znak?

- mam dla ciebie i Wiktorii propozycję nie do odrzucenia. W sumie to ona się juz zgodziła. - zaczął

- jaką? - odpowiedziałam.

- obserwuje was dwie od dłuższego czasu, widzę w was coś czego nie mają inni. Mam na myśli macie coś, czego jeszcze nie odkryłyście, ale jesteście blisko. Więc.. Zostaniesz tutaj, pod jednym warunkiem. Zostajesz moim proxy, czyli zabijasz osoby wskazane przeze mnie. Albo..

- albo..?

- albo.. czyszczę ci pamięć i znajdziesz się w domu dziecka. Aż 3 lata męczarni z innymi dzieciakami. - mówił to diabelskim/śmiesznym głosem. - chcesz tego? - to akurat powiedział spokojnie.

- nie haha. - zaczęłam się śmiać, nigdy nie przypuszczałam, że razem z moim koszmarem będziemy się śmiać.

- dobra, skoro się zgadzasz.. to jak cię będą nazywać?

- ee.. Flamaster Samobójca.

Slender ''popatrzył'' się na mnie jak na wariatkę. No co zrobić, ta ksywa ma dla mnie bardzo duże znaczenie i dość śmieszną historię.

- co raz dziwniejsze te nazwy dla morderców.. no dobra leć, odpocznij. - powiedział spokojnie.

- okej, do zobaczenia.

- dobranoc Flamastrze. - prychnął kiedy to powiedział.

- z czego się śmiejesz? - cofnęłam się, a on podniósł ręce do góry.

- z niczego, dobranoc Kamila. - powiedział szybko, a ja opuściłam jego biuro z uśmiechem na twarzy.

Toby zaprowadził mnie na drugie piętro, pod mój pokój. Gdy otworzyłam drzwi zostałam powalona na podłogę przez moje trzy szczęścia.

-Gofer! Lipton! Lemon! - psy wyglądały jakby miały skisnąć ze szczęścia. Przywitałam się ze słodziakami i wtedy ujrzałam najpiękniejszy pokój ma świecie. Pokój był w zielono-czarnych kolorach. Dwie ściany były czarne, a dwie limonkowe.
Duże łóżko, toaletka, puchaty dywan, dużo poduszek i mój ukochany średniej wielkości pluszak, jednorożec Zbisław. Balkon, niby, pokój był nieduży, ale miejsca było w nim sporo.

- idziemy na balkon? - zapytał Toby.

- no można iść. - odpowiedziałam.

Oparłam się o barierkę, niedługo po tym poczułam ten sam uścisk co wtedy w kuchni..

Złap mnie za rękę i trzymaj jak szczęście..|Ticci TobyWhere stories live. Discover now