Rozdział LXVIII ,,Nie wierz we wszystko co widzisz"

1.4K 79 8
                                    

- Wchodźcie - powiedział Deaton i zamknął za nami drzwi.

- Mamy tu dwa beznadziejne przypadki... - Wskazałam dłonią na mnie i na Dereka.

Deaton od razu spojrzał na moją ranę. Nic nie mówił, ale widziałam po wyrazie jego twarzy, że nie jest dobrze.

- A tobie co dolega? - zapytał. Tym razem podszedł do Hale'a i zmierzył go czujnym wzrokiem.

- W zasadzie ze mną jest już w porządku - odpowiedział i wzruszył ramionami.

- Oprócz tego, że Pierwotny Wampir, a raczej Pierwotna Hybryda dyktuje mu co ma robić, przy czym odbiera mu wolną wolę. Reszta rzeczywiście jest w porządku - dodałam sarkastycznie i usiadłam na wielkim, skórzanym fotelu w salonie.
Deaton pokiwał głową w geście zrozumienia i ruszył w stronę kuchni.

- Przygotuję okład - krzyknął znikając w drugim pokoju.

Derek spojrzał ma mnie, a raczej na moją ranę na szyi.

- Bardzo duża? - zapytałam niepewnie. Nie chciałam oglądać jej w lustrze.

Derek szukał odpowiednich słów, aby nie zdołować mnie jeszcze bardziej, lecz nie za bardzo mu to wychodziło.

Druid wrócił do salonu z opatrunkiem, z którego wydzielał się bardzo ciężki, ziołowy zapach, który drażnił moje nadwrażliwe nozdrza. Odchyliłam głowę na bok, a delikatny materiał powoli lądował na mojej skórze. Początkowo pod naciskiem dość ciężkiego opatrunku ból się nasilił, ale już po chwili zioła zaczęły działać cuda i dały mi niesamowitą ulgę.

- Zakładam, że ugryzł cię wilkołak, bądź hybryda - powiedział Deaton.

Widziałam jak ciało Dereka całe zesztywniało i już chciał przyznać się do winy, ale szybko odezwałam się jako pierwsza.

- Niefortunny wypadek. Tyle że jak się okazało tylko krew pierwotnej hybrydy może przywrócić mnie do stanu wyjściowego, a sam dobrze wiesz jakie stusunki łączą mnie z Klausem, więc pomyślałam, że może masz jakieś swoje magiczne spodoby na pozbycie się tego czegoś z mojej szyi. - Mówiąc to uniosłam opatrunek i pokazałam mu ranę zadaną przez Dereka.

Deaton pomyślał chwilę i ruszył w stronę regału, który jakimś cudem wciąż nie zawalił się pod ciężarem książek i notesów. Wyciągnął kilka z nich i położył na stoliku.

- Czeka nas długa noc - dodał podając każdemu z nas po jednej z ksiąg. - Musimy znaleźć jakiekolwiek wzmianki o odtrutkach na wszelaką broń używaną przeciwko istotom nadprzyrodzonym. Zadzwonię do Scotta. Przyda nam się każda para rąk.

Bo czasu jest niewiele...

Gdy odszedł do drugiego pokoju Derek szepnął tak cicho, że usłyszałam go tylko dlatego, że mój słuch wzmocnił się o jakieś tysiąc procent.

- Jeżeli będzie tu więcej osób nie wiem czy wytrzymam. Ledwo co powstrzymuję się przy Deatonie...

Wiedziałam, że to wyznanie kosztuje go bardzo dużo, w końcu Derek nigdy nie przyznawał się do swoich słabości. Deaton raczej nie trzyma krwi w lodówce, więc musiałam szybko coś wymyślić. Ruszyłam w stronę łazienki, a gdy po chwili wróciłam z powrotem do salonu wskazałam skinieniem głowy na łazienkę. Derek spojrzał na mnie nieco zdezorientowany, ale w końcu wstał z kanapy i ruszył w jej kierunku. Czeka tam na niego mała niespodzianka.

Będąc w ubikacji nadgryzłam nadgarstek i wlałam swoją krew do podłużnej szklanki, którą zwinęłam ze stolika w salonie. Mam szczerą nadzieję, że to niecałe pół litra pomoże Derekowi.

Survivor [Derek Hale]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora