Rozdział LXV "Samotny wieczór"

1.7K 92 10
                                    

Wracając od Scotta próbowałam dodzwonić się do Petera. Za piątym nieodebranym połączeniem straciłam już nadzieję i gdy byłam już niemal pod swoim domem naprawdę zdziwiłam się gdy zobaczyłam twarz starszego Hale'a, która wyświetliła mi się na ekranie.

- No proszę, jednak raczyłeś się odezwać - powiedziałam nieco prześmiewczo. Zauważyłam, że moje rozmowy z Peterem zawsze się tak zaczynają.

- Dla ciebie zawsze znajdę czas - dodał równie prześmiewczym tonem.

- Gdzie jesteś? Mam ci coś ważnego do powiedzenia.

- Najwidoczniej będziesz musiała pochwalić się wieściami przez telefon, bo właśnie jestem w drodze - odparł.

- Dokąd? - zapytałam zdziwiona.

- Jak najdalej od Beacon Hills, no a przynajmniej jak najdalej od Klausa. Myślisz, że darowałby mi branie udziału w wybijaniu wilkołaków, które z resztą w większości sam sprowadziłem do miasta? - zapytał, a ja nie odpowiedziałam. - No właśnie, ta cisza mówi sama za siebie - dodał. Mogę się założyć, ze na jego twarzy pojawił się zawadiacki uśmiech. - A więc co chciałaś mi powiedzieć?

- To że znów jestem w stanie skopać ci porządnie tyłek, Hale - Uśmiechnęłam się pod nosem.

- A co? W ciągu godziny poznałaś wszystkie sztuki walki? To i tak za mało żeby mnie pokon...

- Jestem wampirem - powiedziałam donośnie, przerywając mu w pół zdania. - A Derek został przemieniony w hybrydę.

Usłyszałam pisk opon, a po chwili głośny krzyk Petera, który połączony z moim wrażliwym słuchem wampira sprawił, że niemal ogłuchłam.

- Co?! Zostawić was na chwilę samych i jak to się kończy?! - krzyknął wściekle pomiędzy wulgaryzmami i obelgami. Gdy nieco ochłonął dodał:

- Utrzymaj go jak najdalej od ludzi i nie pozwól, aby miał kontakt z Klausem.

- No co ty nie powiesz, geniuszu... - skomentowałam przekornie, ale zdawał się nie zwracać na to uwagi.

- Mam pomysł. Wrócę za kilka dni, a w tym czasie nie dajcie zrobić sobie krzywdy - dodał i odrzucił połączenie. Przyzwyczaiłam się już do tego, że każda rozmowa telefoniczna z Peter'em kończy się bez zbędnych pożegnań, ale nie mam mu tego za złe. Najważniejsze jest to, że Peter zawsze miał plan.

Gdy wróciłam do domu od razu zeszłam do piwnicy sprawdzić co u Dereka. Hale siedział na ziemi oparty plecami o ścianę.

- Powiadomiłam najbliższych o tym, co się wydarzyło - powiedziałam, aby przerwać niezręczną ciszę.

Widok zadręczającego się Dereka łamał mi serce, lecz mimo to wiedziałam że postępuję słusznie.

- Mam nadzieję, ze będą trzymać się ode mnie z daleka - dodał i powoli wstał z ziemi, po czym otrzepał ręce.

- No tak, bo zazwyczaj byłeś taki towarzyski, że spędzałeś każdą wolną chwilę ze Stilesem - dodałam z wyczuwalną ironią w głosie, na co Derek uśmiechnął się pod nosem i podszedł w moim kierunku. Gdy był wystarczająco blisko wsunęłam dłoń przez kraty i pogłaskałam go po policzku. - Kocham cię - powiedziałam. - I zrobię wszystko abyśmy mogli żyć jak dawniej - dodałam patrząc mu prosto w oczy.

Rano Scott przywiózł mi kilka torebek krwi, które schowałam w lodówce. Mimo tego, że widząc czerwoną, gęstą ciecz miałam ochotę rozerwać worki, powstrzymałam się wiedząc, że muszę być silna i dawać Derekowi jak najlepszy przykład. Gdy zeszłam z jedną z torebek do piwnicy Derek w mgnieniu oka pojawił się przy kratach i bacznym wzrokiem obserwował każdy mój ruch, co chwilę oblizując spierzchnięte usta.

Survivor [Derek Hale]Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu