Rozdział VII ,,Persona non grata"

5.8K 257 17
                                    

Musiałam rozprawić się z dwoma wampirami. Jeżeli będą tak samo młodzi jak ten, którego już się pozbyłam, nie będę miała z tym żadnego problemu. Plan ułożył się w mojej głowie w kilka sekund. Teraz wystarczyło tylko poczekać aż się ściemni. Pod osłoną nocy obejdzie się bez przypadkowych świadków. Nie potrzebujemy ludzi, którzy zaczeliby węszyć odnośnie spraw nadprzyrodzonych. Do wieczora musiałam ukrywać się przed wampirami. Najbliżej znajdowała się klinika weterynaryjna, do której się udałam. Poczekałam w recepcji, aż klient z psiakiem opuści gabinet po czym weszłam do środka.

- Witaj Alexandro. Miło Cię widzieć. Jak mijają pierwsze dni w Beacon Hills? - Od razu zagaił Deaton. Od tego człowieka bije niesamowite ciepło.

- Dzień dobry. Dzień jak codzień. Trochę mi się samej nudzi więc przyszłam do ciebie - skłamałam, wkładając dłonie do tylnych kieszeni spodni.

- Bardzo się cieszę, możesz mi pomóc w przyjmowaniu kolejnych pacjentów - odparł, uśmiechając się do mnie szczerze.

- Ja? - zapytałam zdziwiona, lecz druid zapraszał już kolejnych klientów do gabinetu. Do środka wszedł chłopak w wieku mniej wiecej Scotta i reszty paczki. Na rękach trzymał psa.

- Hej Charlie. I jak, gotowy na operację? - Deaton zwrócił się do psa, glaszczac go po głowie. Chłopiec położył pupila na stole i opuścił gabinet.

- Charlie jest już bardzo stary i nie wiadomo czy przeżyje. Tym bardziej nie mogę go uśpić na czas trwania operacji, bo to tylko pogorszy sprawę. Mam nadzieję, że już wiesz co miałem na myśli mówiąc, że potrzebuję twojej pomocy - powiedział Deaton.

Dobrze wiedziałam o co chodzi. Druid zaczął operować biednego psiaka, a ja w tym czasie zabierałam jego ból. Są pewne momenty, w których jestem dumna z bycia wilkołakiem. To jest jeden z nich. Przegadałam z Deatonem kilka dobrych godzin, od czasu do czasu pomagając mu w wiadomy sposób. Opowiedział mi dużo o sobie, o mieście i o ludziach, których poznałam. Ja tak samo powiedziałam mu kilka informacji o mnie. W końcu poprosiłam go o numer telefonu do Dereka, ale go nie posiadał więc dostałam numer Stiles'a. Nie ważne kto,ważne że z samochodem. Zadzwoniłam do chłopaka, który odebrał po kilku sygnałach.

- Ha-looo? - powiedział tym swoim Stailsowym głosem, przeciągając ostatnią sylabę.

- Hej, tu twoja ulubiona kuzynka. Liczę, że zaraz odbierzesz mnie od Deatona. Czekam z niecierpliwością i nie znoszę sprzeciwu. Paaaa - mówiąc ostatnie słowo rozłączyłam się.

Przynjamniej nie miał czasu by się nie zgodzić. Deaton spojrzał na mnie zdziwiony lecz niczego nie skomentował. Stiles po chwili zapukał do gabinetu i razem wyszliśmy na zewnątrz. Szybko weszłam do niebieskieego jeepa, starając się zniżyć jak najbardziej na siedzeniu.

- Możesz mi powiedzieć co tak właściwie robisz? - zapytałam końcu Stiles.

- Nie widać? Siedzę - odparłam, niemalże dotykając plecami poziomej części fotela.

- Ale dla... A zresztą, nieważne - przerwał gdy zobaczył, że patrzę na niego wzrokiem mówiącym jeszcze słowo a skończy mi się cierpliwość.

- Gdzie cie podrzucić?

- Do loftu Dereka.

- Jak ci się z nim mieszka? - zagaił odpalajac silnik.

- Jest wkurzajacym, zbyt pewnym siebie, bucowatym i gburowatym gnojkiem, wstajacym przed szóstą i zmuszającym niewinnych ludzi do wysiłku jeszcze zanim wypiją kawę.

- Stary, dobry Derek. W ogóle się nie zmienił - podsumował Stiles na co się uśmiechnęłam.

- Scott mówił, że zapraszał cie wczoraj do mnie. To jak, wpadasz? Będą wszyscy. To świetna okazja żeby się lepiej poznać - dodał.

Survivor [Derek Hale]Where stories live. Discover now