Rozdział LXVI ,,Wypuść mnie"

1.7K 79 8
                                    

- Od kiedy tak za nim tęsknisz? - zapytałam opryskliwie i skrzyżowałam ręce na piersi, opierając się o drzwi samochodu.

- Mogłabyś raz w życiu po prostu odpowiedzieć na moje pytanie? - zapytał tracąc cierpliwość.

Najwidoczniej bardzo mu zależy na tym, aby jak najszybciej znaleźć Dereka, bo inaczej nie odpuściłby słownej potyczki.

- Jest bezpieczny. A co najważniejsze, nie ma styczności z tobą - odpowiedziałam patrząc mu prowokująco w oczy.

Klaus w mgnieniu oka znalazł się tuż przy mnie. Ścisnął moje gardło i podniósł kilka centymetrów do góry. Automatycznie próbowałam wyrwać się z jego uścisku, ale niby jak mogłam równać się z Pierwotnym, który na dodatek stał się hybrydą.

- Gdzie on jest?! - syknął wściekle patrząc mi prosto w oczy.

- Prędzej... zginę... niż... oddam go... w twoje... ręce - odpowiedziałam próbując łapać oddech. Klaus widząc mój upór puścił zaciśniętą dłoń na mojej krtani, a ja zaczęłam łapać większe hausty powietrza, aby w końcu dojść do siebie.

- W porządku - powiedział w końcu i uśmiechnął się niewinnie, co w jego przypadku może oznaczać tyle, że w jego chorej głowie właśnie ułożył się plan. - Sam go znajdę. A może to on będzie szukał mnie... - dodał tajemniczo i uśmiechnął się pod nosem gdy piorunowałam go wzrokiem.

- Nie waż się go tknąć - syknęłam wściekła, lecz Klaus tylko zaśmiał się i spojrzał na mnie pobłażliwie, jakbym była dzieckiem po czym odwrócił się i odszedł, co zdenerwowało mnie jeszcze bardziej. Z całych sił starałam się nie rzucić na jego plecy, żeby rozerwać je na kawałki. Muszę przyznać, że moja samokontrola jest zdecydowanie lepsza niż za pierwszym razem. Nowo narodzonym wampirom jest naprawdę ciężko zapanować nad sobą. W dodatku nasze emocje odczuwalne są dwa razy mocniej i moja nienawiść do Klausa urosła właśnie do granic możliwości.

Gdy już prawie zniknął za ścianą budynku odwrócił głowę w moim kierunku i z aroganckim uśmiechem dodał:

- Od teraz jest mój.

I w tym momencie moja samokontrola poszła w niepamięć.

Poczułam jak pod moimi powiekami uwypuklają się żyły, dziąsła pulsują jak szalone, a całe ciało napręża się do ataku. W ciągu sekundy znalazłam się przy Klausie, który jednyn ruchem ręki powalił mnie na ziemię. Wściekła zaczęłam wyrywać się z jego uścisku. Mimo że nie miałam z nim szans, czułam satysfakcję z tego, że dość mocno zraniłam jego ramiona, gdy odpierał moje ataki. Na początku cały czas towarzyszył mu ten uśmiech, który chciałam zetrzeć z jego twarzy, ale po chwili wydawał się już znudzony, więc podniósł nie i przycisnął do zimnej ściany budynku.

- Wystarczy - powiedział zachrypniętym tonem. - Ale muszę przyznać, że masz tupet - dodał puszczając moje ciało, które zachciało się upadając na ziemię. - Znów możemy walczyć jak kiedyś, bez obawy że zrobię ci krzywdę. Twoja człowiecza forma była niemal bezużyteczna. Można powiedzieć, że cie naprawiłem - dodał dumnie i odszedł, znikając za rogiem budynku.

Gdy jego wysoka postać zniknęła z mojego pola widzenia, otrzepałam ręce i wściekła ruszyłam do samochodu.

Zaparkowałam pod domem i dopiero gdy puściłam kierownicę zauważyłam, że trzymałam ją tak mocno, że moje palce zostawiły na niej zagłębione ślady. Wzięłam kilka głębokich oddechów i dopiero gdy ochłonęłam weszłam do domu. Zabrałam worek z krwią i ruszyłam prosto do piwnicy. Derek czytał właśnie ,,Wichrowe wzgórza", a gdy zobaczył że zbliżam się z workiem wystawił przez kraty swój kieliszek, który napełniłam. Hale starał się nie wypić go całego na raz ale wiedziałam, że sprawiało mu to wiele trudu.

Survivor [Derek Hale]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz