Rozdział XLVII ,,Nie jestem ci nic dłużny"

1.9K 101 4
                                    

Widząc Klausa w towarzystwie Petera wiedziałam jedno - to mieszanka wybuchowa.

Mimo tego, że próbowałam zachować zimną krew, mój wyraz twarzy zdradzał wszystko. Klaus powoli schodził po schodach, uśmiechając się w moim kierunku.

- A cóż to z zdziwiona mina, moja droga? - zapytał, unosząc bujne brwi.

- Po prostu dopiero teraz dostrzegłam jak bardzo jesteście do siebie podobni. Nadprzyrodzeni, przebiegli, aroganccy, wysocy blondyni, myślący, że są w stanie zapanować nad całym światem - powiedziełam w końcu,  zerkając na jednego i drugiego. 

- Mamy również wiele wspólnych zainteresowań, prawda Peter? - zapytał Klaus, na co Hale przytaknął mu skinieniem głowy. 

- Z chęcią o nich posłucham - powiedziałam z chytrym uśmieszkiem.

- Władza, siła i ty - odpowiedział, po czym widząc zdziwienie na mojej twarzy uśmiechnął się zadowolony, na co przekręciłam oczami.

- A ty co tu robisz? - zapytałam Petera, nie mając pojęcia jakie są jego zamiary.

- Wpadłem wczoraj wieczorem i jakoś tak wyszło, że zostałem aż do teraz - odpowiedział wzruszając ramionami. 
Spojrzałam na wampira i wilkołaka, po czym jednoznacznie poruszyłam brwiami.

- Nie, Lexi... Nic z tych rzeczy - odpowiedział Hale, który od razu domyślił się, że zasugeruję coś związanego z gejowskim seksem.

Klaus w wampirzym tempie znalazł się za moimi plecami i ścisnął moje ramiona.

- Dostałeś co chciałeś, Peter. Teraz proszę cię abyś chwilę poczekał, gdyż muszę zająć się moim drugim gościem - powiedział po czym przejechał opuszkiem palca po mojej szyi, aby w końcu wbić się bez ostrzeżenia w żyły.

Poczułam ból, ale zdecydowanie gorsze było poczucie upokorzenia. Klaus zrobił to przy swoich ludziach i przy Peterze. Przez chwilę złapaliśmy kontakt wzrokowy, ale wilkołak szybko opuścił wzrok, a na jego twarzy pojawiła się chwila dezorientacji i zakłopotania. Klaus w końcu wyciągnął kły i pocałował mnie w miejsce, z ktorego wciąż sączyła się stróżka czerwonej cieczy. 

- Mamy gości - powiedział z uśmiechem. Dosłownie kilka sekund później wielkie drzwi do willi otworzyły się, a do środka wpadły dwie znane mi postacie. Pierwszą z nich była czarnoskóra dziewczyna, którą poznałam w nocy, z tą różnicą, że tym razem nie towarzyszył jej radosny uśmiech, ale grymas na twarzy. Drugą postacią był chuderlawy chłopak, który wciąż próbował wyrwać ramię z uścisku dziewczyny.

- Naomi! Widzę, że przywiozłaś drugiego uciekiniera - usłyszałam ochrypły głos Klausa.

Zdenerwowana spojrzałam na Stilesa, który na szczęście był w jednym kawałku, ale gdy chłopak spojrzał na mnie, a dokładnie na moją krwawiącą szyję, zamarł w bezruchu. Uśmiechnęłam się do niego, aby dodać mu otuchy.

- A więc zacznijmy od początku. Ty - pokazał na Stilesa - i ty - tym razem wskazał Petera - wpadliście na genialny pomysł wywiezienia Lexi z miasta, ale na szczęście jeden z was poszedł po rozum do głowy. Peter - tym razem zwrócił sie bezpośrednio do wilkołaka - współpraca z tobą przebiegła pomyślnie, więc dostaniesz to, o co prosiłeś - dodał tajemniczo, na co Hale odparł mu skinieniem głowy. - Natomiast ty - powiedział patrząc na Stilesa - poniesiesz konsekwencję swojego bezmyślnego zachowania.

- Nie! - krzyknęłam przerażona. - To był mój pomysł! Chciałam żeby wyglądało naturalnie, więc poprosiłam Stilesa żeby mnie porwał - zaczęłam mówić co mi ślina na język przyniesie tylko po to, aby gniew Klausa skomulowany był na mnie, a nie na chłopaku.

Survivor [Derek Hale]Where stories live. Discover now