Rozdział XXXIX ,,To nie był przypadek"

2.6K 107 8
                                    

- Puk, puk! Jest tu ktoś? Nie? To idę do domu... - powiedziałam otwierając niechętnie drzwi willi, ale jak już odwróciłam się na pięcie, aby wyjść usłyszałam oschły głos Klausa.

- Ani mi się waż - powiedział i ruszył w dół po schodach.

- Cieszę się, że tym razem twoja punktualność nie podlega dyskusji - dodał i pocałował mnie w wierzch dłoni

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

- Cieszę się, że tym razem twoja punktualność nie podlega dyskusji - dodał i pocałował mnie w wierzch dłoni.

- Nie żebym przyszła tu z przyjemnością... - mruknęłam pod nosem.

- Jeszcze zobaczysz, że twoje podejście się zmieni. W końcu najbliższe południa będziemy spędzać razem - powiedział z udaną radością po czym objął mnie ramieniem.

Juhu...

- Wydawało mi się, że potrzebowałeś tylko mojej krwi, a nie towarzystwa.

- A czemu by nie połączyć jednego z drugim? - zapytał i delikatnie pchnął mnie w stronę schodów prowadzących na górę.

Idąc po stopniach czułam na sobie spojrzenia wampirów, które co chwile przemieszczały się w willi w nadludzkim tempie. Wścibskie pijawki...

- Zabraleś ze sobą całą świtę, a nie zaprosiłeś brata? - zagaiłam, pytajac o jedyną znaną mi osobę z jego bliskiego otoczenia.

- Elijah jest w tym momencie... niedysponowany - powiedział zastanawiając się chwilę nad ostatnim słowem.

Weszliśmy do pomieszczenia, które pełniło funkcję biura, a sam Klaus usiadł na wielkim, skórzanym fotelu znajdującym się za szerokim drewnianym biurkiem. Dookoła roznosił się ciężki, a zarazem elegancki mahoniowy zapach.
Czułam się niekomfortowo stojąc na samym środku i nie mając gdzie usiąść, ale Klaus zdawał się tego nie zauważać. Po chwili do pokoju weszła znana mi postać w białym fartuchu. Zmierzyłam ją morderczym wzrokiem.

- Poznałaś już doktora Federicka, prawda? - Na twarzy Klausa po raz kolejny pojawił się  szyderczy uśmieszek.

- Tak - odparłam sucho wciąż lustrując mężczyznę, który kilka dni temu zajmował się mną w szpitalu. Był to lekarz, który miał zostać ściągnięty z innego miasta specjalnie po to, aby mi pomóc.

Klaus wstał z fotela i wskazał gestem dłoni, abym na nim usiadła, co po chwili zrobiłam. Doktor podszedł do mnie wraz z wielką, skorzaną torbą, z której wyciągnął niewielki, przezroczysty pojemnik oraz zestaw igieł.

- Okej... Robi się coraz dziwniej...  - skomentowałam widząc jak Federick zakłada igłę na przezroczystą rurkę połączoną z pojemnikiem.

- Jak już wspominałem, potrzebuję twojej krwi - powiedział Klaus.

- Ale myślałam, że chodzi ci o łyk dziennie, a nie o jakiś litr! - krzyknęłam spanikowana, gdy doktor zaczął zbliżać się do mnie z długą igłą.

Survivor [Derek Hale]Where stories live. Discover now