Rozdział XLVIII ,,Kiedy kochasz, pozwól odejść"

Start from the beginning
                                    

- Czyli przez ten cały czas byłaś bardziej szczera wobec pierwotnego wampira, który sprzedał twoje życie za jakieś dziennik, a nie mnie? A może wciąż coś do niego czujesz? Lexi którą poznałem, nie pozwoliłaby na to, aby jakaś pijawka mówiła jej co ma robić - dodał z obrzydzeniem.

- Żartujesz sobie?! Niczego bardziej nie pragnę, niż pozbyć się go z mojego życia!

Derek zaśmiał się pod nosem i usiadł na kanapie.

- I niby dlaczego miałbym ci w to uwierzyć? - zapytał, przekręcając z niedowierzaniem głową.

- Odkryłam przed tobą wszystkie karty, a to czy uwierzysz w to czy nie, zależy tylko i wyłącznie od ciebie - odparłam smutnym tonem.

Z całego serca pragnęłam, aby zrozumiał, że kierowałam się strachem o życie zarówno jego jak i reszty przyjaciół.

- Był twoją pierwszą miłością, wymieniasz z nim krew, codziennie spędzasz z nim więcej czasu niż ze mną. Lex, on przywrócił cie do życia! Jaką mogę mieć pewność, że nie czujesz do niego tego samego, co on w stosunku do ciebie?!

- Kocham ciebie. Tylko i wyłącznie ciebie - powiedziałam patrząc mu prosto w oczy, ale jego wyraz twarzy w ogóle się nie zmienił, a w jego zielonych źrenicach widziałam tylko ból i pogardę.

- Wrócę do mojego domu - powiedziałam przerywając kolejną falę długiej ciszy, po czym podeszłam do szafy i zaczęłam wyjmować z niej moje rzeczy. - Poza tym uważam, że nie powinnam mieszkać pod jednym dachem z Peterem - dodałam.

- Masz rację. Jeden zdrajca w tym domu stanowczo wystarczy - odparł oschle.

Dobrze, że akurat stałam tyłem do wilkołaka, bo jego słowa złamały mi serce, a z oczy zaszkliły się od natłoku łez.

Zabrałam klucz do jednego z samochodów Petera. Skoro zrobił co zrobił, nie miałam skrupułów, aby zabrać go bez pytania na kilka dni. Wepchnęłam moje rzeczy do bagażnika i ruszyłam pod miejsce, w którym nie było mnie od kilku tygodni. Wchodząc na ganek przypomniałam sobie wszystkie sytuacje, w których Kai skrzywdził mnie w tym domu. Mimo to musiałam gdzieś się podziać...

Wrzuciłam torbę z ubraniami na łóżko, po czym zajęłam się przygotowywaniem pokoi do ponownego przyjęcia starej lokatorki. Po kilku godzinach pracy wróciłam do auta. Musiałam pojechać jeszcze w jedno miejsce...

- Hej.

- Hej. - Usłyszałam odpowiedź Stilesa, którego głowa wystawała zza drzwi jego domu.

- Wszystko w porządku?

- Tak, tak - odpowiedział szybko.

- Cieszę się, że nic ci się nie stało.

- Jak widać jestem cały - dodał ze smutnym uśmiechem.

- Mogę wejść? - zapytałam.

Stiles zmieszał się przez chwilę, ale w końcu otworzył szerzej drzwi.

Stiles zmieszał się przez chwilę, ale w końcu otworzył szerzej drzwi

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Survivor [Derek Hale]Where stories live. Discover now