Rozdział IX ,,Niespodzianka"

Comenzar desde el principio
                                    

Miałam niesamowitą ochotę na chwilę zapomnienia więc mijając granicę Beacon Hills zatrzymałam samochód przy lesie, a sama ruszyłam w bieg. Moment kiedy czuję chłodny wiatr na twarzy podczas sprintu jest nie do opisania. Ruszyłam w odległe rejony, w których nie miałam okazji wcześniej przebywać. Słyszałam odgłosy spłoszonych zwierząt i szum liści, ale im bardziej kierowałam się na zachód tym coraz głośniej słyszałam odgłosy walki i uderzeń. Wiatr wiał ze wschodu więc nic nie czułam. Podeszłam zwinnie coraz bliżej uważając aby nie zdradzić swojej pozycji, co w zasadzie było proste bo będąc pół wampirem potrafię poruszać się bezszelestnie, nawet stąpając po liściach czy suchych gałęziach. Z oddali widziałam polanę, a na niej cztery osoby, choć raczej po tym jak walczyli mogę spokojnie stwierdzić, że to wilkołaki. Przy krawędzi łączącej polanę z lasem stał wielki, spalony dom, który w latach swojej świetności musiał robić niesamowite wrażenie, a teraz straszył zawaleniem. W walczących postaciach od razu poznałam trzech uczniów Beacon Hills - Isaaca, Boyda i Ericę. Mentorował im nie kto inny, a sam Derek Hale. Schowana za grubym konarem ogladałam jak uczy ich obrony, pokazuje uniki oraz daje możliwość walki ze sobą. Widać, że dba o swoje stado i chce aby każdy jej członek był silny.

Bardzo długo przygladałam się poczynianiom tych dzieciaków aż w końcu Derek stwierdził, że zajęcia dobiegły końca. Trójka młodych wilkołaków ruszyła w stronę ścieżki śmiejąc się i szturchajac nawzajem. Hale wszedł do domu, a ja ruszyłam w jego stronę. Będąc już przed samymi wejściem podnioslam rękę aby zapukać ale uprzedził mnie Derek otwierając drzwi. Był wyraźnie zaskoczony.

- Targaryan, co tu robisz? - zapytał, mrużąc oczy.

- To twój rodzinny dom, prawda?

Pokiwał twierdząco głową.

- Masz szczęście, że mimo wszystko możesz wrócić do miejsca gdzie się wychowywaleś - powiedziałam, usmiechając się smutno.

- Zaraz po pożarze zostawilem to wszystko i wyjechałem ale jednak coś mnie tu ciągnęło. Najwidoczniej Beacon Hills jest na mnie skazane - westchnął.

Usiedlismy na schodach ganku i zaczęliśmy rozmawiać o dzieciństwie. O tym jakie było spokojne i niewinne. Tak jak można było się spodziewać Derek był urwisem, który często wdawał się w bójki, grał w szkolnej drużynie koszykarskiej i nie miał za dobrych ocen.
Ja byłam jego przeciwieństwem. Grzeczna, ułożona i nieco rozpieszczona dziewczynka w falbaniastej sukience, która uczyła się najlepiej w klasie i chodziła na różne zajęcia dodatkowe.

- Gdybyśmy się wtedy poznali raczej byśmy się nie polubili. Zawsze wkurzał mnie taki typ cwaniaczka, który myśli, że jest niewiadomo kim - skomentowałam, przyglądając się coraz bardziej zachmurzonemu niebu.

- Bo niby lepiej było być kujonką i chodzić na te wszystkie zajęcia artystyczne - zaśmiał się Derek. - Jak wy kujony na to mówiliscie? Miejsce gdzie można odkryć siebie i swoją duszę? - zaśmiał się, zmieniając głos na niższy.

- Spadaj, Hale - odparłam i szturchnęłam go w ramię na co uśmiechnął się swoim rzadkim uśmiechem.

- Bardzo mi kogoś przypominasz, Targaryan. Kogoś ze szkoły... - zamyslił się.

- Pewnie jakąś kujonkę, której dokuczałes i która miała cię po dziurki w nosie.

- Dokuczanie jej to był początek naszej znajomości - powiedział nieco smutnym tonem, po czym wstał i wyciągnął dłoń w moją stronę. - Wstawaj. Pora się zbierać - dodał, a gdy załapałam go za rękę pociągnął mnie delikatnie w górę aby pomóc mi wstać.

Jego dłoń mimo swoich wielkich rozmiarów była delikatna i ciepła. Trzymalśmy się za ręce nieco za długo przez co oboje się speszyliśmy, opuszczając wzrok.
W końcu puściłam jego dłoń.

Survivor [Derek Hale]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora