S2 Rozdział 21

84 9 8
                                    

April

Z nieprzyjemnej grupy zginęli wszyscy oprócz Arvo.  W pewnym momencie pojawiła się tu Jane zabijając jednego z mężczyzn. Nagle Kenny rzucił się na mlodwgo ruska, a wszyscy oprócz Clem, Ruth i Carl'a zaczęli go od niego odciągać. Ja też zaczęłam to robić, a gdy Kenny odpuścił odwróciłam się do chłopaka.
Uśmiechnęłam się i z całej siły uderzyłam go pięścią w twarz. Z jego nosa poleciała krew i zaczął krzyczeć. Wtedy znowu go uderzyłam, ale ktoś objął mnie w pasie u zaczął ciągnąć w tył.

- Ron kurwa zostaw mnie! Ten dupek na to zasłużył.

- Wiem, ale nie możemy go zabić - wyrwałam się z uścisku i znów zaczęłam bić chłopaka. Nie patrzyłam gdzie trafiam, ani jak mocno. Po prosru chciałam żeby cierpiał. Tym razem Carl i Ron zaczęli mnie od niego odciągać. W końcu odpuściłam...

- Proszę, nie zabijajcie mnie!

- Niby dlaczego mielibyśmy tego nie robić?! - krzyknęłam z nienawiścią w oczach.

- Mogę was zaprowadzić do mojego obozu i dać wam to czego potrzebujecie.

- Skąd mamy wiedzieć, że nas kurwa nie oszukasz? - spytał zły Kenny.

- Obiecuję...

- Co robimy? - spytała Rosita, a ja spojrzałam na Arvo.

- Dobra, ale jeśli okaże się, że nas oszukałeś, to odetnę ci nogę i dam ci ją do jedzenia - powiedziałam, a Ruth związała mu z tyłu ręcę pchając go tak, że upadł na twarz. Podeszłam do Sashy która siedziala przy Saricie.

- Co z nią?

- Nie żyje - odwróciłam się i spojrzałam smutno na Kennego. Podszedł do mnie i położył rękę na moim ramieniu.

- Co się stało? - nie odpowiedziałqm tylko wskazałam ciało. Mężczyzna zaczął krzyczeć i płakać.

- Sarita! Nie... To wina tego chuja.

- Nie martw się, da nam to czego chcemy, a potem zabijemy jego i jego ludzi - powiedziałam, a facet klęknął koło swojej martwej dziewczyny.

- Musimy iść, inaczej zamarźniemy - powiedział Luke i powoli zebraliśmy się do podróży...

  Siedem godzin później

Idziemy  już długo, a w oddali zobaczyliśmy jakiś budynek.

- To tu - spytała popychając ruska Ruth.

- Nie... To jeszcze kilkanaście kilometeów stąd... - odpowiedział, a ja spojrzalam na kuśtykającego Luke'a.

- Musimy się w końcu zatrzymać. To miejsce chyba będzie dobre - powiedziałam, a większość się zgodziła. Weszliśmy na teren najprawdopodobniej starej elektrowni i zaczelismy rozpalać ognisko. Kenny pilnował bramy, Jane gdzieś poszła, a reszta usiadła wokół ogniska.

- Jak się czujesz? - spytał Ron łapiąc moją rękę.

- Zajebiście, ale jak zabiję tego palanta będzie jeszcze lepiej.

- A ja ci pomogę - dodała Ruth, a ja się uśmiechnęłam.

- Wiecie... Dziś mam urodziny - powiedział nagle Luke.

- Skąd wiesz? - spytał Shane.

- No wiecie, mniej więcej w tym okresie - powiedział, a Rosita wyciągnęła coś z torby.

- Znalazłam to i wiedziałam, że się przyda - powiedziała pokazując butelkę wina. Podała ją Luke'owi, a ten ją otworzył.

- Więc, za wszystkich którzy tutaj są i za tych którzy już odeszli - powiedział i wziął łyka, po czym podał butelką dalej. W końcu flaszka doszła do mnie. Przez chwilę wachałam się, ale ostatecznie wzięłam dużego łyka...

  Hej! Jak myślicie, może trzeba dać szansę ruskowi? Mam nadzieję że rozdział się podobał :) Cześć
#MrsRhee

✔Other Story - The Walking DeadOù les histoires vivent. Découvrez maintenant