Rozdział 36

123 14 4
                                    

                            April

Obudziły mnie czyjeś kroki. Otworzyłam oczy i ujrzałam czyjąś sylwetkę.

- Yyy... Halo?

- To ja Ron.

- Co robisz?

- Nie mogę zasnąć. Byliśmy tak głupi że tu przyszliśmy - nie powinni się obwiniać. Nie mogli tego przewidzieć.

- Chodź - wyciągnęłam ręce w stronę chłopaka, a ten złapał je i usiadł obok.

- Nie powinieneś się obwiniać. Każdy pewnie zrobiłby podobnie na waszym miejscu.

- Pewnie masz rację. Możemy pogadać o tym kiedy tu przyszłaś? - pewnie chodzi o ten pocałunek. Chyba nie powinnam tak po prostu go całować. Słaba akcja

- Pewnie...

- Po tym co działo się w ostatnich dniach wiem, że nigdy nie wiemy kiedy przyjdzie koniec... Kocham Cię. Zostaniesz moją... Dziewczyną. Wiem to wszystko brzmi głupio jak w jakiejś słabej komedii romantycznej, ale...

- Tak, zostanę twoją dziewczyną... Kocham cię - przytuliłam mocno chłopaka, a on zaczął głaskać mnie po włosach.

- Naprawdę?

- Yhym... Wiesz wydaję mi się, że powinniśmy iść spać. Nie wiemy co czeka nas jutro - położyłam się na ziemi i zamknęłam oczy. Słyszałam jak chłopak się kładzie. Powoli zasnęłam...

 Rano

Obudziłam się i powoli wstałam.  Ron jeszcze śpi. Ujrzałam Carla siedzącego w rogu pokoju. Podeszłam do niego i przed nim ukucnęłam.

- Nie martw się. Ona żyję.

- Coraz bardziej w to wątpię.

- Też pewnie bym wątpiła - wstałam i odeszłam od chłopaka. Ron zaczął się już przebudzać. Podeszłam do drzwi i zaczęłam w nie walić i kopać.

- Nie możecie nas tutaj trzymać. Wypuścicie nas stąd. Halo! - usłyszałam kroki i usłyszałam głos zza drzwi.

- Czego?

- Po co nas tu trzymacie?! Co to do cholery ma być?

- Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie.

- Pierdol się - mężczyzna nic nie odpowiedział. Jeszcze raz kopnęłam w drzwi i odeszłam.

- Jaki mamy plan by stąd wyjść? - spytał podnosząc się Ron.

- Nie mamy żadnego planu. Nawet, nawet nie wiemy po chuja nas tu trzymają - zdenerwował się Carl i oparł głową o ścianę. Wyjście stąd będzie naprawdę trudne. W tym pokoju nie ma nic, jest całkowicie pusty. Nagle drzwi zaczęły się otwierać, a do pokoju zaczęto wprowadzać ludzi. Kiedy weszła pierwsza osoba próbowałam uciec, ale stał tam kolejny człowiek który dał mi w twarz i znów mnie tam wepchnął. W pomieszczeniu był rudy facet i latynoska. Kolejnego zaczęli wprowadzać grubego kolesia w śmiesznej fryzurze. Potem... Co? To nie może być prawda. Teraz wprowadzili Sashę i Glenn'a. Stanęłam na środku pokoju wgapiając się w nich jak głupia. Po chwili szoku ruszyłam się i przytuliłam ich.

- Udało się wam.

-Wątpiłaś w nas - spytał uśmiechnięty koreańczyk, a ja uwolniłam ich z uścisku.

- Nie ma z wami Ruth? - spytał Carl z lekką nadzieją w głosie.

- Była z nami, ale porwano ją. Kiedy napadła nas grupa zombie czarne auto z białym krzyżem po prostu ją zabrało. Szliśmy tu. Znaleźliśmy waszą wiadomość. To nasi nowi przyjaciele. Rosita, Eugene i Abraham - wskazała ręką kobieta.

- Jestem April. Słuchajcie. Ludzie którzy porwali Ruth najprawdopodobniej porwali też Beth. Widziałam ich z daleka. Z tyłu mieli jakiś biały znak.

- Trzeba je znaleźć - wykrzyczał Carl, podbiegając do drzwi i je szarpiąc.

- Znajdziemy je. Ale najpierw musimy stąd wyjść...

  Hej! Najprawdopodobniej dziś pojawi się maraton. Tymczasem mam nadzieję że rozdział sie podobał. Cześć: )
#MrsRhee
💘🦄

✔Other Story - The Walking DeadTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon