Rozdział 112

85 12 5
                                    

April

Popchnęłam dziewczynę do przodu i zobaczyłam część naszego obozu.

- Ron, powiedz innym, że już wróciliśmy, a ja znajdę jej jakieś miejsce - podeszłam do drzewa i oparłam o nie dziewczynę. Przywiązałam ją dość grubą liną, a ta mocno się wierciła.

- Kto to? - usłyszałam zza pleców znajomy głos i odwróciłam się.

- Heath - krzyknęłam radośnie i przytuliłam mężczyznę.

- Cieszę się, że cię widzę.

- Jak ci się udało.

- Nie tylko mi. Jest jeszcze kilka osób. Pomogła nam pewna grupa - zobaczyłam Ruth idącą w naszym kierunku.

- Ron mówił, że kogoś przywieźliście.

- To Lydia - wskazałam palcem na dziewczynę, a ta posłała mi mordercze spojrzenie - Wiemy tylko tyle, że jest szeptaczem. Nic więcej nie chciała powiedzieć.

- Ja z nią pogadam, a ty idź się przywitać - razem z Heath'em udaliśmy się do ogniska. Ujrzałam kilkanaście osób z Alexandri i dziewczyny które wcześniej nam pomogły. Cindy i Rachel. Gdy starsza z nich mnie zobaczyła uśmiechnęła się i podeszła, a jej siostra tylko mnie obserwowała.

- Nie spodziewałam się, że znów się spotkamy - powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.

- Kurwa! - usłyszałam głos Carl'a i pobiegłam do dziewczyny przy drzewie. Lydia leżała na ziemi, a Carl trzymał pistolet przy jej twarzy. Ruth stała obok z czerwoną twarzą.

- Zostaw ją. Ja z nią porozmawiam - chłopak wstał i posłał dziewczynie spojrzenie pełne nienawiści, po czym odszedł razem z Ruth. Pociągnęłam dziewczynę za włosy i postawiłam koło drzewa. Tym razem mocniej ją przywiązałam.

- Mogłam pozwolić żeby on cię zabił, ale tego nie zrobiłam. Nic ci się nie stanie jeśli powiesz mi to o czym chcę wiedzieć - dziewczyna chwilę się na mnie patrzyła, lecz po chwili spojrzała w ziemię.

- Kim są szeptacze? - dziewczyna milczała co jakiś czas na mnie spoglądając.

- Jesteś pewna, że nie chcesz mówić? Twoja decyzja - podeszłam do dziewczyny, wzięłam jej rękę i przyłożyłam do drzewa. Wyjęłam zza paska siekierę i pewnym ruchem wbiłam ją w nadgarstek dziewczyny. Lydia zaczęła potwornie krzyczeć i płakać, a ja wyjęłam przedmiot z jej ręki. Ponownie wbiłam ją w ciało dziewczyny, a dłoń odpadła. Krew cieknąca z rany ubrudziła mnie.

- Będziesz mówić czy mam kontynuować.

- Będę mówić, ale błagam nie rób już tego! - krzyczała i płakała jeszcze przez kilka minut, ale w końcu trochę się uspokoiła.

- Więc kim są szeptacze?

- To grupa ludzi która zakłada maski zrobione ze skóry zombie, wchodzi w grupy trupów i zabija ludzi na swojej drodze.

- Macie jakiegoś przywódcę?

- Alphę.

- Dlaczego zabijacie innych?

- Żeby samemu być bezpiecznym.

- Będziesz musiała nas do was zaprowadzić - powiedziałam i oddaliłam się od dziewczyny.

- Zostawicie mnie tu?

- Niedługo ktoś przyniesie ci coś do jedzenia? - podeszłam do ogniska, a Rachel i Heath dziwnie na mnie spojrzeli.

- Czemu masz krew na bluzie? - spytało dziecko, a ja na siebie spojrzałam. Faktycznie jestem brudna, ale nie są to duże plamy.

- To nic takiego...

  Hej! Może ktoś kojarzy Alphe? Mam nadzieję, że rozdział się podobał :) Cześć

#MrsRhee

✔Other Story - The Walking DeadWhere stories live. Discover now