Rozdział 10

188 21 3
                                    

                              April

Idę już kilka godzin. Chciałam wrócić, ale chyba się zgubiłam. Nie widziałam żadnych charakterystycznych miejsc które pomógły by mi wrócić. Prędzej czy później wrócę, ale boję się, że w ciemnościach nie zauważę trupa i będę w niezłej dupie. Z daleka widać jakiś piętrowy budynek. To chyba stary magazyn czy inne tego typu rzeczy. Nie wydaję mi się, że są tam jakies trupy dlatego przeszukam to miejsce. Powoli podeszłam do metalowych drzwi, które o dziwo są otwarte. Przygotowałam siekierę gdyby ktoś jednak tu był. Jestem w hali pełnej pudełek i zakurzonych ubrań. Może wezmę coś dla siebie i Ruth.

- Jakie ładne - powiedziałam do siebie oglądając parę traperów. Jest mój rozmiar, dlatego je ubiorę. Zanim się obejrzę będzie zima. Mam już buty, przydałaby się jakaś kurtka. Udałam się w stronę zardzewiałych wieszaków na których wiszą płaszcze i kurtki. Wybrałam długą kurtkę w kolorze brudnej zieleni. Nie ma tu już nic, co mogłoby się do czegoś przydać.
Sprawdzę jeszcze drugie piętro, a później dach. Weszłam na schody i udałam się ku górze.

- Jest tu ktoś? - usłyszałam głos mężczyzny. Powoli wchodzę wyżej z siekierą przygotowaną do ataku. Jestem już prawie na samej górze. Widać tego mężczyznę. To okolo 25 letni chińczyk. Powoli zakradnę się  od tyłu i spokojnie z nim pogadam. Skradam się i nagle podłoga zaskrzypiała. Facet nerwowo spojrzał się w moją stronę.

- Kim jesteś?

- Spokojnie. Jestem April. Nie mam złych zamiarów.

- Glenn - podał rękę w moim kierunku, a ja ją uścisnęłam. Może jest człowiekiem z Woodbury i wie jak tam dojść. Spytam, najwyżej wyjdę na idiotkę.

- Jesteś z Woodbury?

- Nie. Co to jest?

- Miasto. Z grupą przyszliśmy tam, ale postanowiłam przeszukać teren i... Zgubiłam się.

- Nie wiem gdzie to jest. Trafiłem tu przez przypadek. Dość niedawno byłem z grupą, ale nasza farma spłonęła. Kiedy uciekałem z dziewczyną, otoczyli nas. Nie udało jej się, a ja nie znalazłem moich ludzi.

- Chcesz iść ze mną? To miasto jest stabilne, wygląda jakby nigdy nie bylo tam trupa.

- Nie wiem czy to dobry pomysł.

- Proszę. Nie chcę wracać sama. Mam tylko siekierę, a jeśli będzie ich kilku.

- Dobrze, chodzimy najpierw zobaczyć co jest na dachu - wcale nie boję się sama iść, ale on wydaję się przyjazny. Ruszyliśmy schodami jeszcze wyżej, Glenn idzie przodem. Nie powinnam mu za bardzo ufać, ale mam dobre przeczucie. Wyszlismy drzwiami z napisem Exit. Pierwsze co ujrzalam to piękne niebo i gwiazdy. Zamknęłam oczy i myślałam o wszyskich dobrych rzeczach.

- April. Chyba mamy problem - no i co znowu?

- Co jest? - podeszłam do krawędzi dachu i obserwowałam ci się  dzieję.

- Horda - nie jest ich 100 czy 200. Okolo 500 szwędaczy zmierza w naszym kierunku.

- Musimy uciekać - zaczęlismy biec schodami w dół, aż doszliśmy na najniższe piętro. Koło drzwi było ich kilku, ale ich załatwiliśmy.

- Co robimy?

- Musimy dojść do Woodbury! Przyszłam ze wschodu, biegnijmy w tamtym kierunku - mam nadzieję, że nie będzie za późno gdy tam dobiegniemy. Ledwo doszliśmy do nowego miejsca, a już mamy problemy.

- Jak myślisz, postanowią walczyć czy uciekną.

- Będą walczyć, o ile damy radę tam dotrzeć...

   Witam. Jak tam dzień i czy podobał się rozdział? Mam nadzieję że tak. Jeśli chcesz zostaw ☆ i komentarz :) Dostaniesz za to moją wielką wdzięczność.
#MrsRhee 💘

✔Other Story - The Walking DeadWhere stories live. Discover now