Rozdział 86

122 10 0
                                    

April

Wstałam, ogarnęłam się i zaczęłam budzić Rona. Chłopak także się ogarnął, a drzwi otworzyła Mellisa.

- Idźcie do Agnse. Da wam coś do jedzenia, a potem ruszamy - udaliśmy się do domku w którym jedliśmy wczoraj kolację i zobaczyliśmy uśmiechniętą kobietę.

- Chcecie coś zjeść. Mamy tutaj głównie ryby.

- Nie, nie jesteśmy głodni. Chcieliśmy po prostu zobaczyć jak u was - powiedział Ron i wyszliśmy. Zauważyłam Mellisę i June, ale najpierw podeszłam do Rachel.

- Wyceluj w nas jeszcze raz, a będziesz wąchała kwiatki od dołu - udałam się do kobiet i Ron'a. Nie dostaliśmy żadnej broni oprócz tej włóczni. Może się przydać. Znów weszliśmy do lasu. Kiedy byliśmy dosyć daleko od ich obozu podniosłam duży kamień i uderzyłam nim kobietę w głowę. Ta upadła, a my zaczęliśmy uciekać. Biegnąc potchnęłam się i wpadłam do rowu w którym zostałam. Usłyszałam szelest liści i upadające ciało. Wyszłam z dołu i zobaczyłam Cindy i leżącą nieprzytomną June.

- Idźcie, niedługo się obudzą - zaczęliśmy biec i po chwili byliśmy koło łodzi. Pośpiesznie na nią weszliśmy i ruszyliśmy. Zobaczyłam jeszcze machającą nam dziewczynę...

  Po dwugodzinnej, trudnej podróży łodzią w końcu mogliśmy z niej zejść.

- Znów jesteśmy koło Alexandri. Co jeśli kogoś spotkamy.

- Odejdziemy - zabiłam trupa który szedł w moim kierunku i szliśmy dalej. Przydałaby nam się mapa abyśmy mogli zdecydować gdzie pójdziemy. Jednak ciągłe podróżowanie jest bardzo męczące. 

- Patrz, to drzewo wisielców. Jesteśmy blisko Hilltop - możemy to jakoś wykorzystać, pożyczyć trochę broni i jedzenia i odejść.

- Zrobimy im małą wizytę. Może pożyczą nam parę rzeczy - zaczęłam biec i lekko się potknęłam, ale się nie przewróciłam. Po dość sporym kawałku drogi zobaczyliśmy drewnianą bramę. Ludzi zaczęli do nas mierzyć, ale kiedy podeszliśmy bliżej, poznali nas. Brama się otworzyła i powitał nas Jezus.

- Przyszliście do Rosity i Abrahama? Opowiadają Gregory'emu o waszym planie, który może się udać. Chodźcie zaprowadzę was - udaliśmy się za mężczyzną do gabinetu Gregory'ego. Swoją drogą niezły dupek z niego. Gdy weszliśmy do środka wzrok Abrahama i Rosity był w miarę radosny. Jakby nie byli na nas źli.

- Zgadzam się. Poszukamy więcej broni i wyślemy do was jak najwięcej ludzi. Poczekajcie tu, ja muszę załatwić coś z Jezusem.

- Wiemy co zrobiliście. Naprawdę, macie odwagę by zabijać jego ludzi, ale to może się dla nas źle skończyć. Ale cieszę się, że wróciliście.

- O jakim planie mówicie?

- Zbieramy jak największą ilość ludzi i broni, a potem zaatakujemy - to może się udać, ale ludzi cały czas będzie za mało. Alexandria i Hilltop, to tylko ponad połowa ludzi Negana, a to i tak nie wszyscy.

- Jeśli się postaracie, dacie radę. Niestety, my nie możemy wam pomóc.

- Co? Dlaczego?

- Naprawdę pytacie? Ruth i Carl zabrali nam broń i kazali odejść. Problemy Alexandri już nas nie dotyczą - powiedziałam i udałam się do wyjścia...

  Hej! Jak widać karma powraca i to w momencie w którym najbardziej potrzebują pomocy. Mam nadzieję że rozdział się podobał. Cześć  :)
#MrsRhee 💘🦄

✔Other Story - The Walking DeadWhere stories live. Discover now