Rozdział 2

587 49 14
                                    

April

- I co? Robią coś podejrzanego? - spytałam Ruth która wróciła z lasu wraz z ludźmi którzy przyszli do nas wczoraj.

- Nie, chyba są normalni. Na zwiadach nie robili nic co zwróciło moją uwagę - odpowiedziała dziewczyna odkładająca na blat swój łuk.

- Skoro tak mówisz... Chyba mogą z nami zostać. Pogadaj o tym z Matt'em, ja idę się przejść - wzięłam siekierę do ręki i wyszłam trzaskając drzwiami. Nadal brakuje mi rodziców. Może nie byli zbyt troskliwi i kochający, ale byłam do nich przywiązana. Jeśli chodzi o Matt'a, on zawsze ich nienawidził. Zawsze powtarzał mi, że kiedyś od nich odejdzie i zabierze mnie ze sobą. Jest ode mnie starszy o 11 miesięcy i bardzo mnie kocha. Jestem już w miejscu które wczoraj znalazłam. Duży dąb na którego łatwo można wejść, a wokół mała rzeczka. Siedzę obecnie koło wody i patrze na moje odbicie w niej. Kurwa. Ktoś tu jest. Usłyszałam trzask łamanych gałęzi. Szybko wstałam z bronią w ręku. Zobaczyłam Ron'a patrzącego w moim kierunku.

- Co tu robisz?

- Nic, po prostu zabłądziłem. April możemy pogadać?

- Okej, siadaj - opuściłam broń i rzuciłam ją na ziemię po czym znowu usiadłam. Po chwili chłopak był koło mnie.

- Dziękuję, że nas nie zabiliście i możemy z wami zostać. To wiele dla mnie znaczy, to moja rodzina i chcę ją chronić.

- Nie ma za co. Krótko przed tym jak do nas przyszliście zginęli moi rodzice. Został mi tylko Matt.

- To przykre.

- Nie mówmy o tym. Powinniśmy się martwić o to co będzie. Ścigamy się?

- Co?

- Kto pierwszy wejdzie na drzewo da zadanie drugiej osobie. Wiem, że to dziecinne, ale chyba nie mamy nic lepszego do roboty.

- Więc start - chłopak szybko udał się w kierunku drzewa. Po chwili go wyprzedziłam, ale uderzyłam się w nogę i na chwilę się zatrzymałam. Ostatecznie Ron wygrał.

- No dobra, wiec jakie mam zadanie?

- Pocałuj mnie - jego propozycja mnie bardzo zdziwiła, ale nie pokażę mu, że jestem tchórzem.

- Dobrze - pocałowałam chłopaka w usta. Miał zaskoczoną minę, ale się uśmiechnął - Co?

- Nie nic April, ale nie myślałem, że to zrobisz.

- A jednak, powinniśmy wracać.

- Racja - powoli zeszliśmy z drzewa i udaliśmy się w stronę stacji. Cały czas myślę o tym pocałunku. Był fajny. Tak samo jak Ron , wydaję się taki troskliwy i opiekuńczy.

- Kim ty jesteś, opuść broń - usłyszeliśmy krzyki Matt'a i Ruth. Z siekierą w ręku wbiegłam do środka i ujrzałam jakiegoś faceta mierzącego do dziewczyny. Bez namysłu rzuciłam siekierą w jego stronę, a ta wbiła się w jego czaskę. Odwrócił się w stronę moja i chłopaka.

- Tato! - krzyknął przerażony, a facet upadł na ziemię.

- Ruth, co tu się stało?

- Ten facet wparował tu, podszedł do Jessie i ją uderzył po czym złapał Sama za ubranie i też chciał go uderzyć, ale Matt go postrzymał. Myślałam, że to koniec lecz on uderzył Matt'a i wtedy podbiegłam ja i przystawiłam mu spluwę do skroni. Mężczyzna puścił twojego brata i odsunął się w kierunku drzwi. Wtedy zjawiliście się wy - sytuacja wygląda dość nieciekawie. Kto to jest i na chuj tu przyszedł. Pogadam z Jessie, może wie coś więcej.

- Hej Jessie, co to za facet?

- To, był mój mąż - powiedziała patrząc na swoje dzieci.

- Co? Więc dlaczego cię uderzył?

- Może się zdenerwował, że jesteśmy z obcymi ludźmi, a nie z nim. Ale to nie moja wina, kiedy spotkaliśmy grupę trupów myśleliśmy że nie żyje.

- Jessie, ja cię nie obwiniam. Ale nie miał prawa cię uderzyć. A co ważniejsze, nie miał prawa uderzyć Sam'a - po tych słowach odeszłam od kobiety i udałam się w stronę Ron'a który siedzi na zapleczu.

- Ron? - zaczęłam powoli mówić do chłopaka który opierał się głową o blat.

- Ta? - chłopak się podniósł i patrzył mi w oczy.

- Nie jesteś zły?

- Trochę, ale wiem, że nie wiedziałaś. Mógł zrobić komuś z nas krzywdę.

- Coś takiego zdarzało się już wcześniej? - chłopak przez chwilę milczał.

- Tak - podeszłam do niego i go przytuliłam.

- Przepraszam - w tym momencie na zaplecze wbiegła Ruth.

- Mamy problem!

- Co jest?

- Sory ,że przeszkadzam zakochańce ,ale kolejna grupa ludzi zbliża się w naszym kierunku - zakochańce? To chyba za mocne słowa, ale teraz to nie ważne. Wbiegłam na główną część stacji i zastanawiam się co się dzieje.

- Bierzcie broń! Wszyscy! Jeśli będzie trzeba zabijajcie...

Witam. Ciekawe kto mógł dojść na stację? Czy będą to dobrzy ludzie? Mam nadzieję że rozdział się podobał jeśli tak zostaw ⛤ i komentarz.
#MrsRhee ❤

✔Other Story - The Walking DeadWhere stories live. Discover now