Rozdział 30

146 17 3
                                    

 April

Siedziałam na łóżku i myślałam nad tym co stało się z więźniami, ale nagle do środka wparował Ron.

- Coś wybuchło! To chyba atak! - chłopak wybiegł, a ja przez chwilę nie wiedziałam co robić. Wzięłam moją siekierę i pobiegłam po karabin. Kto do cholery mógł nas zaatakować. Wybiegłam na zewnątrz i zobaczyłam jak jakiś facet zabija Carol. Kojarzę ich... Z Woodbury. Jak im się udało? Przecież Ruth z Glenn'em i Sashą tam byli i chyba by ich zauważyli. Ktoś oddał strzał i teraz wszyscy zaczęli strzelać. Wymierzyłam w głowę jakiejś dziewczynie. Trafiłam idealnie. Słychać warkot silnika. W bramę wjechało auto terenowe, które rozwaliło bramę. Zaczęłam uciekać w stronę małej dziury w płocie przez którą przeszłam. Z krzaków zaczęłam wymierzać w ludzi. Kilkoro z nich trafiłam, ale jakiś mężczyzna zauważył mnie i zaczął biec w mym kierunku. Zaczęłam powoli się cofać. Liście zaczęły szeleścić, a z pomiędzy drzew wyłoniła się Michonne.

- Jak dobrze cię widzieć. Wiesz co z resztą?

- Nie, porozchodzili się w różne strony i zauważyłam tylko ciebie. 

- Kim był ten człowiek? Kojarzę go z Woodbury.

- To Brian, brat Gubernatora. Udało im się przeżyć i jak widać zaplanowali zemstę. Kiedy trochę się uspokoi powinnyśmy poszukać reszty. 

- To dobry pomysł...

     Godzinę później

Na zewnątrz już się uspokoiło. Zajęli nasze więzienie. Teraz pewnie opijają to, że nas pokonali. Trzeba znaleźć resztę. Nie możemy się tak rozdzielać.

- Myślisz, że wszyscy żyją?

- Nie wiem April, możliwe że nie, ale musimy być dobrej myśli.

- Taa... - Nie chciałam się jej do tego przyznawać, ale boję się o nich. Zastanawia mnie, gdzie mogli uciec po tym ataku. Teraz sprawdzimy tyły więzienia. To dość niebezpieczne, ponieważ ktoś może pilnować tyły, ale jeśli oni tam będą to warto. Zbliżyłyśmy się już do bramy, na szczęście nie jest bardzo wysoka i da się przez nią przejść.

- Chodź podsadzę cię - zaproponowała kobieta, a ja skorzystałam. Powoli przeszłam przez bramę rozglądając się czy nigdzie nie ma ludzi z Woodbury. Zaraz za mną przeszła Michonne. Ruszyłam w stronę wejścia do innego bloku, przy którym stały stare kontenery na śmieci.

- Wątpię żeby tu byli. Kto zostałby po takim czymś? - kontener zaczął się powoli otwierać i zobaczyłam w nim znajomą twarz.

- Beth - dziewczyna wyszła z śmietnika i mnie przytuliła.

- Jak dobrze was widzieć. Widziałyście resztę?

- Nie, jestem tylko ja i Michonne.

- Co robimy? - dobre pytanie.Nie ma po co tu dłużej zostać, tu i tak nikogo nie ma, ale gdzie możemy iść. 

-Może znajdźmy miejsce na nocleg? Niedługo zacznie się noc, a my nie mamy za dużo broni - spytała murzynka, a ja przez chwilę patrzyłam się w jeden punkt. Może oni są niedaleko, a my zamiast ich szukać, będziemy szukać miejsca do spania. Rozumiem że nie mamy broni, ale dałybyśmy sobie radę.

- Co o tym myślisz April?

- Nie wiem, wy zadecydujcie - stałyśmy tak chwilę aż Michonne ruszyła w kierunku bramy. Ja stoję cały czas w miejscu i patrzę na oddalającą się kobietę.

- Nie idziesz? - spytala patrząca na mnie Beth.

- Idę. Chyba - nie chodzi o to że nie chcę iść. To smutne. Zawsze kiedy coś się układa, coś musi to popsuć...

  Hej! No i się rozdzielili, a to nie wróży nic dobrego. Mam nadzieję że rozdział się podobał :) Cześć
#MrsRhee

✔Other Story - The Walking DeadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz