Rozdział 110

99 12 1
                                    

April

Obudziłam się rano na torsie chłopaka. Otworzyłam namiot i z niego wyszłam. Pójdę powiedzieć Ruth, że biorę dziś auto. Powoli weszłam do ich domku i zobaczyłam chłopaka i dziewczynę. Byli nadzy, ale przykryci kołdrą. Wokół leżały porozrzucane ubrania.

- April? - usłyszałam głos dziewczyny kiedy kierowałam się do wyjścia.

- Przepraszam, że tak po prostu tu weszłam. Razem z Ron'em bierzemy dziś auto.

- Jasne - odpowiedziała czerwona dziewczyna. Wyszłam z budynku i zobaczyłam, że Ron nie śpi i je przy ognisku. Usiadłam koło niego i wzięłam do ręki jabłko.

- Wcześnie wstałaś.

- Tak, dziś przed nami długa podróż, powinniśmy jak najszybciej ruszyć...

  Osiem godzin później

- Daleko jeszcze? - spytałam znudzona podróżą.

- Według mapy nie. Zaraz powinniśmy dojechać - wyciągnęłam z torby mój polaroid i zrobiłam chłopakowi zdjęcie. Schowałam je do kieszeni, a Ron dziwnie na mnie spojrzał.

- Nie rób mi zdjęć. Jestem niefotogeniczny.

- Nie prawda - pocałowałam chłopaka i oparłam głowę o szybę. Jechaliśmy jeszcze z 20 minut i auto się zatrzymało. Wysiadłam i spojrzałam na dość duży budynek.

- Jak myślisz, co to?

- Chyba stara fabryka mebli - chłopak podszedł to drzwi i bezproblemowo je otworzył. Weszłam do środka i od razu poczułam zapach trupów i kurzu. Zobaczyłam przed sobą schody zawalone meblami, a przy nich siekierę. Podeszłam do niej i wzięłam ją do ręki.

- Zatrzymaj ją - powiedział chłopak przytulając mnie. Schowałam broń za pasek i weszłam do pierwszej sali. Same taśmy produkcyjne, kurz i zniszczone meble. Obeszłam cały pokój i nie znalazłam nic przydanego.

- Tu nic nie ma. Chodźmy - przeszłam do drugiej sali, a chłopak ruszył za mną. W tym pomieszczeniu znalazłam nóż, a oprócz niego nic.  Wyszłam na główny korytarz i spojrzałam na schody.

- Chcemy tam wejść? 

- Wiesz April, może być tam coś przydatnego.

- Nie było na tym piętrze więc raczej nie będzie  tam. Stracimy tylko czas, a moglibyśmy szukać przydatnych miejsc.

- No dobra księżniczko - uderzyłam chłopaka w rękę. Wyszliśmy na zewnątrz, a ja rozejrzałam się dookoła.

- Idźmy lasem. Może tam coś będzie.

- Jak rozkażesz.

- Zaraz cię walne - stwierdziłam wchodząc do lasu. Zaczęłam nucić sobie pod nosem różne melodie, a Ron szedł przodem. Nagle zobaczyłam jak dziwny trup biegnie na Ron'a z nożem. Wymierzyłam temu czemuś w głowę i strzeliłam. Trafiłam i odwróciłam się za siebie. Coś podobnego do tego co zabiłam chciało wbić nóż w moją głowę. Zdążyłam złapać temu czemuś rękę i rzucić na drzewo. Wyciągnęłam siekierę, a to coś zaczęło sćiągać maskę która przypominała skórę zombie. Ujrzałam twarz brązowookiej blondynki.

- Co kurwa? - krzyknął Ron mierząc do dziewczyny.

- Kim ty kurwa jesteś? - spytałam, a chłopak opuścił broń.

- Nazywam się Lydia.

- Skąd jesteś i co to ma znaczyć? - spytałam, a dziewczyna milczała. Przybliżyłam siekierę do twarzy dziewczyny i uśmiechnęłam się.

- Mogłam cię od razu zabić, więc lepiej gadaj. No chyba, że chcesz żebym tąsiekierą odrąbała ci palce, stopy, ręce i czekała aż się wykrwawisz.

- Jestem jedną z szeptaczy.

- Rozumiem. Wytłumaczysz nam wszystko po drodze - Ron podniósł dziewczynę i popchnął ją lekko do przodu.

- Co? Gdzie mnie zabieracie.

- Zobaczysz - powiedziałam ruszając do przodu...

  Hej! Jeśli ktoś czytał komiks doskonale wie kim jest Lydia. Mam nadzieję, że rozdział się podobał :) Cześć

#MrsRhee

✔Other Story - The Walking DeadWhere stories live. Discover now