S2 Rozdział 13

63 11 0
                                    

April

  Ruszyłam do przodu, a flaki obijały się o moje nogi. Nie widzę reszty, co jakiś czas słyszę strzały. Widziałam jak jedną z kobiet pożarły trupy.

- Hej! - usłyszałam krzyk mężczyzny z zabandażowaną głową. Podeszłam do niego, a on rozejrzał się do okoła.

- Jestem Kenny.

- April.

- Nasi poszli w tamtym kierunku - wskazał las przed nami.

- Co robimy?

- Wyjdziemy z tej hordy, a kiedy dam ci znak biegnij.

- Jasne - odpowiedziałam i ruszyliśmy do przodu. Trupów zaczęło być coraz mniej, ale zaczął padać deszcz który zmył z nas zapach zombie.

- Biegnij - krzyknął Kenny za którym pobiegłam. Wybiegliśmy z hordy.

- Nie zatrzymuj się - krzyknęłam wyprzedzając faceta...

 
    Biegliśmy jeszcze kawałek, a potem około godziny szliśmy. Zobaczyliśmy jakieś stare budynki i grupę ludzi.

- To nasi - stwierdził mężczyzna i podbiegł do grupy. Ja doszłam chwilę później i usłyszalam kawałek jego rozmowy z Carl'em.

- Twojej żony nie ma, tak jak Sarity, Clem, Jane czy Rebecki. Ale pewnie są w tyle i niedługo tu dojdą...

- Twojej żony? - spytałam zdziwiona i spojrzałam na Carl'a.

- Oświadczyłem się jej...

- Gratuluję... Nie ma Ron'a?

- Nie, nie widziałem go od czasu gdy wyszliśmy na zewnątrz - cholera niedobrze.

- Horda idzie w tą stronę, musimy iść - powiedział facet w brązowych włosach, po czym podszedł do mnie.

- Jestem Luke. To Mike, a to Sarah.

- April. Idźcie się schować do tamtych budynków.

- A ty?

- Wrócę tam i poszukam reszty.

- Co? Nie! Nie pójdziesz tam sama - powiedział zaniepokojony mężczyzna.

- Luke nie jestem dzieckiem, wiem co robię. Nie zmusisz mnie bym została, więc chociaż zaprowadź ich bezpiecznie do tych budynków.

- Jeśli nie wrócisz do jutra pójdę cię szukać.

- Jak chcesz - powiedziałam i odeszłam. Dlaczego on tak się martwi, skoro dopiero się poznaliśmy? Wzięłam moją siekierę i plecak i podeszłam do trupa idącego w moją stronę. Zabiłam go, a ciało położyłam na ziemi. Rozcięłam mu brzuch i wysmarowałam się flakami...

    Z daleka widziałam już budynek w którym bylam kilka godzin temu. Trupów jest tu mało, ale często jakis na mnie wpada i po chwili odchodzi. Nie widziałam żadnego naszego człowieka, a każdy wiedział w którą stronę mamy iść. Jeśli ich tu nie będzie, możliwe, że nie żyją lub z jakiegoś powodu poszli inną drogą. Z góry będę miała lepszy widok na ten cały teren. Weszłam na drzewo na tyle wysoko by wszystko widzieć. Moim oczom ukazały się jedynie garstki trupów i kilka ciał.

- Ron! Ruth? - zaczęłam krzyczeć, a sztywni zaczęli się mną interesować, ale się tym nie przejęłam.

- Halo! - chciało mi się płakać, że jestem w tym momencie bezsilna. Spojrzałam na dół, a koło drzewa zebrała  się spora grupa trupów...


  Hej! Jak mijają wam święta? Mam nadzieję że dobrze i że rozdział się podobał. Cześć :-)
#MrsRhee

✔Other Story - The Walking DeadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz