Rozdział 1.

7.4K 280 10
                                    

Celeste

Minął rok. Okrągły rok. Straciłam ich oboje.

Ojca dawno temu, ale mamy nie ma ze mną już 12 miesięcy.  Dzisiaj mija pierwsza rocznica, dlatego z owej okazji przyniosłam rodzicielce kwiaty i znicz, które kupiłam za moją pierwszą wypłatę.

Tak, przez ten rok trochę się zmieniło. Podjęłam pracę w biurze Spencera.

Tak, wujek nareszcie pokazał mi miejsce, w którym przebywa najwięcej czasu.

Moim zadaniem było pilnowanie porządku w biurze wujka, dokumentowanie jego akt oraz niekiedy pełniłam rolę jego wysłanniczki. Plusem było to, że Spenc nie musiał obawiać się o moje zwolnienie, bo to on był najwyższą sztabką w tym interesie. Wzbogacił się sam, czym jak zdążyłam zauważyć przez dwa miesiące odkąd tu pracuję, zdobył podziw i uznanie swoich pracowników.

Od przyszłego tygodnia zaczynam studia. Podjęłam pracę, chcąc odciążyć wujka. Choć przy jego majątku kilkaset dolarów to zapewne kieszonkowe, które swoją drogą dostarcza mi każdego miesiąca.

- Możemy jechać? Muszę zabrać dokumenty z Uniwersytetu- zapytał cicho Will, który dotychczas stał z boku, dając mi czas.

Wspominałam może, że Will przenosi się do innej szkoły? Nie? W takim razie, tak, to prawda. Will zmienił szkołę i rzucił pływanie. No może nie koniecznie rzucił, ale sam już tylko naucza, tego, co zdążył się nauczyć. Prowadzi wakacyjne kursy w "Przystani", a w sezonie szkolnym prowadzi zajęcia na uniwerku. Pomińmy szczegół, że jako "nauczyciel" jest wiekiem równorzędnym ze swoimi uczniami, ale to świadczy o jego uzdolnieniu. Poza tym doszedł do wniosku, że po wypadku rok temu, nie ma sensu się stresować, kiedy może ten czas wykorzystać z kimś innym.

A mówiąc o kimś innym, mam na myśli siebie samą.

- Oczywiście- powiedziałam i uśmiechnęłam się ciepło do chłopaka. Chłopaka którego kochałam ponad wszystko, chłopaka, który wywołuje na mojej twarzy promienny uśmiech tryskający uczuciem i chłopakiem, który posiadł moje dziewictwo.

Jeszcze raz poprawiłam znicza i kwiatki, spojrzałam na zdjęcie uśmiechniętej mamy i ucałowałam jej fotografię na odchodne. W dalszym ciągu nie miałam pojęcia, gdzie się podziewa Chris, odpowiedzialny za to wszystko. Bo gdyby mama nie pojechała z nim, nie było by kłótni, wujek nie musiałby jechać po siostrę na lotnisko, a tym bardziej, nie doszłoby do wypadku. Ona by żyła.

- Żegnaj mamo...- szepnęłam.

William objął mnie w pasie. Połaskotał mnie na odkrytej skórze, przysłoniętej sukienką, jego koszula. Pogoda dopieszczała, jako że był koniec sierpnia. Powiedziałabym nawet, że sierpień jest dużo przyjemniejszy niż lipiec i czerwiec razem wzięty.

No może nie czerwiec, bo ten miesiąc sam w sobie jest... gorący. Nie wiem czy to zasługa tylko temperatury czy może tego, że w tym miesiącu Spencer i Gabriela pobrali się w USC. Zdecydowanie stawiałabym na ognistość tego drugiego.

- Nie żegnaj jej- szepnął mi do ucha brunet- Nie pożegnasz jej już nigdy, bo ona zawsze będzie przy tobie, ale w postaci astralnej. Nawet jeśli ty nie wiesz o tym, nie widzisz jej i nie czujesz.

Uśmiechnęłam się słabo.

- Co powiesz na gofry?- zapytał znienacka brunet, z łobuzerskim uśmieszkiem, firmowym najseksowniejszym uśmieszkiem Williama Holta.

- Wiesz, co kocham, prawda?- wtuliłam się w jego pierś.

- Kochanie, ja wiem, co kochasz, a raczej, co pokochałaś najbardziej- posłał mi oczko, na co spłonęłam czystą czerwienią.

Wyszliśmy z bramy głównej cmentarza. Przed wejściem do auta, chłopak zatrzymał mnie gwałtownym, aniżeli delikatnym pociągnięciem za dłoń.

- Czekałem na to, żebyśmy wreszcie wyszli ze świętej ziemi, bo z całym szacunkiem dla zmarłych, ale przewracali by się w grobach, widząc to- powiedział i wpił się namiętnie w moje usta. Podniósł mnie pod udami i posadził na masce auta.

- Co z tymi goframi?- zapytałam, kiedy odsunął się i spojrzał na moment na mnie.

- Mówiąc o gofrach, miałem na myśli jednego, najsłodszego z dodatkami, Twojego prywatnego gofra, mała- połaskotał mnie zza uchem. Zjeżdżał dłońmi coraz niżej- Z bitą śmietaną, truskawkami, posypką z czekolady i ciągnącym się toffi- wymieniał nadając swojemu głosowi zmysłowej nutki. Tak zmysłowej, że moje nogi watowały z każdym jego słowem. Opierałam się, żeby nie rzucić się na niego, jak na chrupiącego gofra i "wgryźć" w jego usta.

Jak na zawołanie zadzwonił telefon Willa. Chłopak z cieniem złości wyjął z kieszeni telefon i wskazał mi palcem na ekran.

Chloe- wymówiłam bezgłośnie.

Wzruszył ramionami i odebrał.

- Jak tam, Chlo? Kiedy wracacie?...Ale jak to? Dobra, odbiorę was jutro. Do zobaczenia, kocham cię. Powiedz temu dupkowi, że jeżeli przez ten miesiąc razem zrobił ci małą Charity, zabiję gnoja- powiedział mój chłopak, chociaż tak naprawdę uśmiechał się jak głupi. Może to dlatego, że Greg i Chloe, zrobili sobie miesięczne wakacji, po ciężkim roku szkolnym.

- Kiedy wracają?

- Jutro, muszę ich odebrać- skrzywił się.

- Chciałabym jechać z tobą, ale Gabriela prosiła mnie, żebym poszła z nią na zakupy.

- Wiem, mówiłaś mi to już kilkanaście razy- zarechotał i ściągnął mnie z maski samochodu. Pomógł wsiąść do auta a sam okrążył maskę i zrobił to samo.

Jechaliśmy w błogiej ciszy, co jakiś czas rzucając jakimiś żarcikami, przez co oboje niemalże, gdyby była taka możliwość, tarzalibyśmy się ze śmiechu.

Pozory Mylą...Où les histoires vivent. Découvrez maintenant