Twenty-Four.

8.9K 458 2
                                    

Celeste

Okazało się, że Gabriela mieszkała parę przecznic dalej od nas. W małym mieszkaniu na parterze. Nie dużo miejsca, ale dla niej samej, tym bardziej, że większość czasu spędza w pracy, to wystarczająco.

- Jesteś pewna, że sama wrócisz? Boję się o ciebie, kochanie. Robi się ciemno, a to jednak, kilka ulic dalej.

- Dam radę! Biegam, więc jakby co zacznę wiać, gdzie pieprz rośnie. Nie przejmuj się mną, tylko wracaj do domu.

- Dziękuję, Celeste. Twoja mama pewnie jest dumna z takiej córki. Ja bym była z pewnością- pocałowała mnie w czoło.

O ile jeszcze o mnie pamięta...

- Na pewno- mruknęłam zawiedziona- Aha, Gaby? Porozmawiaj z moim wujkiem. Widzę, że nie jesteś mu obojętna, więc powinien wiedzieć o tym wszystkim. Jeśli też ci na nim zależy, to zaufaj mu i samej sobie. Powiedz Spencerowi.

- Nie wiem czy jestem na to gotowa. Nie chcę go odstraszyć. Jest dla mnie taki dobry.

- Uwierz mi, że gdy się o wszystkim dowie, nie zrobi nic, jak tylko poczuje ulgę, że mu zaufałaś na tyle, że podzieliłaś się z nim cząstką swojego życia. To dużo świadczy dla drugiej osoby. Pomyśl o tym.

Poczułam na karku delikatne mokre krople, które z chwilą nasilały się.

- Jesteś pewna, że...- zaczęła jeszcze raz kobieta, ale jej przerwałam, będąc już w trakcie biegu.

- Do zobaczenia jutro!- pomachałam jej.

-------------------------------------------

Nie było sensu biec dalej w taką ulewę. Rozpadało się na dobre, a ja nie chciałam obarczać Spencera jeszcze chorobą czy lekarstwami. Podbiegłam pod daszek pobliskiego sklepiku i czekałam, aż deszcz ustanie.

Nie zanosiło się jednak na to, żeby miało się poprawić. Aura wyjątkowo nie sprzyjała. Odkąd tu jestem, pierwszy raz pada. I to intensywnie i porządnie. Poza tym zaczynało błyskać i grzmieć. A tego cholernie nie cierpię.

---

Czekałam już ponad pół godziny. Bateria w telefonie padła, a Spencer pewnie odchodzi od zmysłów.

Dobra, Cel, nie ma sensu czekać. I tak już jesteś przemoczona do suchej nitki.

Wyszłam z ukrycia i szybkim marszem kierowałam się do domu. Byłam zdana na intuicję i pamięć. W pierwszą stronę, to Gaby prowadziła, teraz ja musiałam odtworzyć w myślach całą drogę i jakoś wrócić.

Jakoś...- zaśmiałam się z samej siebie.

Zaczynało padać jeszcze mocniej, a trudno mi uwierzyć, że może bardziej się rozhulać, niż sekundę temu. Wiatr zacinał, deszcz łupał, grzmoty nabrzmiewały niczym najgłośniejsze dzwony, a ja jak najgorsza oferma, krótkich spodenkach, bluzeczce i trampkach, szłam w ulewę po ulicy. Na dworzu nie dostrzegłam żadnej żywej duszy. Tylko zmoknięta Celeste Daye.

Obejrzałam się za siebie odruchowo. Miałam wrażenie, że auto, które jedzie powolnym ruchem za mną, widzę już od jakiegoś czasu. Może mi się wydawało, ale w kwestii przeczuć można mi zaufać. Mam, tak zwany, instynkt wilka.

Szłam nie zwracając uwagi na pojazd, kiedy to auto podjechało niebezpiecznie blisko mnie i powoli jechało. Szyba od strony kierowcy uchyliła się i ujrzałam brata Chloe.

- Nie za mokro, jak na spacer?- zaśmiał się.

Spojrzałam na niego i poszłam dalej, a wtedy on, ponownie przyśpieszył i zrównał się samochodem, ze mną.

- Ej, jesteś koleżanką mojej siostry, prawda? Celeste.

Oj, jaki zaszczyt. Zapamiętał mnie! Hurra!

Szłam dalej.

- Wsiadaj, podwiozę cię!

Spieprzaj dupku!

- Nie dziękuję- odezwałam się wreszcie- wybieram mokry spacer.

- Myślałem, że nie lubisz wody! Nie zapisałaś się na żaden kurs, a ciągle się nam przyglądasz. Czy deszcz również nie należy do wody?

Zlekceważyłam jego uwagę.

- Możesz jechać do domu. Mam niedaleko, ale dzięki, za chęci.

Ruszyłam przed siebie szybszym krokiem.

Nie słyszałam za sobą już warkotu silnika. Nie padały również światła lamp.

Celeste, ile razy mam ci mówić, że masz przestać zapeszać?! Zobacz, do czego to prowadzi...- powiedziała moja podświadomość.

Nieoczekiwanie światła ponownie zaświeciły, a ja usłyszałam głośny zryw autem. Will zrównał się ze mną, a następnie zgasił silnik i wysiadł.

- Co ty robisz? Wracaj do domu. Powiedziałam, że nie potrzebuję podwózki.

- Pada deszcz, wyglądasz na przemarzniętą, a ja właśnie wracam z miasta i mam po drodze, więc mogę cię podrzucić.

Czy mi się wydaje czy on udaje, że go to obchodzi?-  zapytałam siebie.

- William, prawda?- zapytałam choć wiedziałam jak ma na imię- Dzięki, ale nie potrzebuję twojej pomocy. Jestem już przemoknięta, więc nie zbawi mnie kilka kropel więcej- powiedziałam wbrew sobie- ale ty nie jesteś, więc wracaj do auta.

- W takim razie... jeśli nie wsiądziesz i nie dasz się odwieźć, będę tu stał tak długo, dopóki się nie zgodzisz. Jestem suchy, lekko ubrany. Będziesz miała na sumieniu moje zapalenie płuc- skrzywił się.

Cholerny, szantażysta! Co ja mam zrobić?!

Z jednej strony nie chciałam dalej moknąć, zaś z drugiej nie chciałam z nim wsiadać do jego cholernego samochodu i miałam niedaleko do domu.

Patrzył na mnie wyczekująco. Krople deszczu zaplamiały jego ubranie, włosy...

Robił we mnie dziurę swoim spojrzeniem. Niebywale pociągają....Nie!

- Dobra, odwieź mnie do domu- poddałam się, przerywając jego natarczywe spojrzenie.

Brunet uśmiechnął się przebiegle i podbiegł do auta. Otworzył mi drzwi od strony pasażera, ale ja minęłam go i usiadłam na tyłach. Chłopak uśmiechnął się łobuzersko na mój ruch i usiadł za kierownicą.

Ruszył z piskiem opon.

Co jakiś czas zerkał na mnie w lusterku rozbawiony.

Patrzyłam na widok za oknem, udając, że tego nie widzę.

Jechaliśmy właśnie obok "Przystani". Co?!

A więc...

Oszukał mnie! Wcale nie miał po drodze!

- Czemu mnie oszukałeś?

- Przepraszam, a z czym?- obrócił się do mnie- O ile wiem, nie zdążyliśmy się na tyle poznać, ale zawsze możemy to zmienić....

- Patrz na drogę- nakazałam- Powiedziałeś, że masz po drodze...

- No tak, bo mam. Myślałaś pewnie, że mieszkamy w "Przystani". Po części tak jest, ale moja mama mieszka na końcu ulicy, jakiś kilka domów od Spencera. To twój wujek, prawda?- potaknęłam- Moi rodzice są w separacji i tak na zmianę, mieszkamy z Chloe, to u niej, to u ojca.

- Nie proszę o szczegóły. To twoje życie, nie moje, ale chciałam wiedzieć, czy mnie kłamałeś.

- Nie kłamałem. Nie znamy się długo, więc nie mogę zepsuć sobie...- rzekł.

Na moje szczęście podjechaliśmy pod dom.

- Dzięki- powiedziałam i wybiegłam z auta.

Chłopak chciał coś powiedzieć, ale ubiegłam go i wyleciałam jak z procy.

Kiedy znalazłam się w przedpokoju, spojrzawszy w oknie, upewniłam się jak wycofuje auto z podjazdu i znika w ciemności.







Pozory Mylą...Where stories live. Discover now