Eighteen.

9.2K 454 6
                                    

Celeste

Wstałam i ubrałam wcześniej naszykowane ubrania, składające się z białego crop topu, dżinsowych spodenek i trampek. Włosy zostawiłam rozpuszczone, jedynie lekko je wyprostowałam. Zrobiłam naturalny makijaż i zeszłam na dół.

Miałam nadzieję spotkać tam Gaby, jednak nie było jej w kuchni.

Za to zastałam Spencera, zawzięcie rozmawiającego przez telefon. Prowadził ożywioną dyskusję. Niekiedy gestykulował.

Nigdy nie podsłuchałam niczyjej rozmowy. Teraz też tego nie zrobiłam. Po prostu usiadłam przy stole, a Spencer nie dostrzegł mojej obecności i dalej rozmawiał.

Usłyszałam pojedyńcze słowa.

- Mówiłem ci już, że to nie najlepszy pomysł...Nie! Wykluczone!...Człowieku, zdajesz sobie sprawę, jak bardzo byś namieszał?!.... Nie, to nie ma sensu. Na razie się do niej nie zbliżaj. Zaraz będę to pogadamy.

Rozłączył się i z jękiem frustracji rzucił telefon na stół.

I wtedy dopiero, spostrzegł moją obecność. Wyglądał na zaniepokojonego.

- Wstałaś już! Długo tu siedzisz?- zapytał poddenerwowany.

- Niedawno przyszłam. Mała sprzeczka?- zapytałam, podkradając z jego talerza, zrobionego tosta z dżemem.

- Tak jakby...- zamyślił się- Kumpel z pracy źle zrozumiał, jakie raporty ma sporządzić. Muszę jechać wcześniej do pracy i mu to...dokładnie wytłumaczyć.

- Do 15 będziesz, prawda?

- Jasne- uśmiechnął się- Gofry są priorytetem! Z powrotem, po pracy zajadę jeszcze po Gabrielę. Wiesz, zaoszczędzimy czas.

- Jasne, jasne- zgodziłam się sarkastycznie- masz rację. Zaoszczędzimy, a może nawet ktoś go dostanie.

Mężczyzna zaczął zbierać swoje rzeczy.

- Możesz dojeść- wskazał na drugiego, samotnego już tosta- widzę jak na niego patrzysz- zaśmiał się.

- Dzięki, szczerze zgłodniałam. A zaraz wychodzę, na przystań.

- Świetnie. Później mi wszystko opowiesz.- rzucił pośpiesznie- Ja się zmywam. Do później, młoda!

- Pa! Do później!

---

Wybrałam inną drogę niż zazwyczaj, kiedy szłam do klubu. Dzisiaj, zdecydowałam się, na drogę, wzdłuż alei, pełnej przeróżnych sklepików, po drugiej stronie ulicy.

Dotarłam do celu. Tylko pasy dzieliły mnie, od wejścia na deptak i tym samym, na przystań.

Spojrzałam w obie strony, wedle ogólnego bezpieczeństwa i przeszłam. Byłam w połowie "zebry", kiedy z nienacka, z lewej strony mignął mi ruch.

Obejrzałam się.

Wciąż stałam na pasach. Nogi przybrały postać ociążałych głazów. Przyparły do ziemi. Sparaliżowało mnie. Nie mogłam się ruszyć.

A na wprost mnie gnało przeklęte auto, które pędziło ponad normę przepisową.

Zdecydowanie.

Pozory Mylą...Where stories live. Discover now