Hundred- Fourteen.

6.4K 307 21
                                    

Celeste

Minął tydzień od wypadku.

Tydzień od naszej utraty. Tydzień od momentu, w którym Will został oczyszczony całkowicie z zarzutów. Tydzień od pogrzebu. Niestety lekarze próbowali wszystkiego, ale Christian stracił za dużo krwi, poza tym postrzelono mu płuco. John wziął urlop w pracy i na stałe zamieszkał z rodziną u swoich rodziców.Ta tragedia wstrząsnęła nie tylko Lawrencami ale i nami. Will, choć udawał twardego, dawał po sobie nie raz poznać jak bardzo przybiła go śmierć Christiana.

Miałam wrażenie, że teraz już nic nie będzie takie samo.

Szykowałam się na obiad z ojcem Willa. Zaprosił mnie, a przy okazji Spencera i Gabrielę, twierdząc, że odkąd jesteśmy z Willem razem, nie mieliśmy okazji zjeść wspólnego posiłku. Miał rację. Poza tym, ja nigdy nie byłam na wystawnej kolacji u rodziców chłopaka. Jacob nie myślał o tym, żeby przedstawić mnie rodzicom. Nawet po tak dużym stażu w związku. 

Jednakże nie narzekam. Mam teraz druga połówkę, która nadrabia to i rozpieszcza mnie tak, jak Jacob nie potrafił.

W związku moim i Willa nastała cisza. Wszystko układa się jak najlepiej. On przestał odstawiać sceny rodem z piekła Supermana, ja natomiast wybaczyłam mu i zaprzestałam wszystkiego, co byłoby nierozsądne i zwyczajnie bezmyślne.

Gabriela wpięła mi we włosy ostatnią wsuwkę. Wygładziłam spódniczkę i przyjrzałam się sobie. Strasznie panikowałam, nawet jeśli miała to być zwykła przyjazna okoliczność.

- Myślisz, że będzie dobrze? Boję się bardziej niż przed wizytą u ginekologa. To moja pierwsza kolacja z Holtami.

Dostawałam trzęsiawki na samą myśl, że byłam w stanie palnąć jakąś głupotę przy Lancu. Wprawdzie znamy się już całkiem dłuższy czas, ale ja i tak czuję niepewność. A umówmy się, ja, kiedy w dodatku jestem spanikowana, potrafię narobić szkód.

- Kochanie, jesteś najbardziej przeuroczą dziewczyną jaką znam. Jesteś słodka i mądra, ale nie brakuje ci przy tym nic, co stawiało by cię w świetle manipulantki. Już cię lubi, a ta kolacja to tylko zwykła formalność.

- Będzie na niej również mama Willa, prawda?

- Tak, Will uparł się, żeby ojciec zaprosił i ją. Ostatnio nie mięli okazji, żeby porozmawiać. Wiesz o co mi chodzi.

Wiedziałam doskonale.

- Chodźmy już, bo Spencer odjedzie bez nas.

---

We trojkę udaliśmy się do drzwi. Zadzwoniłam. W drzwiach ukazała się uśmiechnięta twarz mojej przyjaciółki.

- Kochana- przytuliła mnie- Dzień dobry- przywitała się z moimi opiekunami- Zapraszam, wszyscy czekają.

Zaprosiła nas do środka i wskazała duży salon jako miejsce spotkania.

- Dzień dobry- nastąpiła chwila powitań.

Było nas ośmioro.

Ja, Will, Lance, Spencer, mama Willa, Chloe, Gabriela, a nawet Greg, który jak zauważyłam nie stał nadzwyczaj zadowolony, a stał z boku patrząc spode łba na Willa.

Miałam do załatwienia jedną rzecz.

Złapałam za dłoń chłopaka, po drodze zaczepiłam i pociągnęłam Grega, po czym przeprosiłam wszystkich na minutkę. Wyszliśmy na zewnątrz.

- To po części moja wina, że tak się stało, więc jestem wam winna coś. Nie chciałabym, żeby dwoje najlepszych przyjaciół poróżniła jedna dziewczyna, więc w tej oto chwili macie się pogodzić.

Żaden się nie odezwał.

- Języki wam urwało? Mowę odjęło? Gdzie wasza odwaga, hm? Nie szkoda wam?

Spojrzeli na mnie nie rozumiejąc.

- Nie szkoda wam tyle wspólnie spędzonego czasu? Nie szkoda wam tego spieprzyć? Zamknąć tego rozdziału w życiu? Mi by było cholernie przykro to zrobić. Nawet jeśli oboje powiedzieliście coś, co drugiego uraziło. Nie jesteście idealni w tym, co mówicie, ale nauczcie się wybaczać, bo donikąd was to nie zabierze.

- Cel, nie wtrącaj się w to. Było, powiedzieliśmy sobie wszystko i jest jak jest. Nie drążmy w to ponownie, proszę- Will próbował przyciągnąć mnie do siebie, ale walcząc z samą sobą, odepchnęłam go.

- Nie wrócimy tam dopóki wy dwaj- wskazałam na nich- się nie pogodzicie- tupnęłam nogą i udawałam, że czytam coś w telefonie.

- Boże, to my nigdy tam nie wrócimy- powiedział Greg, po czym usiadł na schodku. Oparł dłonie o kolana.

Will przemieścił się na ławkę obok tarasu. Siedzieli w znacznej odległości od siebie. Żaden nie wykazywał oznak na to, że mają się pogodzić.

Może wydaje im się, że tak jest dobrze, a nawet lepiej, ale mylą się. Udowodnię im to i zrobię wszystko, żeby to naprawić.

Ziewnęłam prowizorycznie.

- Dobra, może zostawię was samych. Żaden nie ma prawa wracać do środka, dopóki nie dojdziecie do porozumienia- powiedziałam.

W duchu śmiałam się sama z siebie, ponieważ to nienormalne, zakazywać komuś wejść do własnego domu. Taka była prawda.

- Do zobaczenia...mam nadzieję za chwilę. Możliwe, że uwiniecie się szybko i obiad nie zdąży wystygnąć- mruknęłam i odeszłam.

Pozory Mylą...Where stories live. Discover now