Ninety- One.

6.6K 352 15
                                    

Celeste

Przypięłam wsuwką ostatnie pasmo włosów. Ledwie rozpoznawałam się w lustrze. Byłam blada i biała jak duch, z oczami podbitymi na jasny fiolet. Patrzyły na mnie oczy zasłonięte niebieską kotarą jak burzowe niebo i równie puste.

- Cel, my już wyjeżdżamy, kochanie- usłyszałam za plecami łagodny i niepewny głos Gabrieli. Dotknęła mojego ramienia. Nie odsunęłam się.

Kobieta przytuliła mnie do siebie i kołysała. Brakowało mi tego. Wypłakałam przez ostatnich kilka dni wododspady.

Teraz...Nic nie czułam. Nie miałam łez. Byłam pusta w środku. Pustka była lepsza niż agonia.

Wyszła i wraz ze Spencerem pojechała do kościoła. Ja miałam tam się dostać z brunetem.

Spencer tak samo jak ja, zamknął się w sobie ze swoimi emocjami. Tłumił rozpacz, ale wewnętrznie wykańczał się. Byliśmy dla siebie wsparciem przez ostatnie dni.

Dziś był dzień pogrzebu. Błagałam, żeby było po wszystkim.

Mimo słońca ubrałam czarną sukienkę i baleriny. Było mi gorąco, ale serce parzyło mnie już od dawna. I to nie tylko z powodu uczuć do Willa, ale nabrało to innego wymiaru, jakom jest rozpacz.

Zamknęłam dom i podeszłam do Willa, opartego o swój samochód.

- Hej- pocałował mnie na powitanie.

Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie wyglądam najlepiej i odstraszam.

Przyglądałam się sobie w lustrze i uwierzcie, że to nie był najlepszy widok.

Przestałam się użalać nad sobą i przyciągnęłam chłopaka do siebie.

- Hej, co jest?

- Dziękuję. Jestem ci tak bardzo wdzięczna, kochany. Pomogłeś mi i gdyby nie ty... chyba bym nie dała rady, dlatego dziękuję.

- Zawsze tak było, jest i będzie, mała. Zależy mi na tobie i uwierz, że tak zostanie. Zawładnęłaś mną, a ja tak łatwo nie odpuszczam- mruknął zalotnie.

- Zawsze..- powtórzyłam i stanęłam na palcach, po czym dałam mu słodkiego całusa w policzek, czoło, nos, aż w końcu usta.

Po chwilach potrzebnej mi czułości, odjechaliśmy w kierunku kaplicy.

Na miejscu stało kilka osób. Nie było tłumów, bo nasza jedyna już rodzina mieszka w Australi, a pogrzeb organizowaliśmy tutaj w Trenton.
Była tylko moja ciotka Elizabeth, ale nie dało się z nią porozmawiać, zważywszy na jej arystokracki i nadęty charakter.

- Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? Możemy zostać na powietrzu- zapytał znienacka, przyglądający mi się Will.

- To moja matka. Muszę tam być.- powiedziałam i ruszyłam do kościoła.

Ludzie witali mnie, składali kondolencje, pocieszali. Odchodzili i podchodzili.
Twarze zlewały się w jedno.

To nie była wystawna ceremonia pogrzebu.

Usiadłam obok wujka, jego towarzyszki, mojwj przyjaciółki, jej ojca i Elizabeth. Po mojej drugiej stronie usiadł brunet.

Msza się rozpoczynała. Mszalna pieśń ogarnęła starodawny budynek.

Nie iszło mojej uwadze jak siwy mężczyzna w garniturze stanął obok naszej ławeczki, ale szybciej niż się pojawił, zniknął.

- Już czas- szepnął mi do ucha William. Spojrzałam na niego- Czas na nabożeństwo. Na zamknięcie trumny. I na... pogrzeb. Jesteś gotowa?

Skinęłam głową.

Nie było żadnego przemówienia. Od razu zaczęto odprawiać mszę.

Ksiądz stanął tyłem do trumny na podeście i przemówił skupiając uwagę na nas.

W pewnym momencie spojrzał wyczekująco na mnie.

- Czy chciałabyś coś powiedzieć jako córka zmarłej?

Czekał.

Pokręciłam głową.

Myślałam, że padnę i się rozpłaczę. Miałam nawet w planach ucieczkę, ale to nie byłoby w porządku.

Chłopak złapał moją rękę i pocałował.

Drugą ręką wbiłam paznokcie w drewno w oczekiwaniu na koniec.

Po ceremoni zebraliśmy się przed kapliczką, żeby udać się pod nagrobek i złożyć kwiaty dla mamy.

Nałożyłam okulary, maskując wygląd męczennicy.

W pewnym momencie podszedł do nas ten sam mężczyzna, który w kościele pojawił się i zniknął.

Spencer warknął, czym mnie zaszokował. Przecież tem mężczyzna tylko stanął obok. Nawet się nie odezwał.

- To nie najlepszy moment. Idź stąd- syknął.

- Ona- wskazał na mnie- straciła matkę. Musi wiedzieć.

Co?

- To pogrzeb jej matki, a mojej siostry. Gdybyśmy nie znajdowywali się na ziemi świętej zapewne wykopałbym cię stąd, ale tymczasem grzecznie mówię, żebyś stąd zmiatał. To nie ten czas ani moment.

- To jest ten czas. I moment, Spencer. Czekałem na to siedemnaście lat- powiedział mężczyzna i podszedł bliżej mnie- Urosłaś- podniósł rękę i chciał prawdopodobnie mnie dotknąć, ale ręka Spencera wystrzeliła i zagrodziła mu dostęp.

- Ona. Straciła. Matkę.- syknął wściekły-Osobę, która ją wychowała bez ojca. Daj spokój i nie dołuj nikogo z nas w tym dniu. To nie czas na to. Ona dużo przeszła.

Siwowłosy spojrzał na mnie i stojącego teraz przede mną Spencera. Will masował mi ramiona.

- Wrócę- obiecał- Nie wiem kiedy, ale wszystko sobie wyjaśnimy. Musimy.

Zostawił nas zdezorientowanych, wściekłych i smutnych.

- Kto to był?- zapytałam.

- Nikt ważny- uciął.

- Spencer, nie okłamujesz mnie, prawda? Byś mi powiedział?- zerknęłam podejrzliwie na niego, kiedy pokiwał z wahaniem głową.

- Mam nadzieję...i lepiej żebyś wiedział, że kłamstwo to coś, czego najbardziej nie lubię. A tak właściwie, to o co chodziło z tymi siedemnastoma latami? Dziwne, prawda? Ale ja mam tyle lat...I skąd ten człowiek mnie zna, kiedy ja widzę go pierwszy raz w życiu?

Patrzyłam w oczekiwaniu na odpowiedz. Spencer przygasł.

- Spóźniny się. Chodźmy na grób- powiedział wymijająco i ruszył w kierunku cmentarza, znajdujacego się obok kościoła.

Pozory Mylą...Where stories live. Discover now