Twelve.

10.2K 508 15
                                    

Celeste

Narzuciłam na siebie ulubione leginsy sportowe, krótki top i obuwie. Zawsze, wszędzie je ze sobą zabieram, w razie możliwości małego spalania tłuszczu i relaksu. Włosy spięłam w wygodną kitkę, do której dopasowałam sportową opaskę na gumce. Wzięłam ze sobą jeszcze bidon z wodą i wyszłam na świeże powietrze.

Porozciągałam każdą partię mięśni, żeby uchronić się przed kontuzją. Kiedy już czułam palący ból, wybiegłam z podjazdu i skierowałam się ta samą drogą, którą wcześniej szliśmy.

Moim założeniem na dzisiaj było dobiegnięcie do przystani i z powrotem, czyli jakieś 10 km. Całkiem niezły dystans jak na amatorkę.

Biegłam dłuższy czas poznając ową okolicę. Mijałam przeróżne budynki, domy, kawiarnie, sklepy z pamiątkami. Nawet przychodnię i kosmetyczkę.

Może mój bieg nie należał do najszybszych, ale nie o to mi chodziło, robiąc to. Nie przygotowywałam się do żadnego maratonu. Bardziej miałam na celu wykreowanie kondycji i formy, bo jak się pod tym w zupełności podpisuję, że "Sport to zdrowie".

Niespełna 30 minut później byłam niedaleko przystani. Niedaleko, ponieważ, w drodze powrotnej zdążyłam zauważyć mały park obok. Znajdowała się tam mała fontanna, kilka ławeczek i alejka. I tam właśnie chciałam się znaleźć, aby w spokoju odpocząć.

Usiadłam na ławce, zmęczona. Dawno nie biegałam i czułam, że na nowo będę musiała wdrożyć się w rytm. Było mi ciężko pokonać, niespełna 5 km. A to u mnie, dość nietypowe.

Popiłam porządny łyk napoju. Doskwierał niemożliwy skwar. Pot lał się strumieniami po moim dekolcie. Słońce grzało niemiłosiernie, aż zaczynało kręcić mi się w głowie. Mam nadzieję, że to nie udar słoneczny. Cholerka, nie wzięłam na taką pogodę żadnego nakrycia głowy...

Gdzie ja mam głowę? O czym ja myślę?

Wykończona i senna, oparłam się o ławkę i miałam wracać, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie dam rady i muszę ponownie odpocząć.

Położyłam się na ławce. Nogi oparłam o poręcz, a sama ułożyłam się na całej długości.

Zamknęłam oczy.

I nie słyszałam już nic. Odcięło mnie.

----------------------------------------------------------------

Poczułam na sobie cień sylwetki. Ktoś nade mną stał i coś mówił.

Nie słyszałam, nie widziałam. Musiałam zasnąć.

Niespodziewanie poczułam lekkie potrząsanie w okolicy ramienia.

Otwarłam ociężałe powieki.

Nade mną pochylał się chłopak. Przystojny jak cholera.

Czy to demon seksu? A ja śnię?

Ponownie zamknęłam oczy. Ponownie poczułam szarpnięcie.

Wreszcie odzyskałam słuch, wzrok i zamroczenie minęło.

- Hej, nie zamykaj oczu...Słyszysz mnie?

- O co ci gościu chodzi...- otwarłam oczy, wzburzona jego nagłą reakcją i szarpaniem- Kim ty, do cholery, jesteś?

- Prawdopodobnie osobą, która uratowała twój tyłek. Leżałaś tu dłuższy czas i  nie wstawałaś, a kiedy podszedłem byłaś zaczerwieniona i miałaś lekkie dreszcze. Musiałaś doznać lekkiego udaru.

- Dzięki, ale....

Spojrzałam na niego i...zdałam sobie sprawę, że to ten sam chłopak, który trenował na plaży. Brunet. Wysoki. Umięśniony, ale nie jak kulturysta, a sportowiec. Ten sam, którego Lan, nazywał swoim synem. A Spencer- łobuzem.

Pozory Mylą...Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ