X. Potajemny ślub

Zacznij od początku
                                    

Gigi... Gdy tylko imię kuzynki padło z jej ust, serce Saszy przeszył bolesny skurcz. Kiedyś w tym pieszczotliwym zdumieniu mieściły się wszystkie jego sny, plany i nadzieje, jego radości i marzenia. Szeptał je w nocy, gdy mu się śniła, wykrzykiwał je, gdy za nią tęsknił... Tak bardzo jej pragnął, a potem zniszczył to jak największy głupiec!

Dlatego musiał działać. Natychmiast. Wmusił w siebie jeszcze kromkę chleba, po czym wstał od stołu, mówiąc, że idzie na spacer. Wziął płaszcz i wyszedł z domu. Nie zmierzał jednak udawać się na przechadzkę, a do domu, w którym mieszkała kobieta, bez której nie mógł żyć.

To nie było zdrowe. Absolutnie nie. Aleksander jednak już od dawna wiedział, że nie jest zdrowy na umyśle. I nigdy nie będzie. Ona go otumaniła i oszołomiła, sprawiła, że zatracił swój rozum... Więc tylko ona mogła go uleczyć.

Brzuch go bolał, gdy zmierzał do domu de Beaufortów, ale nogi przebierały coraz prędzej. Musiał się tam znaleźć jak najszybciej. Musiał paść przed nią na kolana i przebłagać ją. Ona była tak samo nieszczęśliwa jak on. Widział to przecież w jej oczach! Widział i nie mógł znieść, że złamał życie i sobie, i jej.

Dobiegł do drzwi de Beaufortów tak prędko, jakby ktoś go ścigał z bronią palną w dłoni i zamierzał zastrzelić. Zapukał gorączkowo, a gdy mu otworzono, wdarł się do środka i próbował desperacko złapać oddech. Musiał przecież jakoś wyglądać, nim dojdzie do spotkania z Gigi.

— Do kogo pan? — zapytał wyraźnie zniecierpliwiony służący.

— Do mademoiselle Gisèle. Proszę, czy mogłaby tu na chwilkę zejść? Nie zajmę jej długo.

Mężczyzna skinął głową i wdrapał się na schody. Sasza w napięciu wyczekiwał na to, co miało się zaraz stać. Czy Gigi znów będzie tak okropnie smutna jak podczas balu? A może jednak zaszczyci go swym pięknym uśmiechem? Czy będzie wyglądała pięknie i świeżo? A może powie mu, że ma się wynosić?

Rozmyślał tak, dręcząc swą duszę, zadając sobie coraz to nowe pytania, na które odpowiedź mogło mu dać tylko jej przybycie.

Aż zjawiła się. Stanęła przed nim, unosząc podejrzliwie brew i krzywiąc się z pogardą, ale po jej spojrzeniu widział, że jedynie odgrywała rolę wyniosłej kochanki, a w środku aż płonęła z uczucia do niego.

— Wyjdź — powiedziała twardo.

Wiele słów mogło paść z jej ust, ale to jedno wyrażało więcej, niż gdyby wyrzekła ich tysiąc. W jej głosie był gniew, ale Sasza wychwycił też strach, złość i żal. Żal do niego. Żal o to, że ją zostawił. Żal, że ona została sama. Czy nie potrafiła już pokochać innego? Czy może czekała specjalnie na niego? Co się działo w jej życiu?

— Gisèle, ja... — zaczął nieporadnie. 

Chciał jej tyle powiedzieć, a nie potrafił ułożyć choćby prostego zdania!

— Wyjdź, rozumiesz?

— Nie, ja muszę z tobą pomówić! — wykrzyknął rozpaczliwie.

— Ale ja nie chcę. A teraz naprawdę, błagam cię, wyjdź. Nie mogę znieść twojego widoku. Błagam.

Aleksandrowi nie pozostało nic innego jak spełnić jej błaganie. Ale jeszcze tu wróci. Nie podda się tak łatwo. To nie leżało w naturze Gruszeckich, a on zamierzał uczynić wszystko, by być dobrym przedstawicielem swojego rodu, nawet jeśli pochodził z nieprawego łoża.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
De BeaufortowieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz