XCIX

441 79 55
                                    

-Zatrzymacie się tutaj - zarządził Shownu, otwierając przed nimi drzwi do mieszkania.

-Tutaj?- Zapytał niepewnie Hyungwon, ostrożnie zaglądając do środka.

-Do kogo należy to mieszkanie?- Zapytał podejrzliwie Hoseok.

-Do mnie - uśmiechnął się.

Shownu, wcale niezrażony przebłyskiem braku zaufania wśród swoich znajomych, ruszył w głąb lokum, zsuwając przy wejściu buty i rzucając klucze do specjalnie do tego naszykowanego, wiklinowego koszyka.

Hyungwon i Wonho wymienili między sobą spojrzenia, po czym obydwoje podążyli za swoim nowym gospodarzem.

-Dlaczego przywiozłeś nas akurat tutaj?

Chłopak skończył obmywanie rąk w kuchennym zlewie i wycierając dłonie ścierką, spojrzał na swoich gości z lekkim uśmiechem. Ewidentnie rozumiał ich zmieszanie, a nawet strach, sytuacja, w której się znaleźli zdecydowanie była niecodzienna. Potrzebowali wyjaśnień, których on nie miał. Changkyun bowiem sam, we własnym zakresie decydował o wszystkim, udzielając tylko naprawdę istotnych informacji.

-Changkyun kazał mi was tutaj przywieźć - wytłumaczył. - Wydaje mi się, że ze wszystkich miejsc to... To właśnie to jest najbezpieczniejsze - wzruszył ramionami. - Macie tutaj przeczekać całą burzę.

-Burze?- Zapytał .

-Mówiłem już, że nic nie wiem - przewrócił oczami. - Ale mogę cię zapewnić, że dla Changkyuna jesteś cenniejszy niż złoto - uśmiechnął się lekko. - I żeby o ciebie walczyć, jest w stanie rzucić w tą twoją cudowną mamusię, swoim własnym wózkiem inwalidzkim.

Hyungwon mimowolnie się uśmiechnął.

Kiedyś... Kiedyś byli naprawdę dobrymi przyjaciółmi... Takimi, którzy zamierzali już trzymać się na zawsze razem, obok siebie. Często zastanawiali się i snuli plany na bardzo odległą przyszłość. Dokładnie pamiętał, jak Minhyuk wtedy zaczynał ze swoim zrzędzeniem, że do tego czasu mogą już nie żyć. Jak smutno dzisiaj brzmiały te słowa, odbijające się echem w jego pamięci.

Ich przyjaźń została wystawiona na próbę, której nie dała rady przejść. Po tym straszliwym wypadku... Po śmierci Jooheona. Changkyun tak bardzo ich wtedy potrzebował, swoich przyjaciół, których po cichu nazywał swoją prawdziwą rodziną, w momentach, kiedy ta „fałszywa" kolejny raz go zawodziła. Zostawili go, jak tchórze uciekli od tej niechcianej odpowiedzialności, która w rzeczywistości ograniczała się jedynie do udzielenia wsparcia i bycia obok.

Niebywale łatwo brzmiało to dzisiaj, kiedy i Hyungwon został zostawiony sam sobie, przez swoich najbliższych. Problem w tym, że on odnalazł ludzi, którzy zechcieli pomóc mu się podnieść. Lim... On sam musiał się z tym mierzyć. Nie chciał nawet myśleć o tym, jakie cierpienia musiał przechodzić w samotności... W tej ciemności, która powoli oplatała jego serce, aż w końcu uczyniła z niego kogoś... Takiego.

-Powiedz mi co wiesz - poprosił delikatnie. - Jaką głupotę chce zrobić z mojego powodu?

-Później dokończymy tę rozmowę -zarządził. - Tak będzie lepiej.

-Nie sądzisz, że powinieneś nam powiedzieć, co się dzieje?- Zareagował Wonho. - Zgarniasz nas z hotelu, każesz się śpieszyć, wyrzucasz mój telefon przez okno, a teraz nie chcesz nic powiedzieć? To trochę nie fair...

Shownu się zatrzymał, analizując słowa Wonho. Ostatecznie tylko westchnął, przymykając oczy.

-Ja też za dużo nie wiem, okej?- Spojrzał po nich z przejęciem. - Musicie po prostu zaufać Changkyunowi, dobrze? Nie po to kręcił się przy twojej matce - tutaj posłał spojrzenie w kierunku Chae. - By nie wynieść z tego żadnych korzyści - uśmiechnął się. - Nie zapominaj, że kiedyś miał być prokuratorem, co?

Roommate #HyungwonhoWhere stories live. Discover now