LXXIX

486 105 66
                                    

           

To uczucie rozrywające jego ciało coraz bardziej w każdej kolejnej sekundzie... Czym ono właściwie było? Skąd brały się te wszystkie uporczywe myśli, które wręcz krzyczały, że nie powinien teraz zostawiać Kihyuna samego?

Nie potrafił sobie poradzić z tym wszystkich, zatrzymywał się, cofał, ale ostatecznie i tak szedł do przodu... Do Hyungwona, bo kto jak nie ten wielkolud mógł ukoić jego zszargane myśli, które raz za razem burzyły dopiero co odzyskany spokój?

Jedno było pewne... Wydarzyło się coś strasznego.

Sam dokładnie nie zarejestrował, kiedy znalazł się na klatce schodowej, gdzie każdy kolejny stopień, krok postawiony na drodze do ich mieszkania był równoznaczny z wzięciem na swoje barki jakiejś dziwnej odpowiedzialności, której pochodzenia nie potrafił zdefiniować. Jednak, za każdym razem ściskała ona jego serce jakimiś dziwnymi pętami.

Niczym tarcza złotego zegarka Kihyuna, on również był w tym momencie równie rozbity.

-Jestem w domu- zawołał, zamykając za sobą drzwi.

Cały niepokój nagromadzony w wyniku ostatnich wydarzeń zdawał się mieć swoją kumulacje, w momencie, w którym Wonho nie uzyskał kompletnie żadnej odpowiedzi. Jego wzrok momentalnie spoczął na stale zamkniętych drzwiach od pokoju Hyungwona. Choć te sprawy w rzeczywistości w żadnym stopniu nie były ze sobą powiązane to jedynie otworzenie tych drzwi i zobaczenie twarzy Che mogło zapewnić mu w tamtej chwili spokój.

Ale wcale nie zrobił tego, co zamierzał, bo nawet jeżeli trzymał już za klamkę, to jego wzrok skierowany był w kierunku końca korytarza, gdzie pozostawiony został wózek inwalidzki, który z jakiś powodów wydawał mu się tak dziwne znajomy, a dodatkowo dochodził fakt, że żaden z nich nie potrzebował takiego sprzętu do poruszania się.

Dopiero teraz zdawały się do niego docierać głosy  z salonu, do którego i on niebawem się udał, szurając stopami po podłodze. Miał jak najgorsze przeczucia, które sprawdziły się, kiedy przekraczając próg. Przy stole ujrzał nie tylko Minhyuka, który opierając łokcie o stół, chował twarz w dłoniach, ale i Changkyuna, który z kamienną miną obserwował danego przyjaciela.

Minhyuk spojrzał na Wonho załzawionymi oczami, przy okazji ocierając te, które nieposłusznie spływały po jego policzkach. Oblizał spierzchnięte wargi, rzucając krótkie spojrzenie w kierunku Lima, który z każdą mijającą sekundą zdawał się być coraz bardziej uśmiechnięty.

-Ymm... Wonho- zaczął cicho Lee. - To jest...

-My się znamy- przerwał mu Changkyun. - Ja i kolega mieliśmy się okazje poznać jakiś czas temu, prawda?

Minhyuk rozszerzył oczy w geście zdziwienia, obrzucając swojego przyjaciela pytającym spojrzeniem, domagając się jakiegokolwiek potwierdzenia, czy też zaprzeczenia poprzednich słów.

Jednak... Wonho nie mógł wydusić  z siebie nawet najkrótszego słowa. Sama obecność Lima w ich mieszkaniu była niespodziewana i oszałamiająca, ale dla Hoseoka liczyła się w tamtym momencie tylko jedna osoba i w istocie był nią Hyungwon, którego przy stoje nie było, a o którego obecności świadczyło agresywnie odsunięte krzesło i na wpół upita herbata.

Bez słowa zerwał się, z powrotem znajdując się na korytarzu i dosłownie w mgnieniu oka dopadając do drzwi Hyungwona. Łapiąc za klamkę, spodziewał się najgorszego... Obawiał się, że ponownie go utracił, bo choć tamta dwójka nie odpowiedziała na żadne z miliona pytań, które narodziły się w głowie Shina, to sama osoba Changkyuna była manifestacją największych problemów z jakimi mogli mieć do czynienia. Jego obecność świadczyła o tym, że stało się coś złego, a łzy w oczach Minhyuka jedynie potwierdzały taką wersje wydarzeń.

Roommate #HyungwonhoWhere stories live. Discover now