XCVI

475 87 79
                                    

           

Dawno nie biegał i to trzeba mu przyznać, życie od pewnego czasu było na tyle skomplikowanie, by mógł skutecznie zapomnieć o trzymaniu jakiejkolwiek formy. Zresztą, uganianie się za Hyungwonem było dyscypliną idealnie nadającą się, by trafić na igrzyska olimpijskie.

Dzisiaj jednak było zupełnie inaczej. Co prawda, nadal niechętnie, ale opuścił łóżko, w którym spał Hyungwon, ubrał się i wyszedł pobiegać. Rozpierała go jakaś dziwna energia, której nijak nie umiał rozładować, ale bieganie było sposobem na rozładowanie jeszcze czegoś innego... Podniecenia na ten przykład. Wonho coraz częściej przyłapywał się na tym, że chłopak oddziaływał na niego zdecydowanie bardzo, za bardzo, co było momentami naprawdę trudne do ukrycia, a w nocy... Natłok myśli skutecznie uniemożliwiał zaśnięcie.

Więc biegał, by nie tylko poprawić formę, ale również by nie wyjść na jakiegoś napaleńca, przed chłopakiem, z którym być może w przyszłości będzie mu dany stworzyć jakiś sensowny związek.

Uśmiechał się.

Jego życie w... Tak właściwie ostatnich kilkunastu godzinach miało kilka naprawdę dużych przełomów. Hyungwon był człowiekiem, który potrafił mieszać i to całkiem poważnie. Nawet jeżeli tak otwarcie nie przyznał, że go kocha, to... Dał mu nadzieje, większą niż kiedykolwiek wcześniej. To był przełom, a Wonho czuł, jakby to była ostatnia z cegieł, okalających zamarznięte serce Chae.

„Musisz poczekać dosłownie chwilę"- To była zdecydowanie myśl przewodnia, która towarzyszyła mu praktycznie cały czas od tamtej rozmowy z Hyungwonem.

Wystarczyło być cierpliwym i Wonho naprawdę był gotowy to zrobić, bo... Kochał go.

Nawet jeżeli ta miłość wydawała się być bezsensowna, wzięta z nicości, przepełniona wieloma ustępstwami i bólem, to... To była właśnie jego miłość. Nie zamieniłby jej na nic innego... Nie zamieniłby Hyungwona na nikogo innego, bo nawet jeśli chłopak miał swoje wady, to i tak był cudowny.

Był jak piękny kwiat, który budzi się po zimie.

-Och - jęknął, kiedy pogrążony w myślach, przez nieuwagę wpadł na jakiegoś przechodnia. - Bardzo przepraszam, zamyśliłem się - ukłonił się w geście przeprosin.

-Nic się nie stało - powiedział mężczyzna. - Właściwie to dobrze się stało - westchnął z nutką arogancji.

Hoseok unosząc wzrok, zbyt szybko zdał sobie sprawę, że to zderzenie w rzeczywistości niekoniecznie musiało być przypadkowe. Właśnie patrzył osobę, której być może nie widział kawałek czasu, ale doskonale zapamiętał tę paskudną twarz. To był ten sam mężczyzna, który niegdyś wypytywał o Hyungwona.

Wszystkie organy w ciele Wonho zdawały się zostać wywrócony na drugą stronę, kiedy tylko zdał sobie sprawę z tego faktu.  Nie mógł wydusić z siebie choćby słowa.

-Możemy porozmawiać?

Przyjazny ton mężczyzny, przyprawiał Shina o prawdziwe mdłości.

-Niestety... Śpieszę się - wdukał.

-Nalegam - powiedział szybko mężczyzna. - Niedaleko mam auto...

-Mama mi mówiła, żebym nie wsiadał do samochodu z nieznajomymi.

To chyba było już o jeden most za daleko, ponieważ twarz mężczyzny nagle stężała, a on sam wyglądał jakby ostatnimi siłami starał się zachować wizerunek spokojnego i opanowanego.

-Słuchaj...- Zaczął zirytowany. - Wolisz żebyśmy teraz pojechali do tego waszego śmiesznego hoteliku, w którym się zatrzymaliście i go zgarnęli, czy może zechcesz jednak z nami porozmawiać przez pięć minut?

Roommate #HyungwonhoWhere stories live. Discover now