LXVIII

616 120 116
                                    







-Wyglądasz jakbyś chciał o coś zapytać, ale kompletnie nie wiesz jak się do tego zabrać- mruknął sennie Kihyun, który dopiero chwile temu wrócił z pracy.

-Bo chcę o coś zapytać, ale kompletnie nie wiem jak się do tego zabrać- potwierdził jedynie.

-Masz jakieś problemy?- Zapytał z nutką obawy w głosie.

-Co? Nie- powiedział lekko zaskoczony. - Tylko... Hyungwon powiedział, że z nim rozmawiałeś o czymś.

Kihyun uśmiechnął się lekko i skierował swoje zmęczone spojrzenie na twarz chłopaka. Wonho mógł się tylko domyślać, jak bardzo zmęczony w tej chwili musiał być jego przyjaciel i nawet czuł się źle, że jeszcze każe mu odpowiadać na jakieś durne pytania, ale kiedy indziej miał to zrobić? Kihyun zaczyna znowu zatracać się w swoim pracoholizmie.

-A więc o to ci chodziło -westchnął. - W zasadzie to on przyszedł do mnie pierwszy.

Wonho zmarszczył brwi, zdziwiony.

-On? Pierwszy?- Zapytał chcąc się upewnić.

Szczerze? Od samego początku jakoś zakładał, że to Kihyun wyszedł z inicjatywą, by przekonać Hyungwona do zmiany zdania. Fakt, że to sam Chaezaczął, jakoś dziwnie go cieszył, ponieważ był swego rodzaju dowodem. Chłopak już z własnej woli chciał działać, robić coś, a nie biernie czekać na rozwój wydarzeń... Najpewniej sam chciał coś zmienić w tym wszystkim, w ich relacji. Sam Wonho, jednak nie widział do jakich wniosków Hyungwon może ostatecznie dojść. Mimo wszystko znał go jużtrochę i tym razem nie miał zamiaru ulegać przesadnej euforii jedynie dlatego, że ten się do niego uśmiechnął... Znaczy, w środku Hoseok skakał i cieszył się jak małe dziecko, ale mimo wszystko zamierzał zachować ostrożność, tak by w razie czego być przygotowany na kolejny cios.

-Tak- potwierdził Yoo. - Wyglądał na poważnie zmartwionego i w ogóle -westchnął. - W sumie, to dopiero teraz przekonałem się jaki jest inteligentny i miły- uśmiechnął się lekko, kiedy zauważył jak Hoseokpatrzy się zadowolony. - Nawet nie dziwię się, że się w nim zakochałeś- odchylił się nieco na krześle. - Gdyby ściął te kudły to byłby naprawdę boski, może mógłbym nawet...

-Ho, ho, ho- zaczął szybko. - Ty sobie uważaj bracie, on jest mój.

Kihyun zaśmiał się szczerze i spojrzał miękko na swojego przyjaciela. W zasadzie to teraz utrzymywali kontakt wzrokowy, ponieważ w ten sposób mogli przekazać sobie rzeczy, których słowa nie mogłyby unieść. Rzeczy typu „Cieszę się twoim szczęściem" lub „Proszę, uważaj na siebie, jesteś mi potrzebny". Było w tym coś osobistego, a nawet intymnego. Zdecydowanie łączyła ich więź, która była silniejsza niż zwykła przyjaźń.

-Muszę iść do Minhyuka- szepnął, z niewiadomych powodów. - Nawet nie wiesz, jak za tym draniem można się stęsknić, kiedy nie widzi się go cały dzień- podparł głowę na dłoni.

-To da się do niego czuć coś innego niż nienawiść?

-Tak, obrzydzenie na ten przykład- zaśmiał się. - Ale właśnie o to w tym wszystkim chodzi, by w tej nienawiści, obrzydzeniu, czy kto wie czym jeszcze... Nadal odnajdywać powody do miłości- uśmiechnął się, wstając od stołu. - Bo miłość nie polega na zmienianiu kogoś, czy nawet siebie - rzucił. - Miłość polega na akceptowaniu każdej wady i zauważaniu tych najmniejszych gestów- uśmiechnął się szczerze, widząc zaskoczoną twarz swojego przyjaciela. - Ale ty chyba już to wszystko wiesz, co?- Zaśmiał się. - Dobranoc.

-Do... Hej! Powiedz mi o czym rozmawialiście! Muszę to wiedzieć! - Jęknął.

Kihyun jedynie pokręcił głową z rozbawienia i zniknął za drzwiami swojej sypialni, pozostawiając Hoseoka z głową pełną myśli, które należało uporządkować.

Roommate #HyungwonhoWhere stories live. Discover now