LXIX

621 111 115
                                    







Nie byli przecież dziećmi, ale z jakichś powodów zachowywali się tak jakby mieli zostać przyłapani przez rodziców na wymykaniu się z domu. Doszło już do tego, że podświadomie wstrzymywali oddech, kiedy w przedpokoju zakładali ciężkie buty, czy kurkę.

W pewnym momencie Wonho, spanikowany przyłożył palec wskazujący do swoich ust, by dać swojemu towarzyszowi ostrzeżenie, by pod żadnym pozorem nie wydawał z siebie choćby najcichszego pisku. Wszystko to było spowodowane obawą przed tym, że przypadkiem mogli zbudzić któregokolwiek ze swoich znajomych. Gdzie Kihyuna dałoby się jeszcze przekonać co do słuszności tej decyzji, to Minhyuk... Minhyuk jest po prostu sobą i na żadnym polu nie da się z nim dyskutować. Chłopak ma mentalność buldożera.

-Gotowy?- Zapytał cicho.

Hyungwon jedynie pokiwał głową, a w jego oczach zalśniły jakieś dziwne ogniki ekscytacji. Wonho był pewien, że sam we własnym spojrzeniu krył podobne, bo choć wyjście z domu nie było jakimś wielkim wyczynem, to jednak... Było to ich pierwsze wyjście... Razem. To i świadomość niebezpieczeństw, jakie czekają na nich na zewnątrz. Wszystko zdecydowanie tworzyło jakąś wyjątkową aurę, sprawiając im przy tym niebywałą frajdę.

-Nie wiem czy to dobry pomysł...- Mruknął, kiedy Hoseok, otwierał drzwi.

-Masz mnie, nie musisz się niczego bać- zapewnił, uśmiechając się pokrzepiająco. - Po prostu weź oddech i daj mi się poprowadzić, dobrze?

To była jedyna z naprawdę niewielu okazji, by zwykłe słowa zamienić w czyn. Jedyne co chciał zrobić, to udowodnić przed Hyungwonem swoją wartość, sprawić, by na własne oczy przekonał się, że będzie w stanie go ochronić przed czymkolwiek, a także mieć na tyle odwagi, by zrobić coś, na co Chae sam nie byłby jeszcze przez długi czas gotowy. Być może i brzmiało to samolubnie, ale w gruncie rzeczy. Naprawdę chciał jedynie dobrze dla tego chłopaka, który teraz śledził jego najmniejszy ruch, swoimi cudnymi, brązowymi oczami, w których zdecydowanie kryła się jakaś nadzieja.

-Ja...- Zaczął. - Dobrze-westchnął, przenosząc swój wzrok na splecione palce, swoje i Hoseoka.

Znowu trzymali się za ręce i trzeba było przyznać, że stawało się dla nich to coraz bardziej automatyczne i, gdzie wiadomo z jakich pobudek działał Wonho, to zachowanie Hyungwona było nieco mylące i warte głębszego zastanowienia. Sam Shin uważał, że dzięki taki drobnym gestom, Chae może czerpać swego rodzaju energię, motywację, czy nawet odwagę. Nie było w tym nic, co mogłoby mu nie pasować.

-W takim razie, ruszajmy- szepnął, otwierając drzwi i w tej samej chwili ciągnąc za sobą, lekko zaskoczonego Hyungwona, który mimo to nie stawiał już więcej oporu.

Na klatce schodowej, nadal czując ciepło swoich dłoni, stawiali ostrożnie każdy kolejny krok, choć w zasadzie nie musieli już tego robić, ponieważ zdawałoby się, że największe zagrożenie zostawili już w tyle. Jednak dodatkowych środków nigdy nie było za wiele, nie chcieli obudzić jakiejś natrętnej sąsiadki, która mogłaby im suszyć głowę przez następną godzinę. Zdecydowanie, nie tego potrzebowali w obecnej chwili... Ani w żadnej innej.

Na zewnątrz, mogli już odetchnąć z ulgą i niestety, ku niezadowoleniu Wonho, puścić swoje dłonie. Oczywiście z tą inicjatywą wyszedł Hyungwon, który na samym początku odwrócił speszony wzrok, a następnie wlepił go w towarzysza, wówczas, gdy Shin przez cały czas patrzył tylko na niego. Był oczarowany, kolejny raz i choć jego uczucia nie przygasły ani trochę przez te wszystkie nieprzyjemne incydenty, to czuł jakby zakochiwał się jeszcze raz... A może po prostu zaczynał to robić to coraz mocniej.

Hyungwon skrzywił się, kiedy mroźny wiatr owiał jego twarz. Powoli uszy i nos zaczynały się czerwienić, reagując na zapewne ujemną temperaturę panującą na zewnątrz ich wspólnego mieszkania. Mimo wszystko, nie przeszkodziło mu to w podziwianiu czerni nieba. Stojąc tak, Wonho zastanawiał się ile mogło minąć odkąd chłopak mógł oddać się tej, dość prostej czynności.

Roommate #HyungwonhoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz