XXIX

973 164 127
                                    

Czasami w życiu każdego człowieka coś traci sens, a te wszystkie piękne kolory mieniące się najróżniejszymi barwami stają się po prostu nijakie. Żółty, zielony, fioletowy, czy niebieski. One wszystkie w tamtej chwili pokryły się szarością tracąc swoją unikatowość i jedynie brąz oczu pewnego chłopaka zza drzwi pozostał niezmieniony mimo swojego smutku.

Siedząc pod ścianą w swoim pokoju z kolanami podciągniętymi pod sama brodę, wlepiał pusty wzrok przed siebie. Tylko czasami zebrał się na pociągnięcie nosem, czy otarcie pojedynczej łzy żalu, która wbrew solidarności wobec reszty postanowiła powolnie spłynąć po jego policzku. Nie interesowało go nawet kolejne przychodzące połączenie od Kihyuna, który dzwonił raz za razem. Nie widział potrzeby w odbieraniu telefonu.

Czy był zły na Hyungwona? Nie. To co się działo zdecydowanie nie było winą i tak już skrzywdzonego przez życie chłopaka. Wonho tymi wszystkimi złymi wydarzeniami obarczał siebie, bo gdyby nie jego wścibskość i chęć zobaczenia Hyungwona, to przecież nic, by się nie wydarzyło, prawda? Wiedział, że tak może się to skończyć, a mimo wtedy pobiegł mu pomóc. Przez oszalałe serce zapomniał na chwile, jak ostrożnym trzeba być wobec tego chłopaka.

Zdrętwiałe ciało zaczynało go powoli boleć, ale on i tak nie miał zamiaru nawet odrobinę zmienić swojej pozycji. W tym miejscu czuł się choć trochę mniej beznadziejnie niż w każdym innym. Jednak nawet tutaj, kiedy zamykał oczy widział przestraszonego Hyungwona i czuł tą przejmującą bezsilność.

Czy tak bolało złamane serce...?

Na początku usłyszał głośne trzaśnięcie drzwi wejściowych, potem tylko szybkie kroki prowadzące pod jego pokój i chwilę ciszy, przed tym jak zdenerwowany zdecydował się wejść do środka.

-Tutaj jesteś- w jego głosie natychmiast można było wyczuć pewnego rodzaju ulgę.- Boże, przez ciebie Minhyuk kazał taksówkarzowi złamać wszystkie przepisy drogowe, by być tu jak najszybciej- mówił szybko podchodząc do Hoseoka, który w dalszym ciągu nawet nie raczył na niego spojrzeć.

Ale to nie wszystko, ponieważ Yoo specjalnie musiał wziąć natychmiastowe wolne w dwóch swoich pracach, by mieć czas na krótką rozmowę z przyjacielem. Kihyunowi naprawdę trudno było to wytłumaczyć, ale jego serce na moment przestało bić, kiedy Shin tak po prostu się rozłączył. Panika, która go opanowała, kiedy ten nie odbierał kolejnych następnych telefonów na pewno nie była do opisania.

-Nikt was o to nie prosił- mruknął ponuro.

Kihyun jedynie westchnął i uklęknął naprzeciw swojego przyjaciela. Niczym zmartwiona matka uniósł jego podbródek, by móc spojrzeć głęboko w oczy, odgarnął włosy z czoła i obdarzył najpiękniejszym uśmiechem jaki kiedykolwiek Shin miał okazje zobaczyć. Przyłożył dłonie do jego policzków i kciukami otarł łzy, które z niewidomych powodów zaczęły spływać po nich spływać, a potem... Potem zrobił coś czego Wonho od tak dawna potrzebował. Otoczył go swoimi ramionami i mocno przytulił.

-Masz racje- szepnął cicho.- Nikt nas nie prosił, ale zrobiliśmy, to ponieważ jesteś naszym przyjacielem- nadal nie podnosił głosu.- Nie ważne co sobie wmawiasz... My zawsze się o ciebie troszczymy.

Te z pozoru niewielkie gesty sprawiły, że Wonho wybuchł gorzkim płaczem i niczym dziecko wtulił się w ciało starszego, który ani chwili się nie zastanawiał tylko wzmocnił swój uścisk.

Kiedy ostatnio ktoś go tak przytulał? Kiedy okazał wsparcie i troskę? Jak długo czekał, by znowu poczuć, że na tym dużym świecie nie jest taki samotny jak mu się zdawało? Te wszystkie pytania miały tylko jedną odpowiedź. To był pierwszy raz od bardzo dawna, kiedy Wonho naprawdę mógł powiedzieć, że ma przyjaciela... Hyungwon? Owszem, Wonho bardzo chciał uczynić go swoim przyjacielem, ale mur co rusz okazywał się zbyt gruby, by od tak go skruszyć.

Roommate #HyungwonhoWhere stories live. Discover now