XLV

1K 134 83
                                    

Rozpadał się, bo jak inaczej można było to wszystko nazwać? Ta dziwna irytacja, ciągły pulsujący ból pochodzący gdzieś z wewnątrz, oczy stale zachodzące łzami, gdy przypadkowo wspomnieniami wracał do chwil spędzonych z Yoo. Kihyun był tak ważnym elementem jego życia, że bez niego nie potrafił już normalnie funkcjonować. Uzależnił się nie tylko od głosu chłopaka, uśmiechu, czy zapachu. To za jego ciepłem tęsknił najbardziej. Naprawdę nie minęło dużo czasu, a ich wspólne łóżko już wydawało się być takie zimne. To było coś z czym Minhyuk nie mógł sobie poradzić.
W pewnym momencie po prostu się poddał. Rozumiał, że przecież tak musiało być, więc chociaż sprawiało mu to niewypowiedziany ból... Postanowił odpuścić. Tak bardzo kochał Kihyuna i nie chciał mu więcej niszczyć życia. Na siłę wmawiał sobie, że przecież właśnie tak będzie lepiej. Tak przecież musiało być.
Odsuwając od siebie chłopaka, zaczął szukać winnych tego całego zejścia. Jeżeli istniało coś ,co było dziedzictwem jego rodziny, a czego w żaden sposób nie potrafił się wyprzeć. To zdecydowanie była to chęć zemsty. Minhyuk w pewnym momencie musiał po prostu oszaleć, bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że sam, dobrowolnie umówił się na spotkanie z kimś kto przypominał mu o naprawdę bolesnych wspomnieniach?
Plac zabaw... Tylko Lim mógł wymyślić takie głupkowate miejsce na spotkanie. Już z daleka widział siedzącego na wózku chłopaka, który z lekkim uśmiechem obserwował otaczający go świat. Był niezaprzeczalnie pięknym widokiem. Jednakże tak jak róża... posiadał kolce, których używała, gdy tylko ktoś jej zagrażał. Changkyun nie był wyjątkiem. Mrok, który otaczał właśnie jego zdawał się być ciemną mgłą, która w rzeczywistości była na jego usługach. Ten błogi uśmiech był pięknym kłamstwem, które miało maskować prawdziwy ból.
-Ty!- Warknął, w mgnieniu oka znajdując się przy Changkyunie i dłonią zaciśniętą na kołnierzu chłopaka, ściągając go z wózka prosto na ziemię, gdzie po chwili zamachnął się, by uderzyć chłopaka prosto w twarz. - To twoja wina!
Taki raczej był zamiar, ponieważ gdy jego pięść już leciała ku spotkaniu ze zdezorientowanym Changkyunem. Poczuł mocne szarpnięcie w tył i chwilę potem znalazł się kawałek dalej od swojego przeciwnika. Dopiero po chwili zarejestrował zbliżającego się w jego kierunku chłopaka, który zawsze towarzyszył Limowi. Widział tę furię w jego oczach.
-Shownu zostaw go - sapnął Changkyun, który nieudolnie starał się podnieść z ziemi. -Pomóż mi wstać- poprosił.
W jednej chwili chłopak złagodniał i spełnił prośbę swojego pracodawcy.
-Nadal masz problemy z kontrolowaniem gniewu - westchnął ciężko, ponownie siadając na wózku. - Możesz naprawdę mieć kłopoty, wiesz? Jesteś moim przyjacielem, więc mogę to zrozumieć, ale...
-Nie jestem twoim przyjacielem!- Wybuchł. - Nigdy nim nie byłem! Przyjaźniłem się z tobą tylko, dlatego, że mi kazano - mówił groźnie. - Jesteś ukochanym synem prokuratora i sam miałeś nim zostać, ale przez ten wypadek... Stałeś się kompletnie niepotrzebny i niewarty mojego czasu.
-Wiem - uśmiechnął się smutno.
Przez to jedno słowo Minhyuk momentalnie złagodniał.
-Przecież wiem, że tak było - mówił cicho, ocierając pojedynczą łzę, która spływała mu po policzku. - Dlatego proszę... proszę... Nie mów tak więcej, dobrze?- Spojrzał na niego mokrymi oczami. - Dla mnie byłeś i nadal jesteś przyjacielem, nic tego nie zmieni.
Minhyuk naprawdę nie wiedział co w tamtej chwili mógł powiedzieć. Po tak brutalnych słowach spodziewał się kompletnie innej reakcji.
-Dzisiaj nie masz najlepszego dnia – zauważył. - Spotkajmy się... kiedyś indziej - kolejny uśmiech, tym razem sztuczny. Lim zdecydowanie nie umiał udawać. – Shownu - zwrócił się do swojego pielęgniarza.- Zabierz mnie do niego - ostatnie słowo wypowiedział z niezwykłą czułością.-Muszę odpocząć.
***
To zdecydowanie nie miało tak wyglądać...
Niedawno opuścił to miejsce, więc dlaczego teraz musi do niego ponownie wracać? Dlaczego został postawiony przed wyborem, którego wcale nie chciał podejmować? Dlaczego okropne życie znowu decydowało za niego? To wszystko było zbyt niesprawiedliwe...
To zdecydowanie nie miało tak wyglądać...
Wszedł do jednej ze szpitalnych sal i widząc osobę leżącą nieprzytomną na łóżku, jego serce z każdą sekundą zdawało się bić coraz wolniej, ściskane jakimś dziwnym żalem... Naprawdę do tego doprowadził? Czy to, że po prostu chciał być dobry JESZCZE RAZ sprowadziło na kogoś nieszczęście?
-Przyszedłem znowu... mamo.
Jedno słowo, które w dalszym ciągu budziło w nim tak skrajne emocje. Sam nie wiedział jak właściwie powinien zwracać się do tej kobiety, ale w tym momencie... Kiedy oni oboje tak przeraźliwie cierpieli, mógł nazwać ją w ten sposób, porzucając cały żal przeszłości.
-Przyniosłem ci kwiaty, ale pielęgniarka powiedziała, że nie mogę ich tutaj wnieść- zaśmiał się krótko.- To były twoje ulubione róże, wiesz? Pamiętam jak zawsze cieszyłaś się, kiedy dawałem ci jakąś na Uro...dziny- głos mu się załamał, kiedy kciukiem przejeżdżał bo grzbiecie dłoni kobiety.
Nienawidził ich za to, że zamienili jego życie w prawdzie piekło tylko, dlatego, że byli słabi... Nienawidził ich, bo za każdym razem, kiedy mieli szansę, nie wykorzystywali jej tak jak powinni. To właśnie przez tych ludzi, jako dziecko był zmuszony do kradzieży, by jakoś przeżyć następny dzień. Sprawili mu tyle cierpienia, więc... Dlaczego jego serce rozrywa się na samą myśl, że ona... Kobieta, która w życiu okazała mu tak mało ciepła może odejść? To nie było ani trochę logiczne.
Pani Lee doskonale wiedziała kiedy się pojawić, wyczekiwała odpowiedniego momentu i Kihyun był tego niemalże pewien, bo... Jak można inaczej nazwać ten zbieg okoliczności? Zaledwie kilka dni temu jego matka została przewieziona tutaj w ciężkim stanie i za zgodą ojca została przeprowadzona bardzo kosztowna operacja, która uratowała jej życie, a na którą zdecydowanie nie było ich stać. Nie mają pieniędzy, a za chwile pojawia się ona – kobieta zimna i przebiegła, która w białej kopercie oferuje wystarczającą kwotę, by pokryć zabieg i dalsze leczenie. Wszystko wyliczone niemalże perfekcyjnie.
Wpadł w pułapkę i wydostać się z niej mógł tylko podejmując jedną z dwóch decyzji. Niestety każda z nich była tragiczna w skutkach.  Miał zrezygnować z Minhyuka i do końca życia pozbawić się miłości? A może powinien zwrócić pieniądze i przyjąć na siebie cały ciężar długu, którym już został obarczony ze względu na niewypłacalność swoich rodziców? Z tego miejsca nie było dobrego wyjścia.
Dzisiaj był dzień, kiedy miał kobiecie dać ostateczną decyzję i zgodnie z tym jak się umówili, pojawił się o konkretnej godzinie we wskazanym przez nią miejscu. Już kiedy wszedł do restauracji, widział, że czekała właśnie na niego.
-Dzień dobry- ukłonił się przed nią nisko.
-Usiądź chłopcze- pleciła, co Kihyun zresztą zrobił dosłownie chwile potem. - Sekretarzu Hwang, proszę nas na chwile zostawić.
Mężczyzna jedynie się ukłonił i oddalił na stosowną odległość. To była właśnie cała Pani Lee. Kobieta rozstawiała ludzi niczym pionki na szachownicy, przesuwała ich, kiedy wydawało się to potrzebne i poświęcała, jeżeli było konieczne.
-Co zdecydowałeś?- Zapytała zimno.
-Wiedziała pani o chorobie mojej matki wcześniej niż ja- uśmiechnął się słabo.
-W rzeczy samej - jej zmęczona twarz i tym razem nie przejawiała kompletnie żadnych emocji. - Więc? Decyzja - pośpieszała go.
Kihyun wypuścił cicho powietrze i ostrożnie położył kopertę na blacie stolika, by po chwili przesunąć ją w stronę kobiety.
-Nie przyjmę tych pieniędzy.
To był zaledwie ułamek sekundy, w którym tamta kobieta wyglądała na naprawdę zdziwioną.
-Bez tego...
-Nie poradzę sobie z długiem? Wiem... Wiem także, że zabierze mi pani niedługo Minhyuka na zawsze, ale... Kocham go i nawet jeżeli miałbym żałować tej decyzji do końca życia, to chce go widzieć przynajmniej kilka chwil dłużej.p
Kogo tak właściwie poświęcał w tej chwili? Siebie? A może swoją chorą matkę, której te pieniądze na pewno, by się przydały? Trudno było powiedzieć, ale wszystko co robił... Robił w końcu dla siebie. Przez całe życie martwił się o swoich rodziców i przyjaciół. Teraz w końcu nadszedł czas, by odebrać ten dług.
Będzie starał się jeszcze bardziej, by zapewnić swojej matce, co tylko będzie potrzebne, a także weźmie na siebie obciążenie w postaci kosztów leczenia. Był na to gotowy i wiedział, że doskonale sobie z tym poradzi, póki Minhyuk będzie gdzieś obok. Liczne omdlenia i rany, przy nim traciły jakiekolwiek znaczenie. Był jego gwiazdą, która świeciła najjaśniej w całym kosmosie.
-W takim razie nie mamy o czym rozmawiać- mruknęła obojętnie.- Myślałam, że jesteś rozsądnym młodzieńcem, ale...
***
To był zaledwie ułamek sekundy, w którym Minhyuk biegnący na spotkanie z Kihyunem... Usłyszał tak dziwnie znajomy szczęk trybików zegarka, który w jednej chwili zagłuszył cały otaczający go świat. W tym ułamku sekundy miał wrażenie jakby minął dawnego przyjaciela, z którym rozstał się lata temu, ale kiedy przystanął i odwrócił się za siebie. Nikogo już tam nie było. Ten dziwny białowłosy chłopak zdawał się nigdy nie istnieć.
Kiedy wbiegł do lokalu, naprawdę niewiele czasu potrzebował, by odnaleźć w tłumie ludzi tą jedną osobę, którą chciał zobaczyć najbardziej na świecie. Jednak coś było zdecydowanie nie tak. Chłopak wydawał się być jakiś nieobecny, wyrwany z rzeczywistości. Zupełnie jakby przy stoliku siedział zupełnie ktoś inny. Kihyun oprzytomniał dopiero, kiedy Minhyuk znalazł się już naprzeciwko niego. 
Siedzieli teraz na przeciwko siebie, patrzyli sobie głęboko w oczy, ale mimo upływu czasu, żaden z nich nie odważył się powiedzieć, ani jednego słowa. Znajdowali się w miejscu dość szczególnym dla ich całej relacji, bo to właśnie po kolacji tutaj... Po tej niby randce, pierwszy raz się pocałowali.
Minhyuk lekko się uśmiechnął na myśl, że być może właśnie w tym miejscu się to wszystko zakończy. Nie miał zamiaru trzymać przy sobie Kihyuna na siłę, ba! Gdyby był chociaż odrobinkę silniejszy, to sam kazałby mu uciekać. Nie był przecież osobą, z którą można stworzyć jakikolwiek związek... Póki na nazywa się Lee... Nie jest nawet człowiekiem.
-Minhyuk...- Zaczął w pewnej chwili.
-Kihyun, zanim zaczniemy- przerwał mu.- Zanim powiesz to ,co chcesz powiedzieć, to...-Zamilkł na chwilę, przełykając swój żal. - Nie winię cię o nic, wiesz o tym, prawda? Zaakceptuje każdą twoją decyzje, bo... obydwoje byliśmy na to przygotowani- w jego oczach zalśniły łzy.
Naprawdę nie chciał, by ten chłopak, który został wciągnięty w to wszystko całkowitym przypadkiem, oplppdczuwał jakieś poczucie winny. Nie zasłużył na to, nie zasłużył na wiele innych, złych rzeczy, które zdarzyły się w jego życiu.
-Minhyuk ja...
-Byłem taki szczęśliwy u twojego boku... nawet jeśli cały czas musieliśmy udawać, że jest dobrze... że to nie jest tylko gra z określonym czasem...- Głos mu się załamał i pierwsze łzy spłynęły po jego policzkach.
On człowiek bez serca właśnie ronił łzy, ponieważ zdawał sobie sprawę, że Kihyun... Osoba, która była jego nowym, lepszym sercem... Zostawia go. To bolało, piekielnie bolało. Miał wrażenie jakby z tym chłopakiem miały odejść wszystkie kolory, zapachy, wschody i zachody słońca... Bez tego chłopaka... Nie będzie już nic.
-Ty palancie- wstchnął Kihyun, wstając ze swojego miejsca.
Minhyuk na próżno starał się otrzeć swoje łzy i dopiero, kiedy Yoo złapał go za ręce i kazał na siebie spojrzeć, zorientował się, że naprawdę próba pozbycia się ich, nie miała większego sensu, ponieważ te jak na złość nie chciały przestać się pojawiać.
-Od kiedy jesteś taką beksą, co?- Westchnął zmęczony, samemu ocierając łzy Minhyuka.
-Ja...

Nawet nie zdążył zareagować, kiedy ciepłe smakujące truskawkami usta Kihyuna, wpiły się w jego drżące i skropione łzami wargi. To nie był taki sam pocałunek jak zawsze. Tym razem żaden z nich nie chciał uciekać mimo tego, że znajdowali się na oczach innych, ciekawskich ludzi. Kihyun, który ułożył swoje słonie po obu stronach twarzy chłopaka, jedynie pogłębiał pocałunek, chcąc jak najlepiej posmakować warg osoby, dla której był w stanie poświęcić własne życie.
Ten pocałunek nie był inny, ponieważ zawarta w nim była cała tęsknota, żal, ból, ale także miłość i namiętność. Te wszystkie niewypowiedziane słowa, które straciły swoją okazje. To wszystko zostało przekazane właśnie dzisiaj.
Odsunął się lekko od niego, ale jednocześnie pozostawał na tyle blisko, by ciepły, przerywany oddech Minhyuka owiewał jego twarz.
-Kocham cię.
Te dwa słowa... Mimo iż zachowywali się jak para, przytulali, całowali i spali ze sobą w różnym znaczeniu tego słowa, to... Ani razu, żaden z nich nie odważył się wypowiedzieć tych słów. Wówczas były one zbyt niebezpieczne, by mówić je na głos, ale dzisiaj Kihyun już niczego się nie bał. Zdecydował co chce zrobić. Nawet jeśli miałby zostać za to ukarany.
-Nie chce się już chować z moją miłością do ciebie, rozumiesz? Chce żeby cały świat dowiedział się, że jesteś mój.
-Ale...
-Nie przerywaj mi, dobrze? Teraz moja kolej na gadanie- uśmiechnął się do niego promiennie.- Wiem, że nie wygramy z twoją przyszłością, ale to nie powód byśmy musieli przez to udawać i się hamować. Twoja babcia już o nas wie. Już stało się najgorsze z możliwych, więc...- Splótł ich palce razem.- Nie ważne ile zostało nam czasu-zagryzł lekko wargę.- Po prostu się kochajmy.
-Ja...- Głos mu się momentalnie załamał.- Ja... Tak długo czekałem, aż powiesz mi te słowa- kolejne słone łzy spłynęły po jego powiekach. Te jednak, były przepełnione szczęściem.- Też cię kocham i... Zostańmy razem do końca... Nie ważne kiedy on nadejdzie.

~~~

Gdybyście mogli zadać jedno pytanie bohaterowi któregokolwiek mojego ff, jak by ono brzmiało?
Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak wielką batalie z czasem musiałem stoczyć, by podarować Wam ten rozdział na czas
Edycja tekstu w telefonie podczas jazdy tramwajem to mój nowy wróg, poważnie...
Dziękuje za Waszą obecność dzisiaj i mam nadzieje, że niezwykle spędzicie ten upalny dzień~

ROZDZIAŁ BETOWAŁA imysgg

Roommate #HyungwonhoWhere stories live. Discover now