LXXVII

496 109 45
                                    

           

Przetarł dłonią zaparowaną powierzchnię lustra i momentalnie dostrzegł swoje brązowe, zmęczone oczy, w których gdzieś tam, głęboko skakały iskierki szczęścia. Patrząc na swoją twarz dostrzegał na niej zmęczenie po nocnej pobudce.Być może wyglądałby na nieszczęśliwego, gdyby nie lekki uśmiech, który błądził na jego ustach na samo wspomnienie spokojnego oblicza Hyungwona, które było jego pierwszym widokiem tuż po przebudzeniu. Spuszczając wzrok, obserwował swoje ciało, z którego wiecznie był niezadowolony, a które teraz wydawało mu się tak atrakcyjne. Ostatecznie spojrzał na swoje nadgarstki, zdobione licznymi bliznami, błędami z przeszłości, które choć już nie bolały, to nadal istniały, czekając na swoją kolej. Czuł to.

Zmieniał się i sam to w sobie dostrzegał i choć nie potrafił wskazać miejsca, w którym to wszystko się zaczęło, to doskonale wiedział kto jest tego przyczyną, dzięki komu zmienił całe swoje myślenie w tak krótkim czasie z „Czuje się samotny" na „Chce już go zobaczyć".

Zaczesał wilgotne włosy do tyłu, a te niesfornie w krótkim czasie szybko powróciły na swoje wcześniejsze miejsce, przez co skrzywił się lekko, niezadowolony. Sięgnął po ręcznik wiszący nieopodal, by sprawnie obwiązać się nim w pasie i opuścić zaparowaną łazienkę. Wbrew wszystkim myślom, które targały nim zaledwie kilka godzin wcześniej, wcale nie zaspał, a nawet miał trochę czasu dla siebie przed tym jak będzie musiał wyjść.

Hyungwon działał prawie jak elektrownia, potrafił zastąpić mu absolutnie wszystko, nie ważne czy było to jedzenie, czy spanie. Wystarczyło, że ten wysoki chłopak był tuż obok. Brzmiało to nieco wyidealizowanie i pewnie jeszcze jakiś czas temu sam patrzyłby na to krzywo, ale teraz? Teraz wszystko wyglądało inaczej, bo niekiedy jeden człowiek może zmienić całe nasze życie.

Po cichu wszedł do swojego pokoju, a jego wzrok momentalnie skierował się w stronę łóżka, na którym w dalszym ciągu leżał Hyungwon, w dosłownie takiej samej pozycji jak ostatnio, ale to nie zmieniało faktu, że Wonho będący jedynie w samym ręczniku miał czas na podziwianie jego spokojnej twarz... Znaczy teoretycznie mógłby, ale Chae raczej nie byłby zbyt szczęśliwy z takiego obrotu wydarzeń. Tak po prawdzie to Hoseok miał nadzieję, że uda mu się wyjść nim przyjaciel się obudzi, by w ten sposób uniknąć możliwej niezręczności.

-Dlaczego on wygląda tak bosko?- Szepnął cicho, przerywając szperanie w szafie, gdy Hyungwon, sennie przewrócił się na drugi bok.

Czy tak nie mogło być zawsze? Już dawno nie miał tak udanego poranka i chyba powoli zaczynał rozumieć, dlaczego Kihyun i Minhyuk preferują spanie razem, a nie osobno, jak to miało miejsce na samym początku. Oczywiście, tej nocy nie było zbyt wygodnie, biorąc pod uwagę, że w jednoosobowym łóżku znajdowali się dwaj dorośli faceci, ale... Nawet przez chwilę mu to nie przeszkadzało, nie odważył się nawet narzekać, ba! Specjalnie układał się tak, by to Chae z ich dwójki czuł się najbardziej komfortowo.

Dlaczego więc nie mogło być tak za każdym razem? To było trudne pytanie owinięte w zbyt grubą warstwę złudnych nadziei, ponieważ Hoseok najdotkliwiej przekonywał się, że na takie pieszczoty mógł liczyć jedynie wtedy, gdy Hyungwon kolejny raz się łamał. Nie było żadnej możliwości, by obydwoje jednocześnie byli szczęśliwi. Zawsze jeden korzystał kosztem drugiego.

Mimo wszystko Hoseok nadal chciał czuć ciepły oddech Hyungwona na swojej nagiej szyi, jego dłonie, paznokcie wbijające się brutalnie w skórę, gdy ich właściciel kolejny raz targany był sennymi marami. Wszystko to mógł zaakceptować... I jedynie cierpienie Chae stało im na drodze w tym wszystkim. Cierpienie z którym powinni walczyć na każdym możliwym froncie, zamiast stać w miejscu i cieszyć się z tego co mają. Ten atak Hyungwona zbyt dotkliwie pokazał im, że nic się nie zmieniło.

Roommate #HyungwonhoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz