Rozdział 66

4.2K 200 43
                                    

Raz w życiu tak zezgonowałam, a w międzyczasie ktoś cię porwał i prawie zabił

RILEY

Tego dnia budzą mnie krzyki, dochodzące ze szpitalnego korytarza. Leniwie otwieram oczy i zerkam na zegarek, zawieszony na ścianie po drugiej stronie sali. Ósma trzy.

Tej nocy nie dane było mi pospać. Najpierw ocknęłam się chwilę po czwartej, a gdy przed piątą położyłam się do łóżka co chwilę budziły mnie koszmary. W tym momencie czuję się jeszcze bardziej zmęczona niż przed pójściem spać, a chyba powinno być na odwrót.

Kiedy wytężam słuch, mam wrażenie, że jednym z głosów, dochodzących z korytarza jest głos Any. Ale co ona miałaby tu robić? Pewnie odsypia teraz imprezę, nie mając pojęcia co się działo, gdy ona na przemian spała i wymiotowała przez nadmiar alkoholu.

Po krótkiej chwili i kolejnych słownych zakazach pielęgniarki, do mojej Sali wkracza zaspana Ana z potarganymi włosami i ubraną piżamą.

- Boże, Riley! – woła, rzucając się na mnie z wielkim uściskiem.
- Proszę o ciszę – mówi surowo pielęgniarka, zaglądając przez drzwi. – Na sali śpi inna pacjenta. Już i tak łamię zasady, wpuszczając cię tutaj poza godzinami odwiedzin.
- Przepraszam za nią... Już będzie cicho.

Kobieta kiwa głową i posyła mi spojrzenie mówiące, że doskonale wie, że Ana nie zamierza poprawić swojego zachowania.

- Raz w życiu tak zezgonowałam, a w międzyczasie ktoś cię porwał i prawie zabił. Jezus, Riley... Jak mama mi o tym wszystkim opowiadała to myślałam, że zwariowała i coś brała. Jak ty się czujesz, co?
- Okej...
- Ale masz limo... Kto ci to zrobił?
- Nie wiem kto to był – przyznaję. – Pojawił się znikąd.
- Ja pierdzielę... A jak twój tata? Wiesz coś?

Kręcę przecząco głową.

- Nie wiem... W nocy miał operację. Ale potem nie wiem co się działo, musiałam tu wrócić.
- A mama?
- Źle... bardzo źle. W nocy ledwo się trzymała, siedząc pod salą operacyjną.
- Tak mi jej szkoda... Riley, przepraszam za wścibskość, ale... co tam się właściwie wydarzyło? Mama opowiadała mi dość chaotycznie i niechronologicznie...

Streszczam przyjaciółce przebieg wydarzeń z dzisiejszej nocy, na co ta jedynie otwiera szeroko oczy, nie dowierzając we wszystko, co właśnie słyszy.

- Ale... po co Caden miałby to wszystko robić? Wydawało mi się, że zależało mu na tobie – mówi smętnie Ana. – I nagle ot tak się zmienił?
- Ana... jemu nigdy nie zależało na mnie w takim kontekście o jakim myślisz.
- A dlaczego ten cmentarz? Po co?

No tak, tę część pominęłam z powodu niechęci do opowiadania przyjaciółce o przeszłości i wyroku mojego ojca. Ale teraz już nie ma odwrotu i muszę powiedzieć prawdę.

- Tam... – zaczynam niepewnie. – Tam leży człowiek, którego zabił mój ojciec. Człowiek, który był ojcem Cadena. I przyjacielem mężczyzny, który go wychował... A teraz też nie żyje. Zastrzelił go jeden z policjantów...
- Chryste panie, Riley, jeśli to żart, to nieśmieszny. Twój ojciec... – robi przerwę na szybkie i ciężkie przełknięcie śliny. – Twój ojciec zabił człowieka?
- Dawno temu. Sama do niedawna o tym nie wiedziałam.

Ana posyła mi przerażone, zmieszane spojrzenie.

- Ale... dlaczego?
- Żeby chronić mamę, Ana – odpieram cicho. – Tylko po to, żeby nie stała jej się żadna krzywda.
- Wierzysz w to?
- A czemu miałabym nie wierzyć? Może i przez ostatnie dwa lata zachowywał się jak dupek, ale nie mam wątpliwości, że naprawdę kochał, a może i nadal kocha, mamę. Zrobiłby dla niej wszystko.

Tajemniczy Współlokator - Bez Ciebie | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now