Rozdział 27

4.3K 180 43
                                    

Przedwakacyjne wakacje

*dwa miesiące później*

RILEY

- W życiu się tego nie nauczę – jęczę ponuro, gdy podnoszę wzrok znad przykładowego arkusza. – Nie ma takiej opcji.
- Dasz radę, Riley – zapewnia Caden, posyłając mi ukradkowe spojrzenie. – Musisz tylko zmienić ten głupi nawyk i będziesz robić to poprawnie.
- Mam dość. Możemy to zostawić i gdzieś pójść?
- Chcesz, żeby profesor Miller nie zaliczył mi stażu? – pyta ze śmiechem. – Nie ma takiej opcji.
- Jesteś nudny jak flaki z olejem, wiesz?

W tym samym momencie naszą rozmowę przerywa dźwięk mojego telefonu, oznaczający przychodzącą wiadomość.

- Nawet nie próbuj – ostrzega szatyn. – Riley, skup się. Zostały nam dwa tygodnie, musisz się przyłożyć. To ostatnia prosta.
- Muszę odczytać. Proszę...
- Riley.
- Prooooo...
- Okej! Masz dwadzieścia sekund.

Posyłam chłopakowi lekki uśmiech, po czym wyciągam telefon i najszybciej jak potrafię odczytuję wiadomość od przyjaciółki. A właściwie oglądam zdjęcie, które mi wysłała.

Ana: lecimy na przedłużony weekend do mojego wujostwa do Kanady!!! Mają tam zajebisty park rozrywki i aqua park! I centra handlowe!
Ja: wow, super. Miłego wyjazdu!

Już mam chować telefon, gdy przychodzi odpowiedź.

Ana: nie, ty nie rozumiesz. Ja, ty, moi rodzice i Max!!!!!
Ja: co? Zwariowałaś? Ciekawe kto mi na to pozwoli.
Ana: moja mama dogadała wszystko z twoją mamą! Lecimy jutro, a wracamy w poniedziałek wieczorem!
Ja: niemożliwe
Ana: możliwe!!! Pakuj walizy i lecimy na podryw!!!

Przewracam teatralnie oczami, na samą myśl o tym, jak bardzo Ana się teraz ekscytuje. Faktycznie jakiś czas temu myślałyśmy o małej wycieczce krajoznawczej właśnie w tamte rejony, ponieważ Ana ma tam jakieś wujostwo, ale wszystko miało odbyć się w wakacje, a nie zaledwie niecały miesiąc przed zakończeniem roku szkolnego. W zeszłym roku ciocia Kelsey zabrała nas ze sobą na wakacje do Meksyku, do rodziny wujka Luka i było naprawdę cudownie.

- Riley, wracamy do rzeczywistości – mówi z udawaną powagą Caden, gdy szybkim ruchem wyrywa mi z dłoni telefon.
- Oddaj mi to! – burzę się, próbując dosięgnąć do komórki.
- Najpierw nauka, potem przyjemności.
- Bredzisz jak typowy nauczyciel.
- Em... zamierzam nim być, tak jakbyś zapomniała.
- Pamiętam. Nie da się zapomnieć, bo ciągle o tym gadasz.
- Co racja to racja. Skup się.
- Nie mogę. Właśnie dostałam najlepszego smsa w moim życiu – oznajmiam z szerokim uśmiechem na ustach.
- Jakiego?
- Lecę na przedwakacyjne wakacje z moją przyjaciółką!
- Mhm... super. Kiedy?
- Jutro.
- A więc wystawisz mnie na rzecz wyjazdu, tak? No cóż, poszukam sobie innej towarzyszki...

Całkiem o tym zapomniałam. Obiecałam Cadenowi, że pójdę z nim jutro na film w plenerze w pobliskim parku. Ostatnio naprawdę porządnie się zakolegowaliśmy i spędzamy ze sobą masę wolnego czasu, chodząc w różne fajne miejsca. Kilka dni temu byliśmy w bardzo przytulnej, malutkiej kawiarni, starej bibliotece i parku w pobliskiej miejscowości. I wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że ciągle mam w głowie myśl, że robię coś niestosownego i przeze mnie Caden zawali staż, lecz z drugiej strony przecież nie robię nic złego. Okej, może czasem za długo się na niego gapię i wymyślam dziwne scenariusze z nim w roli głównej, ale jestem nastolatką, a on jest naprawdę przystojny, więc mam do tego prawo, prawda?

No dobra, może faktycznie nie jest to normalne i nie powinnam tak robić, ale przez ostatnie trzy tygodnie coś się zmienia za każdym razem, gdy znajduję się w jego towarzystwie. Mam wrażenie jakbym była bardziej spięta i niepewna niż na co dzień, a gdy siada czy stoi zbyt blisko mnie, strasznie mnie to irytuje, tyle że w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nie wiem co mnie opętało i o co u licha mi chodzi, ale nie potrafię tego opanować, a już tym bardziej skupić się na żenujących zadaniach z matematyki.

- Przepraszam – mówię cicho. – Zapomniałam. A przyjaciółka mnie zaskoczyła i...
- Spokojnie – odpiera z uśmiechem. – Nic nie szkodzi. Możemy iść za tydzień. Wtedy raczej nigdzie nie polecisz.
- Na pewno? – dopytuję.
- Na pewno. Wyluzuj, Riley. Znajdę sobie inne zajęcie na wieczór. Na przykład wymyślę ci masę zadań do zrobienia na tych twoich przedwakacyjnych wakacjach.
- To byłoby świństwo.
- Nikt nie powiedział, że jestem miły.

Przewracam oczami, mając nadzieję, że to jedynie głupi żart.

Patrząc z punktu osoby trzeciej, nasza relacja jest strasznie dziwna i nienaturalna. Z jednej strony naprawdę go lubię i bardzo często spotykamy się poza szkołą, jak normalni przyjaciele, a z drugiej jest moim nauczycielem, a jednocześnie kimś w rodzaju korepetytora i muszę się go słuchać. Ale dla mnie jest w tym coś na tyle intrygującego, że po prostu nie potrafię się od niego odczepić, a nawet podoba mi się ta zamiana ról w zależności od tego gdzie się znajdujemy. Chyba mam coś z głową.

- Ziemia do Riley – mówi Caden, wymachując dłonią przed moimi oczami. – Skup się na zadaniach. Jeszcze dwa i będziesz mogła iść.
- Muszę?
- Riley.
- Dobra, dobra.

Chwytam długopis w dłoń, nachylam się nad kartką i powoli odczytuję treść zadania, po czym zabieram się za rozwiązywanie.

- Nie – wtrącą się Caden. – Źle. Musisz rozwiązywać to poprawnym sposobem, nie swoim. Wiem, że wynik będzie ten sam, ale komisja ma jeden konkretny klucz i tego trzeba się trzymać.
- Jezu... Nie umiem, no. To się samo robi.
- Zobacz – zaczyna, po czym chwyta delikatnie moją dłoń swoją i prowadzi ją tak, aby długopis zapisywał na papierze konkretny ciąg liczb i liter. – Tutaj nie skracasz, musisz iść na około, pamiętasz? Bez skrótów, bo tego nie zaliczą.

W tym samym momencie czuję lekki ucisk w żołądku, a bicie mojego serca zdecydowanie przyspiesza. Umieram?

- Riley? – z rozmyślań wyrywa mnie cichy, zaniepokojony głos mężczyzny. – Wszystko w porządku?

Potrząsam lekko głową, doprowadzając się do porządku.

- Tak. Wszystko okej.
- Pamiętasz co mówiłem?
- No tak średnio.

Szatyn wzdycha ciężko, opierając brodę na złożonych dłoniach.

- Zwariuję z tobą, wiesz? Dlaczego mnie nie słuchasz? Wiem, że ten wyjazd wybił cię z rytmu, ale dziś mamy jeszcze normalne spotkanie i musisz się skupić. Proszę?

Kiwam potakująco głową, starając się przypomnieć sobie co jeszcze chwilę temu mówił.

- Pisz. I skup się.

Ponownie zabieram się za rozwiązywanie zadania, jednak gdy docieram do połowy, Caden wstaje z miejsca i obchodzi ławkę dookoła, po czym ponownie siada tuż obok mnie.

- Riley! – woła ze śmiechem. – Co się z tobą ostatnio dzieje, co?
- Nie wiem. Nic.
- Przecież widzę. Od jakichś dwóch tygodni w ogóle nie skupiasz się na tym, co robisz. Piszesz głupoty, nie dbając o jakiekolwiek zasady, a gdy mówię ci jak to zrobić, nie pamiętasz. Wszystko w porządku? W domu, prywatnie?
- Tak. Wszystko okej.

Mężczyzna bierze kolejny głęboki wdech, po czym odwraca się przodem do mnie i uważnie mi się przypatruje.

- Na pewno?
- Tak. Na pewno - odpieram z nutą irytacji w głosie.
- Więc czemu jesteś taka rozkojarzona?

Wzruszam ramionami, nie wiedząc co właściwie powinnam odpowiedzieć.

- Znowu odleciałaś? – pyta, unosząc kąciki ust. – Oszalałaś, Riley. Dobra, kończymy na dziś, bo prędzej dostanę nerwicy niż ty rozwiążesz to zadanie.

Kiwam potakująco głową, zbieram podręczniki i pojedyncze kartki do plecaka, po czym wstaję z miejsca i przysuwam krzesło do ławki.

- Pójdziesz dziś ze mną w jedno miejsce? – pyta, podchodząc do tablicy, na której zaczyna coś zapisywać.
- Jasne. Gdzie?
- Zobaczysz. Spotkajmy się w parku, tak jak zwykle, okej?
- Okej. W takim razie do zobaczenia – rzucam, gdy wychodzę z klasy, a głośny, urywany dzwonek oznajmia początek przerwy.

********
Jeśli spodobał Ci się ten rozdział lub jesteś ciekaw dalszych losów bohaterów - zostaw po sobie ślad w postaci komentarza lub gwiazdki!

Do następnego :)

Tajemniczy Współlokator - Bez Ciebie | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now