Rozdział 62

3.6K 199 75
                                    

Tato...

RILEY

Niepewnie otwieram oczy i rozglądam się dookoła. Dopiero po chwili dostrzegam mężczyznę, który jeszcze chwilę temu aż nadto się do mnie zbliżał, leżącego na ziemi z krwawiącą czaszką.

Nie... – mówię do siebie w myślach.

- Nie! – tym razem zdobywam się na odwagę, aby naprawdę się odezwać. – Nie!

Ponownie udziela mi się nagły napad paniki, płaczu, krzyku i szlochu. Co on zrobił...

- Nie... – dukam pod nosem, klękając w czerwonej plamie na ziemi. – Nie...

Znowu go zamkną. Po co on to do diabła zrobił? Obiecał, że już nigdy...

- Tato... – wyrywa mi się, gdy całkowicie pogrążam się w głośnym płaczu.

Dopiero, gdy ocieram łzy wierzchem dłoni, zauważam, że wokół mnie trwa właśnie dość spore zamieszanie, a głosy kilku policjantów wyrywają mnie z szoku, w którym do niedawna tkwiłam.

- Pan pójdzie z nami – oznajmia umundurowany i uzbrojony policjant, skuwając kajdankami nadgarstki spanikowanego Cadena. – Jest pan zatrzymany za porwanie nieletniej i współudział w próbie dokonania przestępstwa z użyciem broni palnej.
- Riley – słyszę za sobą cichy głos wujka Luka. – Riley, Chryste.

Mężczyzna bez wahania podnosi mnie z ziemi i mocno przytula do siebie, ignorując fakt, że właśnie brudzę jego ubrania cudzą krwią.

- Nic ci nie jest? Wszystko w porządku? – pyta, odsuwając mnie od siebie i uważnie mi się przyglądając.

Ja jednak nie potrafię się skupić ani uspokoić. Zbyt wiele się wydarzyło.

- Nie, chyba nie. Tata... To on go...?
- Co? Boże, nie. Riley, nie. To nie on. To policja oddała strzał.

Oddycham z ulgą, czując jak ogromny kamień spada mi z serca. Jednak gdy słyszę odgłos co najmniej dwóch karetek na sygnale, ponownie zamieram.

- Gdzie on jest? – pytam zdecydowanie zbyt głośno. – Gdzie tata?
- Riley, spokojnie – mówi niepewnie wujek, kładąc dłonie na moich ramionach. – Riley, spójrz na mnie.
- Gdzie on jest?!

Wyrywam się z jego objęć i chwiejnym krokiem biegnę w kierunku miejsca, gdzie ostatnio go widziałam. A potem dostrzegam go na ziemi. Leżącego w identycznej kałuży krwi jak tamten facet. Staję w miejscu, mając wrażenie, że moje serce zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej.

- Tato... – mówię cicho, a zaraz potem przed moimi oczami pojawia się wszechogarniająca ciemność.

********
Jeśli spodobał Ci się ten rozdział lub jesteś ciekaw dalszych losów bohaterów - zostaw po sobie ślad w postaci komentarza lub gwiazdki!

Do następnego :)

Tajemniczy Współlokator - Bez Ciebie | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now