Rozdział 11

5.5K 204 72
                                    

Obserwacja - dzień pierwszy

RILEY

Wiedziałam, że mama nie zgodzi się na to, abym tego dnia została w domu. Nie udało się wczoraj, ani przedwczoraj, więc z łatwością mogłam się domyślić, że także dziś nic nie wskóram. Choć na ogół jest ugodowa, zawsze muszę mieć jakiś realny powód do opuszczenia szkoły. Mama nigdy nie przyjmuje klasycznej wymówki nastolatków -  „bo nie". Odkąd pamiętam bardzo nalegała na to, abym zawsze mówiła jej prawdę, nawet jeśli chodziło o moje niedopilnowanie obowiązków w postaci zapomnianego sprawdzianu czy nieodrobionej pracy domowej. Wtedy zazwyczaj zgadzała się wypisać usprawiedliwienie, pouczała, że powinnam pamiętać o ważnych kwestiach, a ja mogłam bez stresu nadrobić zaległość w zaciszu własnego pokoju.

Podczas wczorajszych zajęć profesor Miller poinformował mnie o tym, że zarezerwował jedną z klas, w której mam się stawić czterdzieści pięć minut przed lekcjami, aby wypełnić jakiś kwestionariusz i omówić z nim rzekomo istotne kwestie. Doskonale wiem, że będzie mu towarzyszył znienawidzony przeze mnie stażysta. Przez ostatnie dwa dni ciągle się do mnie uśmiechał i próbował zaczepiać na szkolnych korytarzach, a ja bezskutecznie ignorowałam jego zachowanie. Całe szczęście poniedziałki i wtorki mam wolne od lekcji matematyki, dzięki czemu dużo prościej było mi go unikać.

Z rozmyślań wyrywa mnie zaspany głos mamy, gdy schodzi po schodach i zastaje mnie w kuchni, w pełni wyszykowaną do wyjścia.

- Wychodzisz? – pyta nieco zaskoczona.
- Tak. Profesor Miller kazał mi przyjść wcześniej, ma dla mnie jakieś papiery odnośnie tej całej olimpiady.
- Okej, rozumiem.
- Zostajesz dziś w domu? – dopytuję, pakując pudełko z drugim śniadaniem do plecaka.
- Nie. Ale idę dziś trochę później. Klient odwołał nasze poranne spotkanie, więc do dziesiątej mam spokój – tłumaczy, zaglądając do prawie pustej lodówki. – Uzgodniłam z Ivy, że wybierze się z Ellie do sklepu na drobne zakupy, więc jeśli potrzebujesz czegoś „na już", napisz mi sms'a, a ja dopiszę na listę.
- Nie, nic nie potrzebuję. Muszę iść, za chwilę mam autobus.

No tak, całkiem zapomniałam o tej nowej opiekunce Ellie. Była u nas wczoraj albo przedwczoraj na dniu próbnym, już zdążyłam zapomnieć przez natłok obowiązków. Szczerze mówiąc, mi się w ogóle nie spodobała, ale mama i moja siostra były nią zachwycone, więc dostała tę pracę. Jak dla mnie nie wygląda ani na osobę, która lubi dzieci ani na taką, która umie się nimi opiekować. Jest bardzo młoda, wytapetowana i ubiera się niczym galerianka, idąca na łowy do największej galerii w okolicy. Okej, tak wiem, każdy ma inny styl i o gustach się nie dyskutuje, a dodatkowo żadna praca nie hańbi o ile nie krzywdzi się przy tym innych, ale przepraszam bardzo, kto normalny w takim stroju przychodzi zająć się dzieckiem? Do biegania za maluchem czy tarzania się po dywanie zakłada się zwykłe, wygodne ubrania, które nie będą krępować ruchów czy odsłaniać zbyt wiele, bo po co dziecku oglądać tyłek obcej kobiety. Niestety, mama nie widzi w tym nic złego i jest zafascynowana doświadczeniem i referencjami, które przyniosła z poprzedniej pracy, więc nie było szansy, aby przekonać ją, że coś z tą dziewczyną jest nie tak. Ale na szczęście to nie jest mój problem, a cała ta sytuacja w pewnym sensie nawet mnie nie dotyczy.

Wchodzę do szkoły, w której o tej porze korytarze świecą pustkami. Żadnych uczniów i żadnych nauczycieli. Jedynie na wejściu spotykam jedną z pań woźnych, która obdarza mnie niezbyt przyjemnym spojrzeniem i dopytuje, czy aby na pewno nie pomyliły mi się godziny oraz czy buty zostały zmienione. Przemierzam pusty korytarz w dość nerwowym nastroju. Po dosłownie dwóch minutach docieram pod wyznaczoną przez pana Millera salę. Bez pukania chwytam za klamkę i otwieram drzwi, jednocześnie przechodząc przez próg. Oddycham z ulgą, gdy wewnątrz dostrzegam wyłącznie nauczyciela matematyki. Posyłam mu lekki uśmiech i zmierzam do jednej z pustych ławek.

Tajemniczy Współlokator - Bez Ciebie | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz