Rozdział 10

5.1K 218 62
                                    

Mów co masz do powiedzenia i kończmy tą szopkę

KATE

Choć minął dzień od tego cholernego wybryku, nadal czuję się zażenowana i załamana jednocześnie. Nie wierzę we własną głupotę i to, jak pomimo wieku, pozwalam emocjom przejmować kontrolę nad swoimi czynami.

Kręcę przecząco głową z nadzieją, że dzięki temu odgonię od siebie negatywne myśli. Muszę zająć się czymś innym.

Schodzę na dół i zabieram się za przygotowywanie śniadania, gdy nagle dostrzegam siedzącą na kanapie Riley. Tym razem nie jest jednak tak wesoła jak wczorajszego poranka.

- Hej – zagaduję, wyjmując z lodówki pudełko z jajkami. – Coś się stało?
- Hej, mamo. Tak, stało się. Nie idę dziś do szkoły – oznajmia pewnie.
- Dlaczego? Coś się dzieje? To coś poważnego?
- Nie, tylko... Po prostu nie mogę tam dziś iść.
- Riley, wiesz, że staram się być wyrozumiała, ale to marna wymówka jeśli chcesz mnie przekonać. Muszę wiedzieć co się dzieje.
- Pan Miller zmusił mnie do wzięcia udziału w jakiejś głupiej międzyszkolnej olimpiadzie z matematyki.

Otwieram szerzej oczy, mimowolnie się uśmiechając. Od zawsze wiedziałam, że Riley ma dryg do nauk ścisłych, szczególnie tych, wymagających logiki, ale nie miałam pojęcia, że aż tak dobrze sobie radzi.

- To chyba dobrze – mówię niepewnie. – Na pewno są z tego jakieś korzyści.
- Miller mówi, że jakieś punkty do oceny rocznej, a potem do aplikacji na studia. Tylko trzeba zająć jakieś miejsce, najlepiej pierwsze.
- No więc w czym problem? I co to ma wspólnego z niepójściem do szkoły? – dopytuję, nie do końca rozumiejąc o co właściwie chodzi.
- No właśnie w tej całej cholernej olimpiadzie. Nie chcę brać w tym udziału, nie chcę żadnych punktów.
- Powiedziałaś mu to?
- Nie przyjmuje odmowy.
- Riley, wiesz, że nie ma prawa...

Chcę dokończyć, jednak dziewczyna odwraca głowę w moim kierunku i posyła mi piorunujące spojrzenie, co od razu zmusza mnie do zakończenia zdania.

- Nie wyjeżdżaj mi z tą prawniczą gadką, mamo – mówi lekko poirytowana. – Tak, nie ma prawa mnie do niczego zmuszać. Ale tylko teoretycznie. Praktycznie będzie to wyglądało tak, że będzie mi dopiekał na każdym kroku, byle bym tylko żałowała tej decyzji.
- Więc skoro tak uważasz, to może jednak warto spróbować? Nic nie tracisz. A co ci za różnica czy napiszesz jeden sprawdzian więcej czy mniej?
- No niby tak... ale... a nie ważne. To mogę zostać w domu?
- Riley... Boli cię coś?

Dziewczyna marszczy pytająco brwi.

- Nie – odpowiada nieco niepewnie.
- Gorzej się czujesz?
- Nie.
- Pokłóciłaś się z Aną?
- Nie.
- Masz jakiś sprawdzian albo pracę do oddania, o której zapomniałaś?
- Nie.
- No więc nie, nie możesz zostać w domu. I zabraniam ci tego wyłącznie dla twojego dobra. Opuszczając lekcje narobisz sobie więcej problemów. Ten cały nauczyciel tym bardziej będzie się wściekał jak będziesz uciekała z jego lekcji, Riley. Znam ten typ, bo miałam podobnego w liceum.

Szatynka spogląda na mnie z wyrzutem, jednak po chwili zmienia minę na bezradną, po czym lekko się rozpromienia i posyła mi słaby uśmiech.

- Załapałam – mówi cicho. – Żadnych wagarów.
- Żadnych.
- A ty? Masz dziś wolne, co będziesz robić?
- Wrzuciłam wczoraj ogłoszenie o pracę. Odpowiedziały mi trzy panie. Ledwo wstawiłam informacje, a już dostałam mailem trzy CV. Umówiłam się dziś z nimi na spotkania. Pogadamy, a potem wybiorę która najbardziej mi się podoba i może ją zatrudnię. Najpierw na dzień próbny, gdy będę w domu, a potem zobaczymy.
- Tylko wybierz dobrze, bo nasza ostatnia opiekunka się nie popisała.
- Lepiej szykuj się do szkoły. I idź obudzić Maxa, bo zaraz będzie śniadanie.

Tajemniczy Współlokator - Bez Ciebie | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now