Rozdział 36

3.9K 153 15
                                    

Naucz się prosić o pomoc

KATE

Zerkam na zegarek, czując jak poziom mojego stresu niebezpiecznie się podnosi. Jest dwudziesta druga dwadzieścia. Riley powinna być w domu ponad godzinę temu. Nie odbiera ode mnie telefonu, nie chodzi nigdzie w okolicy, a ja odchodzę od zmysłów, mając przed oczami najczarniejsze scenariusze.

- Ode mnie też nie odbiera – oznajmia Max, schodząc po schodach. – Nie wiem co się z nią stało.
- Poszła na spacer. Nie wiesz dokąd indziej mogłaby pójść?
- Do Any?
- Nie – kręcę przecząco głową. – Dzwoniłam do cioci, nie ma jej u nich. Ana mówi, że nawet się dziś nie kontaktowały.
- To co teraz? Może idźmy jej poszukać?
- Byłam tutaj koło domu, ale nigdzie jej nie ma – tłumaczę. – Wyjdę jeszcze jej poszukać, a ty zostań tutaj, na wypadek gdyby wróciła. Wtedy koniecznie do mnie zadzwoń.
- Jest późno, pójdę z tobą.
- Spokojnie, kochanie. Nic mi nie będzie – zapewniam, podnosząc się z kanapy.

Jeśli Riley za moment nie zjawi się w domu, dosłownie oszaleję. Dopiero co okazało się, że samochód, o którym mi mówiła naprawdę istnieje, a teraz dziewczyna ginie bez słowa i nie ma z nią żadnego kontaktu. Może gdybym nie miała doświadczenia w prowadzeniu spraw o uprowadzonych dzieciach czy porwaniach, moja wyobraźnia nie szalałaby aż tak bardzo. Ale niestety mam świadomość co się wokół nas dzieje i jak niewiele trzeba, żeby wydarzyła się tragedia.

Odsuwam od siebie negatywne myśli, wiedząc, że w tym momencie w niczym mi to nie pomoże. Muszę się skupić i uspokoić, żeby mój mózg był w stanie prawidłowo pracować. Histeria tylko pogorszyłaby sprawę.

- Zadzwoń do taty – mówi niepewnie Max. – Może on ci pomoże.
- Damy sobie radę, Max. Obiecuję. Zostań w domu i dokładnie zamknij za mną drzwi, dobrze?
- Tak, jasne.

Zakładam jedną z moich ulubionych, cieplejszych marynarek i bez namysłu wychodzę z domu z dużą latarką w dłoni. Okolica jest tak słabo oświetlona, że same latarnie zdecydowanie nie pomogą mi w poszukiwaniach.

Obchodzę dom dookoła, a zaraz potem przemierzam chodnik w kierunku centrum miasteczka, z nadzieją, że być może właśnie teraz tędy idzie.

Aż podskakuję, gdy nagle rozbrzmiewa głośny dzwonek mojego telefonu, informujący o połączeniu przychodzącym. Choć mam ogromną nadzieję, że to Max, na wyświetlaczu widnieje napis „JAMES".

Wciskam zielony przycisk, po czym przykładam telefon do ucha.

- Max do mnie dzwonił – mówi zaniepokojony. – Riley zniknęła. To prawda?
- Tak. Miała iść na spacer. Powiedziałam, że ma być o dziewiątej. Obiecała, że tak będzie. A teraz nadal jej nie ma, nie odbiera ani ode mnie ani od Maxa. Szukam jej po okolicy, ale nie ma tu ani jednej żywej duszy – tłumaczę w emocjach.
- Zaraz będę. Po drodze trochę się rozejrzę.
- Nie musisz...
- Muszę. To też moja córka, Kate.

Nie czekając na odpowiedź, mężczyzna rozłącza się, a ja nie zaprzestaję poszukiwań w najbliższej okolicy.

*

- Hej – mówi cicho James, gdy wysiada z auta. – Jak długo już jej szukasz?
- Z pół godziny.
- Rozglądałem się po okolicy, jadąc tutaj. Ale nic ani nikogo nie widziałem.
- Wiedziałam... wiedziałam, że to się nigdy nie skończy. To pewnie ten ktoś, kto nas obserwował.
- Co? Kto was obserwował? Chryste, Kate, o czym ty mówisz?
- Na początku jej nie wierzyłam. Myślałam, że to sobie wymyśliła.
- Ale co u licha?
- Od jakiegoś czasu ciągle stoi tu w pobliżu taki samochód. Riley mówiła, że często go tu widywała, ale bywał też pod jej szkołą. Ja nigdy nie zwróciłam na to uwagi. Dziś też go widziała. Ja zresztą też. Wysiadłam, żeby zobaczyć kto to, ale odjechał. Nie zapamiętałam tablic ani nie widziałam kto siedzi za kierownicą.
- Boże! Kate... Wiesz, że ktoś was obserwuje i pozwoliłaś jej wyjść samej?
- Oczywiście, że nie! Wiedziałam, że nie idzie sama tylko z tym chłopakiem, za którym się ugania. Nie jestem głupia. Widziałam, że kłamie.
- Jeszcze lepiej... – wzdycha z rezygnacją James. – A jeśli coś jej zrobił?
- Proszę cię, nie wymyślaj. Zagrożenie może czyhać na każdym kroku i wcale nie musi to być ktoś z najbliższego otoczenia.
- Może i nie. Ale lepiej zapobiegać.
- James, jeśli zamierzasz mnie obwiniać o to, że pozwoliłam naszej prawie dorosłej córce opuścić dom to lepiej przestań. Nawet gdybym jej zabroniła to i tak by wyszła. Nie jest już małym dzieckiem, które mogę przytrzymać za rękę dopóki nie odpuści pójścia w zabronionym przeze mnie kierunku.

Tajemniczy Współlokator - Bez Ciebie | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now