Rozdział 61

3.5K 194 35
                                    

Kocham cię. I mamę, powiedz jej to

RILEY

- Hm, mogłaś się chociaż uśmiechnąć – komentuje mężczyzna, spoglądając na zdjęcie zrobione przez Cadena. – Ale nie jest źle. Będą mogli powiesić je sobie na lodówce, żeby o tobie nie zapomnieć.
- Zostaw mnie... – szepczę, czując jak kolejne łzy spływają po moich policzkach.

W tym momencie nie potrafię się uspokoić ani myśleć trzeźwo. Ten człowiek jest nieobliczalny i ma nade mną dużą przewagę. Jeśli będzie chciał mnie zabić, zrobi to w przeciągu sekundy, a ja w żaden sposób sobie nie pomogę. Z tej sytuacji nie ma żadnego wyjścia. Mogę jedynie mieć pretensję do samej siebie za idiotyczną decyzję, którą podjęłam sama nie wiem jak dawno temu.

Nie tak wyobrażałam sobie swoje życie, nie chciałam kończyć go w wieku siedemnastu lat...

- Może chcesz jeszcze do kogoś zadzwonić? Wiesz, więźniowie przed egzekucją mogą sobie zażyczyć co chcą zjeść. Mogę pozwolić ci na telefon do jednej osoby.

Mam wrażenie, że z każdą sekundą wpadam w coraz większą panikę i rozpacz. Łzy płyną strumieniami po moich policzkach, a całe moje ciało nerwowo drży. Ciężko mi nawet złapać oddech, przez co odczuwam dość silny ból w okolicy płuc.

- Chcę... – dukam. – Chcę porozmawiać z mamą, proszę...
- Och, z naszą drogą Katie. Cudownie. Dyktuj numer.

Mężczyzna uwalnia moje dłonie i podaje komórkę, rzucając mi ostrzegawcze spojrzenie.

- Masz trzydzieści sekund od momentu, gdy odbierze. O ile w ogóle odbierze.

Po kilku długich sygnałów zaczynam tracić nadzieję, że w ogóle odbierze. Pewnie jest zupełnie nieświadoma tego, co się ze mną dzieje. Może właśnie teraz śpi smacznie w łóżku, myśląc, że jestem w drodze powrotnej do domu albo nadal świetnie się bawię.

W ostatniej chwili słyszę charakterystyczny dźwięk przyjęcia połączenia, a po drugiej stronie odzywa się zdenerwowany, oschły głos taty.

- Kim jesteś i czego, kurwa, chcesz?
- Kocham cię – dukam niezrozumiale, przez kolejną falę łez i paniki. – I mamę, powiedz jej to. Proszę.

Kiedy mężczyzna orientuje się, że wcale nie rozmawiam z matką, wyrywa mi telefon, kończy połączenie i po raz kolejny uderza mnie w twarz, wstając z ławki.

- Ty mała, kłamliwa dziwko. Miał być telefon do matki – warczy, nadal nie odsuwając broni od mojej głowy. – Nieźle cię wyszkolił, co?

Nagle dostrzegam na twarzy mężczyzny charakterystyczny błysk latarki, jakby ktoś świecił w jego kierunku. Caden nerwowo odwraca się za siebie, a zaraz potem posyła mężczyźnie spanikowane spojrzenie.

- Riley! Riley, jesteś tu?!

Albo właśnie umarłam i to wyimaginowane głosy albo naprawdę słyszę tatę.

- Riley!

I wujka Luka.

- Tato! – odkrzykuję, wiedząc, że to ostatnia okazja na zaznaczenie swojej obecności.

Gwałtownie odwracam się do tyłu i dzięki słabemu światłu latarni dostrzegam fragment twarzy ojca. Nie wymyśliłam sobie tego. Jest tutaj.

Nim jednak zdążę jakkolwiek zareagować, rozlega się głośny strzał i huk. A zaraz potem jeszcze jeden.

********
Jeśli spodobał Ci się ten rozdział lub jesteś ciekaw dalszych losów bohaterów - zostaw po sobie ślad w postaci komentarza lub gwiazdki!

Do następnego :)

Tajemniczy Współlokator - Bez Ciebie | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now