Rozdział 65

3.9K 198 26
                                    

Najbliższe tygodnie będą najgorsze

KATE

Stoję na pustym, szpitalnym korytarzu, wpatrując się w śpiącego, opatrzonego masą kabli Jamesa. A zaraz potem zerkam na mały monitor tuż obok niego, na którym wyświetlają się przeróżne cyferki i wzorki. Żyje. Oboje żyją.

Jeszcze niecałe trzy godziny temu byłam pewna, że mój świat się zawalił i straciłam zarówno Riley jak i Jamesa. Ale gdy dotarłam do szpitala i zobaczyłam córkę spokojnie śpiącą na szpitalnym łóżku, a Luke powiedział mi, że James jest w trakcie operacji, po raz pierwszy odetchnęłam z ulgą, choć wiedziałam, że to jeszcze nic nie znaczy. Mężczyzna pobieżnie streścił mi wszystko, co się wydarzyło, pozostawiając w mojej głowie mnóstwo niewiadomych, ale nie miałam siły i nerwów na wypytywanie o szczegóły. Na to przyjdzie czas później, teraz są ważniejsze sprawy do załatwienia.

Po raz drugi nieco odetchnęłam, gdy na szpitalnym korytarzu znikąd wyrosła przede mną Riley. Cała i zdrowa, stojąca o własnych siłach z lekkimi, fizycznymi obrażeniami w postaci siniaków czy otarć.

Za trzecim razem kamień spadł mi z serca, gdy pani doktor oznajmiła, że James żyje. Nawet pomimo ryzyka, jakie istnieje, ta informacja była zbawieniem dla moich zszarganych nerwów. Jest nadzieja, jest szansa. Teraz musi być tylko dobrze. Nie przewiduję innych możliwości. Oboje wrócą do domu cali i zdrowi, a wtedy wszystko po raz ostatni wróci do normalności. A przynajmniej tak wygląda mój wymarzony scenariusz.

Choć negatywne, ciężkie emocje już ze mnie zeszły, a poziom stresu nieco zmalał, nadal mam z tyłu głowy słowa pani doktor o tym, że ta doba będzie decydująca. Staram się myśleć pozytywnie i nie rozpatrywać negatywnych scenariuszy, jakby w ogóle nie istniały, ale gdy chodzi o bliskie mi osoby, naprawdę ciężko jest mi zachować zimną krew i skupić się na teraźniejszości. 

Najbliższe tygodnie będą najgorsze. I już teraz doskonale o tym wiem. Riley będzie mnie potrzebować w domu, a James w szpitalu. W tym wszystkim będę jeszcze musiała znaleźć miejsce dla Maxa i Ellie. Choć ratunkiem w tej sytuacji okazuje się fakt, że Max wyjeżdża na obóz, a Karen i Steve zabierają Ellie na mini wakacje na działkę nad jeziorem. To choć na chwilę pozwoli mi skupić się wyłącznie na Jamesie i Riley.

Z rozmyślań wyrywa mnie pielęgniarka, która znikąd pojawia się za moimi plecami.

- Proszę iść do domu – mówi troskliwie. – Na pewno jest pani zmęczona, widziałam ile tu pani siedzi.

Potrząsam głową w odpowiedzi.

- Nie mogę...
- Może pani. Teraz trzeba liczyć tylko na czas. Nie pomoże mu pani, jeśli będzie wykończona, gdy się obudzi. Proszę jechać się przespać, zjeść coś. Jeśli dzięki temu będzie się pani lepiej czuła to możemy zadzwonić, gdy tylko się obudzi. Lub gdyby działo się cokolwiek innego.
- Może to pani dla mnie zrobić?
- Oczywiście, że tak.

Ostatecznie ulegam i zgadzam się ze słowami pielęgniarki. Ma rację.

- Dziękuję. Bardzo pani dziękuję.
- Może podam jeszcze coś na uspokojenie? – dopytuje. – Jakiś delikatny środek, żeby mogła pani prowadzić.

Kiwam potakująco głową, wiedząc że być może wyjdzie mi to na dobre.

- Proszę – oznajmia, wracając do mnie po krótkiej chwili. – To tabletka na teraz. A tą drugą proszę połknąć w domu. Lepiej będzie się pani spało.
- Dziękuję...

*

- Boże, Kate... – wzdycha Kelsey, gdy otwiera mi drzwi. – Wszystko okej? Co tam się działo? Umieram ze strachu. I gdzie Luke?
- Odwiozłam go do domu. Uparł się, żeby przyprowadzić samochód Jamesa, ale wybiłam mu ten plan z głowy. Pewnie już i tak go odholowali jeśli stał na środku drogi.
- W środku nocy? Wątpię.

Wzruszam nonszalancko ramionami.
- Donosiciele nigdy nie śpią – dodaję. – Jak Ellie?
- Obudziła się chwilę po twoim wyjściu. Dałam jej mleko i utuliłam do snu. Idź do łóżka i prześpij się trochę. Wyglądasz jak zombie. Ale... powiedz mi tylko... czy on...?
- Żyje – odpieram sennie. – A co będzie później? Nie wiem, lekarze mówią, że trzeba czekać.

Blondynka kiwa potakująco głową.

- Rozumiem. To dobrze. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. A teraz do łóżka, ledwo stoisz.
- Dziękuję, Kelsey. Dziękuję wam wszystkim, nie wiem co ja bym bez was zrobiła... I ty i Luke... nie wiem jak wam właściwie dziękować – przyznaję, czując jak w moich oczach ponownie pojawiają się łzy. – Nigdy nie znajdę odpowiedniego sposobu i będę to powtarzać do śmierci.
- Kate... nie masz za co nam dziękować, rozumiesz? Ty i James bez wątpienia postąpilibyście identycznie, gdyby chodziło o Anę. Lecę. Prześpię się chwilę u siebie i sprawdzę co u Any, a potem przyjdę i popilnuję Ellie, żeby dała ci pospać.

Zerkam z wdzięcznością na przyjaciółkę.

- Wiesz, że nie musisz...? – dopytuję.
- Ale chcę.
- Dziękuję, Kels.

Kobieta przytula mnie na pożegnanie, po czym wychodzi z domu, a ja zamykam za nią drzwi i powolnym krokiem kieruję się ku schodom.

Kiedy kładę się do łóżka, spoglądam na mały zegarek, stojący na szafce nocnej. Szósta siedemnaście. O tej porze raczej powinnam wstawać niż kłaść się do łóżka. Tej nocy wszystko wydarzyło się nie tak jak powinno, a ja omal nie straciłam dwóch najważniejszych osób w moim życiu. Chciałabym wymazać to wszystko z pamięci i od razu wrócić do normalności, ale wiem, że to wcale nie będzie takie proste. Do mojej głowy napływają kolejne myśli, jednak gdy tylko przykładam głowę do poduszki, od razu zasypiam.

********
Jeśli spodobał Ci się ten rozdział lub jesteś ciekaw dalszych losów bohaterów - zostaw po sobie ślad w postaci komentarza lub gwiazdki!

Do następnego :)

Tajemniczy Współlokator - Bez Ciebie | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now