Rozdział 22

4.3K 187 39
                                    

Co jeśli to on?

RILEY

Siedzę przy biurku nad zeszytem od matematyki, gdy na dworze zapada zmrok, a blask księżyca odbija się o szyby moich okien. Przez wszystkie rewelacje dzisiejszego dnia kompletnie nie potrafię się skupić. Mama, Max, ojciec. Z tyłu głowy nadal słyszę zdanie wypowiedziane przez Maxa.

Wszystko, co powiedział i wszystko, co mówili w jego szkole okazało się prawdą. Dla pewności postanowiłam sama poszukać informacji na ten temat, jednak gdy tylko dotarłam do artykułu z Jamesem W. w roli głównej, zamknęłam stronę i wyłączyłam komputer, czując jak moje samopoczucie mocno się pogarsza. Nie chciałam tego czytać i nie chciałam znać szczegółów.

W pewnym momencie poczułam się źle. Wewnętrznie źle. Jakbym to ja zrobiła coś złego. Czułam nagły przypływ złości na samą siebie, na mamę, na tatę. Miałam do nich żal, że o niczym nam nie powiedzieli, że kłamali, że ukrywali prawdę i że to przez nich Max został dziś tak dotkliwie pobity, a wcześniej dręczono go na każdym kroku, bo nie przygotowali nas na taką ewentualność. Potem było mi przykro i żałowałam własnych narodzin. Dopuściłam do siebie myśl, że lepiej by było, gdybym nigdy się nie urodziła. Ale potem pozwoliłam własnemu rozsądkowi na dojście do głosu. Zarówno mama jak i tata nie mieli obowiązku mówić nam o swojej przeszłości, chcieli nas chronić i nie chcieli niszczyć obrazu ojca w naszych oczach. Będąc na miejscu mamy, zapewne zrobiłabym to samo. Ale nic z tego nie zmienia faktu, że po prostu poczułam się okłamana, oszukana i... gorsza.

Kręcę przecząco głową, po czym wstaję z krzesła i pewnym krokiem zmierzam w kierunku schodów. Muszę się przewietrzyć i oczyścić umysł, żeby trzeźwo spojrzeć na to wszystko.

Schodzę powoli, gdy dochodzi do mnie cichy, lecz poważny głos cioci Kelsey.

- Co jeśli to on? Kate, jeździ za twoimi dziećmi, obserwuje was. Riley na pewno sobie tego nie wymyśliła.

Zatrzymuję się wpół kroku, czekając na jakąkolwiek odpowiedź mamy.

- Kelsey, proszę cię. Wiesz ile lat minęło? Pewnie znalazł sobie inny obiekt do stalkowania, o ile wypuścili go ze szpitala.
- Nie żartuj. Już zapomniałaś, że to chory człowiek i jak miałaś szansę się przekonać, potrafi uciec nawet z najbardziej strzeżonego ośrodka? Jestem pewna, że nadal doskonale cię pamięta. I nie wahałby się, żeby znów wszędzie za tobą chodzić. Kate, kurwa, ten człowiek groził ci nożem i niewiele brakowało, żeby zrobił ci krzywdę. Chcesz żeby to samo spotkało Riley albo Maxa?
- Kelsey...

O kim one mówią?

- Kate, bez głupich wymówek. Wiem, że minęło wiele lat od tamtego zdarzenia, ale to nic nie zmienia. Musisz się tym zająć, dla bezpieczeństwa Riley, Maxa i Ellie. Ktoś, kto ma zaburzony obraz rzeczywistości przez chorobę psychiczną jest po prostu nieobliczalny i nie wiesz do czego jest zdolny. I nie może się z tego tak o wyleczyć, żeby z dnia na dzień przestać stwarzać zagrożenie. Nie bez powodu siedzi w zamknięciu, odizolowany od innych.
- Kelsey, nie panikuj. To nigdy nie przynosi niczego dobrego. Rozglądałam się, obserwowałam i nikogo nie widziałam. Oglądają z Maxem i Aną te głupie filmy i seriale, a potem widzą rzeczy, których nie ma. Nie jestem głupia i początkowo naprawdę przejęłam się tym, co powiedziała Riley, choć pewnie nie dałam jej tego do zrozumienia. Ale nic z tego nie okazało się prawdą – oponuje mama lekko zapłakanym tonem głosu. – Nic im nie będzie, mam wszystko pod kontrolą.
- Wydaje mi się, że ostatnio właśnie wszystko wymyka ci się spod kontroli, Kate... Kiedy ostatnio rozmawiałaś z Riley o jej życiu? Kiedy rozmawiałaś z Maxem o czymś innym niż szkoła? Kiedy zabrałaś Ellie na spacer? Kate, wiem, że jest ci ciężko, bo jesteś sama ze wszystkimi problemami. I wiem też, że choć wszystkim mówisz co innego, tęsknisz za Jamesem i od rozstania z nim nie potrafisz na nowo ułożyć sobie życia. Ale musisz w końcu zacząć próbować. Dla dzieci. Dla osób, które są przy tobie i kochają cię bezwarunkowo, Kate. Nie dla kogoś kto ot tak odstawił cię na boczny tor. Ile to jeszcze potrwa? Ellie lada moment zacznie wymagać coraz więcej opieki, bo już teraz robi się strasznie ciekawska, skup się chociaż na niej, żeby pamiętała swoje dzieciństwo jako coś pozytywnego, a nie jako mamę, która nigdy nie ma dla niej czasu.
- Kelsey...
- Wiem... wiem, kochanie. Pomożemy ci. I ja i Luke, tylko pozwól nam na to. Możemy zajmować się dziećmi, żebyś mogła gdzieś wyjść, coś załatwić. Możemy gdzieś ich zabierać.
- Naprawdę?
- Tak, oczywiście, że tak. Może pojedziemy gdzieś na weekend? Wszyscy razem. Pogoda robi się typowo letnia, warto to wykorzystać.
- Może to nie jest głupi pomysł, Kels...
- Odpoczniesz, spędzisz czas z dziećmi, z dala od tego miejsca.
- Pomyślę o tym, okej?
- Okej. Daj mi znać jutro po południu, znam fajne miejsce. Nie ma tam ruchu, więc nocleg dostaniemy wręcz od ręki. A teraz muszę już uciekać. Trzymaj się, hm?
- Dzięki, Kelsey. Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.

Bez chwili namysłu schodzę ze schodów, mając nadzieję, że wygląda to dość naturalnie i szybkim krokiem przechodzę do kuchni. O kim one mówiły? Kto prześladował mamę i kto jej u licha groził? Czy to miało związek z tym, co zrobił tata? Zrobił to dla niej?

Kręcę przecząco głową z nadzieją, że dzięki temu wyrzucę z głowy wszystkie dręczące mnie myśli, które dziś wyjątkowo uprzykrzyły mi życie. Nagle w drzwiach staje uśmiechnięta ciocia Kelsey.

- Załatwiłam ci odwołanie szlabanu – mówi szeptem. – Ale ani słowa mamie, że wiesz. Sama miała ci powiedzieć za kilka dni.
- Dzięki, ciociu – posyłam blondynce sztuczny uśmiech.

Po chwili, gdy nalewam wody do szklanki, słyszę ciche trzaśnięcie drzwi wejściowych, a zaraz potem do kuchni wchodzi mama, wycierając resztki rozmazanego tuszu spod oczu. Gdy mnie dostrzega, od razu się zatrzymuje i chowa zasmarkaną chusteczkę za plecami.

- O, Riley... Myślałam, że jesteś u siebie.
- Byłam. Ale... przyszłam się napić.

Kobieta przez chwilę uważnie mi się przygląda, jakby próbowała wyczytać z mojej twarzy wszelkie skrywane przeze mnie tajemnice.

- Coś się stało? – pyta niepewnie.
- Nie, dlaczego? Wszystko okej.
- Na pewno?
- Na pewno.
- Max już wrócił?

W tym momencie czuję jak wszystkie moje mięśnie boleśnie się napinają. Nie może zobaczyć teraz Maxa, najlepiej by było jakby w ogóle nie zobaczyła go do czasu wygojenia się tych wszystkich ran.

- E... - waham się, co nie umyka uwadze szatynki.
- Riley? Co się dzieje?
- Nic. Tylko... e... nie, Max nie wrócił. Został na noc u Willa. Napisał mi smsa i kazał ci przekazać, ale... e... zapomniałam. I nie chciałam przeszkadzać tobie i cioci.

Po co ja w ogóle w to brnę? Przecież doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że mama wyczuje moje kłamstwa na kilometr.

- Riley, przecież widzę, że kłamiesz jak z nut. Co się stało i gdzie on jest?
- Nigdzie! U Willa! – wołam, gdy kobieta kieruje się ku schodom.

Bez chwili namysłu biegnę za nią, a gdy docieramy pod pokój Maxa, skutecznie zasłaniam ciałem drewniane drzwi.

- Nie możesz – mówię nagle.
- Co? O czym ty u licha mówisz, Riley? Przesuń się i wpuść mnie do środka.
- Mamo, proszę. Nie dziś...
- Riley, odsuń się albo ja odsunę ciebie – żąda tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Mamo...

Kiedy dostrzegam rozgniewane, a jednocześnie przestraszone spojrzenie kobiety, wreszcie ulegam i robię krok w bok. Nie powstrzymam jej przed wejściem do pokoju, a dziwnym zachowaniem wzbudzam w niej jeszcze większy niepokój.

- Tylko nie krzycz... - uprzedzam, gdy dłoń szatynki powoli zbliża się w kierunku klamki.

********
Jak myślicie, jaka będzie reakcja głównej bohaterki? I co wydarzy się dalej? Koniecznie dajcie znać w komentarzach!

Jeśli spodobał Ci się ten rozdział lub jesteś ciekaw dalszych losów bohaterów - zostaw po sobie ślad w postaci komentarza lub gwiazdki!

Do następnego :)

Tajemniczy Współlokator - Bez Ciebie | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now