Rozdział 23

4.1K 197 33
                                    

Może coś, co raz na zawsze przekreśliło twoją niedoszłą karierę

KATE

Dziwne zachowanie Riley od razu wzbudziło we mnie masę wątpliwości i niepewności. Co takiego się wydarzyło, że trzyma mnie z dala od Maxa? Nie mam pojęcia, ale jedno jest pewne – wydarzyło się coś, o czym według nich nie powinnam się dowiedzieć.

Może Kelsey miała rację? Może ktoś zrobił Maxowi coś złego?

Moja wyobraźnia lawiruje wyłącznie pomiędzy najczarniejszymi możliwymi scenariuszami.

Z duszą na ramieniu chwytam za klamkę i wchodzę do środka, a gdy dostrzegam posiniaczoną i poranioną twarz Maxa oklejoną różnymi rodzajami plastrów, dosłownie zamieram.

- Boże... - szepczę sama do siebie. – Co się stało?
- Nic, miałem sprzeczkę z kolegą – odpiera bez emocji brunet.
- Max, żartujesz sobie? I po sprzeczce z kolegą wyglądasz tak, jakby zdeptało cię stado byków? Pokaż mi się, natychmiast.

Nastolatek z grymasem na twarzy podnosi się z łóżka i powoli wstaje.

- Nic mi nie jest.
- Jak to nic, Max? Plaster na brwi przesiąkł krwią, a ty mówisz, że nic ci nie jest? A to podbite oko? Siny nos? Limo? Riley, skąd on to ma?

Odpowiada mi jedynie głucha cisza i szybka wymiana spojrzeń dzieci. Od zawsze wiedziałam, że przez zbliżony wiek nie raz będą ze sobą spiskować i tworzyć tajemnice, żebym o czymś się nie dowiedziała, ale to już przesada.

- Mam dość – oznajmiam. – Co tu się dzieje i co to za tajemnice?

Ponownie nie słyszę żadnej odpowiedzi.

Biorę głęboki wdech, próbując opanować szalejące emocje, po czym delikatnie dotykam twarzy syna, aby obejrzeć wszystkie powstałe obrażenia. Jako ostatnią oglądam rozciętą, wciąż krwawiącą brew. Najostrożniej jak tylko potrafię odklejam plaster i uważnie przyglądam się ranie.

- Boże drogi... Przecież to się nadaje do szycia! Czy wyście oszaleli? Chciałeś się wykrwawić, Max? Jedziemy do szpitala. I to już.
- Nie – oponuje brunet. – Żaden szpital.
- Max, nie dyskutuj. Ubieraj się i do auta. To trzeba zszyć.
- Nigdzie nie jadę.
- Co żeś znowu wymyślił? – pytam podejrzliwie. – Bo na pewno nie chodzi o strach przed igłami. Dlaczego nie chcesz jechać do szpitala?
- Bo nie chcę. Zrobisz awanturę, zgłosisz gdzieś, że ktoś mnie pobił, a potem zrobią mi to samo po raz drugi.

Otwieram szerzej oczy, nie dowierzając w słowa syna.

- A więc to nie była żadna sprzeczka, tak? Max, kto cię pobił? I dlaczego?
- Nie ważne.

Przysięgam, że za chwilę oszaleję. Dlaczego nie chcą mi niczego powiedzieć i dlaczego Max nie chce jechać zszyć rany? I kto go tak załatwił? Nie uwierzę, że inny czternastolatek mógłby narobić komuś takich obrażeń, to wręcz niemożliwe.

- Jedziemy do szpitala – powtarzam.
- Nigdzie nie jadę.

Po chwili namysłu dochodzę do wniosku, że nie mam innego wyjścia i to ostatnie, co mogę zrobić. W tym momencie liczy się wyłącznie zdrowie mojego syna, nic więcej.

- Poczekajcie tu na mnie – mówię, spoglądając surowo zarówno na Riley jak i na Maxa. – Bez żadnych numerów.

Wychodzę z pokoju, zamykając za sobą drzwi i przechodzę do sypialni. Siadam na łóżku i przez chwilę zastanawiam się czy to aby na pewno jedyne wyjście. Szybko jednak dopuszczam rozsądek do głosu i chwytam za komórkę, leżącą na jednej z szafek nocnych. Wybieram numer i przykładam telefon do ucha. Po kilku sygnałach, w słuchawce rozlega się niski, lekko zachrypnięty głos.

Tajemniczy Współlokator - Bez Ciebie | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now