Rozdział 51

4K 189 24
                                    

Wpędzisz mnie do grobu swoimi szalonymi pomysłami

KATE

- Co teraz? – pytam słabym tonem głosu.
- Nie wiem, Kate... Czego on właściwie chciał? Zniszczyć ci humor? To po co tyle się tu kręcił? I po co ta znajoma opiekunka?
- Nie mam pojęcia, James. Ale mam tego dość. Ile jeszcze to się będzie za mną ciągnąć...?

Mężczyzna obejmuje mnie ciasno muskularnym ramieniem i mocno przytula do swojego ciała.

- Przez chwilę zrobiło mi się go żal... - przyznaję. – Żadne dziecko nie chciałoby usłyszeć od rodzica, że ma spierdalać.
- Kate, proszę cię, nie gadaj głupot. Po pierwsze to nie jest twoje dziecko. A po drugie, nie przyszedł tutaj szukać domowego ciepła i kochającej rodziny.

James delikatnie głaszcze mnie po plecach i składa szybki pocałunek na czubku mojej głowy.

- A może? Co jeśli tego nie miał?
- To jego problem. Ty też nie miałaś, a nie chodziłaś po ludziach i nie szukałaś szczęścia.
- No nie...
- No właśnie. Nawet nie próbuj czuć się winną, rozumiesz? Nic nie zrobiłaś.

Chciałabym potaknąć, ale nie potrafię przyznać mu racji.

- To tylko dziecko...
- Nie, Kate – odpiera stanowczo. – To dorosły mężczyzna. Nie dziecko. Dzieckiem był dziesięć lat temu. Nie ma prawa cię nachodzić i nękać. Musisz zgłosić to na policję. Zanim znowu się tu pojawi.

Biorę głęboki oddech.

- Nie, James – mówię słabo. – Nie mogę.
- Możesz i musisz. Co jeśli zrobi coś dzieciom? Z zazdrości, ze złości? Pomyślałaś o Riley, o Maxie, o Ellie? To oni są najważniejsi.

Kiwam potakująco głową. James ma rację. Powinnam myśleć przede wszystkim o dzieciach, a nie o człowieku, który nie wiadomo czego ode mnie chciał. Choć w głębi duszy czuję się bardzo źle przez to, jak został potraktowany.

- Nie myśl o nim – dodaje cicho James. – Wiem, że właśnie teraz to robisz.

Jak?

- Widzę.

Co jest u licha? Siedzi mi w umyśle czy jak?

- Kate... – zaczyna, całując mnie w czubek głowy. – Wiem, że to trudne, bo jesteś strasznie wrażliwa i empatyczna. Ale ten facet zniszczył ci życie.
- Wiem. Tylko... czasem o nim myślałam. Przypadkowo. I nagle... – wzdycham. – Jest podobny do Riley i Maxa.
- O nie, Kate. Stop, bo idziesz trochę za daleko. Skup się, proszę.

Zerkam na Jamesa, czując lekkie zdezorientowanie.

- Co?
- Ten człowiek nie ma nic wspólnego z naszymi dziećmi, rozumiesz? Gdyby chciał cię znaleźć po to, żeby szukać miłości, to zrobiłby to już dawno temu. A zrobił to dopiero teraz. Kate, jemu nie chodzi o kontakty z tobą, ktoś nagadał mu bzdur na twój temat, a on przyszedł tu, żeby wszystko ci wytknąć, żeby sprawić ci przykrość. Tylko nie przewidział, że nie zna prawdy. To zły człowiek, Kate... Każdy, kto żywi się ludzkim nieszczęściem jest zły. I nie wmawiaj sobie, że jest inaczej tylko dlatego, że wygląda tak, a nie inaczej.

Potrząsam głową. James ma rację. Absolutną rację. Nie mogę dać się omamić i zmanipulować. Nie mogę widzieć w nim ani Riley ani Maxa. Nie mają ze sobą nic wspólnego. Nic. To dwa różne światy. Ale...

Odsuwam nadchodzącą myśl na bok.

- Powinnam z nim porozmawiać. Na spokojnie – przyznaję.
- Nie uważam tego za dobry pomysł – odpiera spokojnie James. – Ale jeśli to pozwoliłoby ci na nowo o nim zapomnieć i wyprzeć to chore poczucie winy, to jestem w stanie to zaakceptować. Nie wiem tylko czy on by tego chciał.
- Nie wiedział...

Tajemniczy Współlokator - Bez Ciebie | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now