Rozdział 32

4.6K 233 104
                                    

Gratuluję, dziadku

KATE

Kiedy niechętnie unoszę zaspane powieki, a do moich uszu dociera spokojny, miarowy dźwięk padającego za oknem deszczu, przez chwilę odnoszę wrażenie, jakbym przeniosła się w czasie o dobre kilka lat. Dopiero, gdy mój mózg również się rozbudza, dochodzi do mnie co się właściwie stało i w jakiej sytuacji się teraz znajduję.

James przygląda mi się uważnie, jakby oczekiwał reakcji, która pozwoli mu ocenić sytuację. Ja jednak staram się zachować kamienną twarz, aby nie wyczytał z mojej mimiki jakichkolwiek emocji. Sama nie do końca wiem co czuję i jak się zachować.

Podnoszę się do pozycji siedzącej i jeszcze szczelniej owijam się kołdrą.

- Możemy... – zaczynam cicho – zapomnieć o tym, co się stało?
- Co jeśli nie chcę zapominać?
- Kiedyś już o tym rozmawialiśmy... Nie utrudniaj, proszę. I tak jest już niezręcznie.
- Chcę powiedzieć ci prawdę, Kate. Chcę naprawić wszystko, co spieprzyłem – wyznaje, a ja doskonale wyczuwam w jego głosie zarówno szczerość jak i niepewność. – Żałuję, naprawdę bardzo żałuję. Żałowałem już wcześniej, ale powrót tutaj dosadnie mi to uświadomił. Pozwól mi wszystko wyjaśnić, a potem sama podejmiesz decyzję, którą ja uszanuję.
- James, czego ty właściwie chcesz? Bo mam wrażenie, że zgubiłam się gdzieś w połowie.

Mężczyzna poprawia się lekko, nie spuszczając ze mnie wzroku.

- Ciebie, Kate. Ciebie, naszych dzieci, wszystkiego, co mieliśmy. Zaufania, wybaczenia, po prostu wszystkiego...
- James... – zaczynam, zamykając oczy w obawie o zbyt emocjonalną reakcję. – Proszę... Nie chcę znów słuchać gadki o tym jak ci przykro i że muszę uwierzyć ci na słowo, bo coś tam. To nie na moje nerwy, rozumiesz? Nie mam siły. Nie chciałam się do tego przyznawać. Ale mówię ci to teraz. Jakiś czas temu pytałeś co jest nie tak. Wszystko. Nie mam siły, nie mam ochoty wstawać z łóżka, nic mnie nie cieszy, a opieka nad dziećmi przerasta i wymyka się spod kontroli, gdy na horyzoncie pojawiają się kłopoty. Żyję pod ogromną presją w systemie praca, dom, dzieci i obowiązki. Nie mam chwili wytchnienia, nie mam pomocy. Zostałam całkiem sama z własnymi problemami i problemami naszych dzieci, które muszę jakoś rozwiązywać bez względu na to jak się czuję.

To pierwszy raz, gdy wypowiadam na głos wszystko to, co towarzyszyło mi w ostatnim czasie.

- Nie chcę, żebyś teraz udawał jak ci zależy, a potem znów zostawisz mnie i dzieci, robiąc jeszcze większy bałagan. Nie chcę nadziei, nie chcę udawania, nie chcę szczęścia na chwilę. Przechodziłam to już i wiem z czym to się je. Pamiętam w jakim byłam stanie i jak przeżywałam twoje odejście. Nie mogę świadomie zgodzić się na to jeszcze raz, mimo że... Mimo że z mojej strony nic się nie zmieniło – kontynuuję. – Rozumiesz? Jeśli nie mnie, to zrozum chociaż dzieci, proszę...
- Kate... – mówi słabo, delikatnie chwytając moją chłodną dłoń w swoją. – Ja... Nie sądziłem, że narobię tyle złego. Nie chciałem tego. Byłem egoistą, bałem się przyszłości, bałem się zranienia was wszystkich. Kate, proszę. Tym razem powiem ci wszystko, odpowiem na każde pytanie, tylko obiecaj, że wysłuchasz mnie do końca, a dopiero potem cokolwiek powiesz. Albo i nic. To będzie twoja decyzja.
- James... – szepczę, czując jak moje powieki zaczynają nieprzyjemnie piec.
- Proszę... – odpiera błagalnym tonem głosu, gdy jego oczy zachodzą łzami.

Odwracam wzrok w kierunku okna i przez moment uważnie przyglądam się spływającym po szybie stróżkom deszczu. Gdzieniegdzie tworzą skomplikowane kompozycje, przecinając sobie drogi, zaś w innych miejscach płyną w dwóch rządkach jedna obok drugiej.

- Okej – mówię spokojnie po chwili ciszy, gdy udaje mi się zapanować nad pierwszą falą emocji. – Posłucham co masz do powiedzenia.
- Ja...

Tajemniczy Współlokator - Bez Ciebie | ZAKOŃCZONEOnde as histórias ganham vida. Descobre agora