Rozdział 26

4.2K 199 26
                                    

Tylko jak odnaleźć tą siłę, gdy wszystko się wali?

KATE

- Coś się stało? – pyta wyraźnie zdezorientowany, prostując się.
- Nie. Ja tylko... Przemyślałam to wszystko – zaczynam niepewnie. – I uważam, że ostatnio miałeś rację. Powinieneś częściej pojawiać się w życiu dzieci. To znaczy... no wiesz, częściej niż tylko w weekendy. Dziś dotarło do mnie, że oni, a szczególnie Max, naprawdę cię potrzebują, a ulegając ich niechęci, tylko jeszcze bardziej ich od ciebie oddaliłam. Powinnam bardziej nalegać na te spotkania i trochę ich do tego zmuszać – robię cudzysłów palcami – może wtedy wszystko wyglądałoby nieco inaczej.
- Kate, nie gadaj głupot, przecież to nie jest twoja wina. Nie masz takiej mocy, żeby zmusić nastolatka do przejażdżki na SOR, a uważasz, że zmusiłabyś go do spotkania z osobą, której skutecznie unikał? Proszę cię...
- Wiem, ale... po prostu uważam, że powinnam dużo bardziej i sumienniej tego pilnować. Kelsey miała rację... - mówię bardziej sama do siebie co nie umyka uwadze Jamesa.
- Z czym?

Kręcę przecząco głową.

- Z niczym. Nie ważne, wymsknęło mi się.
- Kate, jeśli coś się dzieje to wiesz, że możesz mi powiedzieć.
- Nie, nic się nie dzieje. Wszystko okej – staram się brzmieć naturalnie.
- Przecież widzę, że nie. Coś w pracy?
- Wszystko w porządku, naprawdę – posyłam mężczyźnie najlepszy sztuczny uśmiech jaki tylko posiadam w swojej kolekcji z nadzieją, że dzięki temu da mi  święty spokój zanim rozkleję się na środku przedpokoju. – To tylko zmęczenie. Dużo się dziś działo.

Przez chwilę James wpatruje się we mnie swoimi brązowymi tęczówkami tak uważnie, jakby chciał prześwietlić mnie na wylot.

- Możesz okłamać współpracowników, dzieci, przyjaciół, ale nie mnie, Kate. Znam cię zbyt dobrze. I znam każdy twój sztuczny uśmiech czy zapewnienia, że jest okej, choć tak naprawdę wszystko się wali – mówi spokojnie, lecz stanowczo. – Dlatego zapytam jeszcze raz, co się dzieje? Jeśli nie chcesz mówić to po prostu powiedz, żebym się odczepił. Nie udawaj i nie kłam.

Przygryzam wnętrze policzka na tyle boleśnie, aby choć na chwilę ocknąć się ze wszystkich ciężkich emocji, które w tym momencie mi towarzyszą. Mam ochotę krzyczeć, płakać, zapaść się pod ziemię i skoczyć z mostu w tym samym momencie byle tylko zakończyć tą rozmowę. Czuję jak powieki zaczynają mnie szczypać, a bicie serca nieco przyspiesza. Jeśli w porę tego nie zakończę, zrobię z siebie idiotkę, płaczącą bez powodu na środku korytarza na oczach byłego męża, który doskonale radzi sobie w drugim życiu.

- Właściwie to tak, chcę, żebyś się odczepił – mówię cicho. – Chcę, żebyś częściej bywał w życiu dzieci, nie moim.
- Okej. Rozumiem – odpiera ze spokojem. – Masz do tego prawo, a ja nie zamierzam cię do niczego zmuszać.
- Dzięki – rzucam, po czym kieruję się do salonu i zajmuję miejsce na kanapie, nasłuchując czy drzwi wejściowe już się zamknęły.

Korzystając z panującej ciemności, opieram łokcie na kolanach, a potem chowam twarz w dłonie, powstrzymując się od jednego, wielkiego szlochu. Dlaczego wszystko musi być takie trudne i skomplikowane? Dlaczego nie mogę wrócić do czasów, w których nie miałam żadnych problemów? Cóż, może dlatego, że wszelkie możliwe przeciwności losu towarzyszyły mi od dzieciństwa i ani na moment nie zniknęły.

Nigdy nie byłam beztroska i szczęśliwa, stale martwiłam się o to, co będzie jutro, w kółko dręczyły mnie przeróżne myśli i prawie codziennie myślałam o tym, że moje życie nie ma sensu. Z jednym wyjątkiem, gdy wszystko było kolorowe, a ja miałam wokół siebie kochającego męża i dwoje cudownych dzieci. Potem czar prysł, a wszystko rozpoczęło się na nowo. Straciłam jakikolwiek sens życia, nic mnie nie cieszyło, stale chodziłam zmęczona i wyczerpana, funkcjonowałam jak robot na zasadzie dwóch twarzy. Jedna przeznaczona była włącznie dla mnie, druga dla dzieci i najbliższego otoczenia. Udawałam jak świetnie sobie radzę, choć wewnętrznie z każdym dniem stawałam się coraz słabsza. I to wszystko ciągnie się aż do dziś. Tracę kontrolę nad wszystkim, co mnie otacza, zaczynając od domu, dzieci aż po pracę i własne emocje. Nie radzę sobie z niczym, nawet z samą sobą, podczas gdy inni oczekują ode mnie perfekcyjnej organizacji i szerokiego uśmiechu na ustach.

W tym samym momencie czuję, jak po moich policzkach spływają mokre stróżki słonych łez. To jedyne, co mi wychodzi i co robię prawie codziennie od tak długiego czasu, że weszło mi w nawyk i dzień bez mazania się nie istnieje w moim kalendarzu.

Nagle czuję jak obicie kanapy ugina się tuż obok mnie, a po chwili silne ramię pewnym ruchem obejmuje moje barki.

- Zostaw... - szepczę, starając się brzmieć stanowczo.
- Nie, Kate. Nie zostawię cię. Nawet jeśli bardzo byś tego chciała.
- Nie chcę litości – warczę.
- To nie litość – odpiera tym samym tonem głosu, którym rozmawiał z Riley. – Powiesz mi prawdę?
- Co chcesz usłyszeć? Że odniosłam jedną wielką porażkę życiową? Proszę bardzo, tak właśnie jest.
- O czym ty mówisz...?
- O wszystkim. O sobie, dzieciach, pracy. O wszystkim.
- Nie mów tak, to nieprawda.
- Prawda. Sama prawda.

Mężczyzna porusza się lekko, wyciągając dłoń w stronę lampy, stojącej tuż za kanapą. Pociąga za sznurek i w tym samym momencie w pomieszczeniu pojawia się odrobina lekko przytłumionego światła. Ciemny klosz lampy skutecznie chroni pomieszczenie przed zbyt ostrą jasnością, rozpraszając światło tak, że panuje delikatny półmrok.

- Spójrz na mnie – mówi stanowczo, puszczając mnie i delikatnie unosząc dłonią mój podbródek. – Na chwilę.

Niechętnie podnoszę wzrok, spoglądając prosto w ciemne tęczówki Jamesa.

- Nie mów tak, Kate. Nie poniosłaś żadnej porażki. Ani teraz ani nigdy wcześniej, rozumiesz? Możesz mi wierzyć lub nie, ale nigdy w życiu nie spotkałem tak silnej kobiety. Nigdy. Być może sama o tym nie wiesz i nie potrafisz odnaleźć w sobie siły, ale nie jesteś słaba. Potrafisz unieść więcej niż ci się wydaje, ale tego nie dostrzegasz. A wiesz dlaczego? Bo zawsze postrzegasz siebie jako tą gorszą, głupszą, mniej wartościową. Bo bez względu na to, co robisz, to dla ciebie zawsze zbyt mało. A to nieprawda, Kate. Wiesz ile kobiet mogłoby ci pozazdrościć? Wszystkie, które żyją na tej planecie. Wiem, że po tym wszystkim, co cię spotkało bardzo trudno ci w to uwierzyć, dlatego po prostu słuchaj innych. Mówię to ja, to samo powie ci Kelsey czy Luke, a nawet pierwsza lepsza osoba na ulicy. Zacznij dostrzegać w sobie to, co zasługuje na uwagę. To, co ja w tobie widzę.

W tym momencie mam w głowie potworny mętlik. Z jednej strony doskonale wiem, że powinnam wyrzucić go za drzwi, z drugiej nie potrafię tego zrobić.

- Nie kłam... Nienawidzę kłamstw.
- Nie kłamię, Kate.
- Lepiej będzie jak już pójdziesz – mówię, spuszczając wzrok na obicie kanapy.
- Okej. Nie ma sprawy. Ale gdybyś mnie potrzebowała... jestem.

Po chwili słyszę jak mężczyzna podnosi się z kanapy, przechodzi do przedpokoju i wychodzi z domu, zamykając za sobą drzwi. Potem dochodzi do mnie jedynie dźwięk odpalanego silnika samochodu, co wywołuje u mnie nagły napad płaczu.

********
Jeśli spodobał Ci się ten rozdział lub jesteś ciekaw dalszych losów bohaterów - zostaw po sobie ślad w postaci komentarza lub gwiazdki!

Do następnego :)

Tajemniczy Współlokator - Bez Ciebie | ZAKOŃCZONEOù les histoires vivent. Découvrez maintenant