Rozdział 57

3.5K 183 61
                                    

Zaraz się wszystkiego dowiesz, Riley

RILEY

W tej chwili nie potrafię robić niczego innego niż płacz. Siedzę na tylnym siedzeniu ze związanymi dłońmi i nogami, zalewając się łzami. Byłam tak blisko celu. Dwa kroki. Tyle wystarczyło, żeby wydostać się z lasu, żeby jakikolwiek kierowca dostrzegł poruszającą się postać na pasie zieleni, oddzielającym las od trasy.

- Straciłem pieprzone dwadzieścia minut na szukanie cię ty mały, cholerny dzieciaku. Więc lepiej się wreszcie zamknij!

Dwadzieścia minut? To niemożliwe, przecież spędziłam w tym lesie co najmniej godzinę. Ale nikt nie powiedział, że Caden mówi prawdę, może specjalnie mnie okłamuje, żeby jeszcze bardziej namieszać mi w głowie.

Nie mam pojęcia ile jedziemy. Pięć, może dziesięć, a może piętnaście minut. Straciłam rachubę czasu w momencie, gdy zatrzymaliśmy się pod lasem. Nie wiem która jest godzina i jak dawno zniknęłam z domu Briany. Nie wiem też gdzie właściwie jesteśmy, poza faktem, że nie wyjechaliśmy z miasta i nadal krążymy w okolicach lasu.

Nagle Caden gwałtownie hamuje i gasi silnik samochodu.

- Nawet nie próbuj uciekać.

Nim zdążam spojrzeć przez okno, żeby zobaczyć gdzie stoimy, mężczyzna niedelikatnie wyciąga mnie z samochodu, szarpiąc za ramię i nadgarstki, a zaraz potem zwalnia ucisk szmaty, którą obwiązał wokół moich kostek u nóg.

- Żadnych numerów – warczy, ciągnąc mnie na drugą stronę ulicy.

Rozglądam się dookoła, próbując dostrzec gdzie się właściwie znajdujemy, a gdy zauważam ogromny teren ogrodzony szarym, odrapanym murem, ozdobionym pseudografitti, bez problemu orientuję się co to za okolica. Byłam tutaj, kiedy parę lat temu wyjeżdżaliśmy na wakacje i przejeżdżaliśmy boczną uliczką tuż obok cmentarza, aby uniknąć korków na głównym wyjeździe z miasta. Cały teren wokół niewielkiej kaplicy i ogromnej nekropolii jest opuszczony, porośnięty chaszczami i otoczony lasami. Nikt nigdy nie chciał tu mieszkać czy uprawiać ziemi, a o sam cmentarz niewiele osób dba. Większa część rodzin zmarłych już dawno znalazła się pod ziemią we własnych grobach, a część wcale nie kwapi się, żeby kogokolwiek odwiedzać w tej przerażającej scenerii. Nieco mniej budzący grozę i zadbany cmentarz miejski znajduje się obok kościoła w południowej części miasta i to tam kierują się okoliczni mieszkańcy.

- Co my tu robimy? – pytam cicho, czując, że za sekundę będę żałować zadania tego pytania.

Moja wyobraźnia od razu podsuwa mi przed oczy obrazy z przeróżnych horrorów czy filmów kryminalnych, w których bandyci zakopują swoje ofiary żywcem na terenach cmentarnych.

- Zaraz się dowiesz. Dowiedziałabyś się wcześniej, gdybyś nie wpadła na ten super idiotyczny plan ucieczki – warczy, prowadząc mnie w stronę ogromnej, zardzewiałej bramy wejściowej.

Na samym cmentarzu znajdują się może trzy lub cztery działające latarnie, dające zdecydowanie za mało światła, jednak w ostateczności lepsze to niż nic. Jestem w stanie dojrzeć chociaż podłoże, po którym stąpam czy poważną, skupioną twarz Cadena.

Skręcamy w lewo z głównej uliczki i przechodzimy pomiędzy kilkoma całkowicie opuszczonymi grobami z prawie w stu procentach zmazanymi napisami, a zaraz potem pośród tych, które jeszcze jakoś się trzymają.

Nagle Caden zatrzymuje się przed jednym z grobów i mocno pociąga mnie za nadgarstek, zmuszając do zajęcia miejsca na drewnianej, zgrzybiałej i zawilgoconej ławce. Czując kilka kropel zgniłej wody spływającej z ławki po moich nagich nogach, mam ochotę zwymiotować, jednak w ostatniej chwili udaje mi się powstrzymać torsje. Wytrzymaj, Riley.

Dopiero po chwili spoglądam na nagrobek i wodzę wzrokiem po napicie. Zamieram. Znam to imię i nazwisko.

- Poznaj mojego tatę, Riley.

********
Jeśli spodobał Ci się ten rozdział lub jesteś ciekaw dalszych losów bohaterów - zostaw po sobie ślad w postaci komentarza lub gwiazdki!

Do następnego :)

Tajemniczy Współlokator - Bez Ciebie | ZAKOŃCZONEМесто, где живут истории. Откройте их для себя