- Możesz być nieco ciszej? - Zapytałam wściekła. Ból głowy nie dawał o sobie zapomnieć.
Peter właśnie szykował śniadanie i postawił szklanki na stole co normalnie w ogóle by mi nie przeszkadzało, ale w tym stanie byłam gotowa za to zabić.
- Gdybyś się nie schlała nie miałabyś teraz kaca, więc spadaj na drzewo Targaryan - skomentował i wrócił do robienia śniadania.
- To wstrząs mózgu... - powiedziałam i zakryłam głowę kołdrą.
Próbowałam dalej spać ale to okropne uczucie zwrotów głowy sprawiało, że w każdym momencie mogłabym zwymiotować.
Usłyszałam kolejny hałas, a z moich ust wydobył się żałosny jęk.
- Hej Lex, jak się czujesz? - Usłyszałam donośny głos Stilesa, który w tym momencie irytował mnie do granic możliwości.
- Odejdź - powiedziałam spod kołdry.
- Przyniosłem ci ciepły rosół i colę.
Podniosłam kołdrę i spojrzałam na niego z zaciekawieniem.
- Przekonałeś mnie - odparłam i spróbowałam wstać ale gdy tylko się podniosłam od razu upadłam spowrotem na materac. - Jednak się stąd nie ruszam -dodałam.
- Masz zamiar zostać tu na zawsze? - zapytał Stiles patrząc na mnie z politowaniem.
- Tak - westchnęłam.
- Gdzie Derek? - zapytał.
- Pojechał po leki. To skandal, że nie macie nawet zwykłej aspiryty - powiedziałam patrząc w stronę Petera.
- Wybacz, ale wilkołaki nie potrzebują takich rzeczy - dodał z uśmiechem.
Stiles pomógł mi usiąść i podał ciepły rosół.
- Stiles! Jesteś teraz numerem jeden na mojej liście ulubionych ludzi - powiedziałam rozkoszując się ciepłym jedzeniem.
Chłopak uśmiechnął się szeroko i podekscytowany chciał podać mi serwetkę ale tak zamachnął ręką, że uderzył w moją dłoń trzymającą łyżkę, której cała zawartość wylądowała na mnie.
- I właśnie spadłeś na samo dno - skomentowałam oschłym tonem wycierając tłuste plamy z bluzki.
Po ciepłym posiłku poczułam się o wiele lepiej więc zaproponowałam pójście na spacer. Stiles pomógł mi wstać, założyć kurtkę i zejść ze schodów prowadzących na dwór.
- A tak w ogóle to jaki był wynik wczorajszego meczu? - zapytałam zaciekawiona.
- Zremisowaliśmy, nie pamiętasz? Biłaś nam brawo jak szalona! - powiedział machając rękami.
- Pamiętam tylko, że w połowie meczu wyciągnęłam z torby trzecią butelkę wina, a potem totalnie mnie odcięło. - Opuściłam zawstydzona wzrok.
- Ta... Zauważyłem. Szczególnie gdy zwymiotowałaś na swoje buty i to jeszcze czerwonym winem.
- Ja zwy... Co?! O Boże co za wstyd... - Załamana zasłaniłam twarz rękami.
- Najważniejsze, że nic ci się nie stało Lex - powiedział Stiles i objął mnie ramieniem, dzieki czemu mogłam oprzeć bolącą głowę na jego ramieniu. - Ale nie powiem, zrobiłaś wczoraj takie widowisko, że nasz nowy sponsor kazał poprawić schodki na trybunach i jakby tego było mało to kazał wezwać najlepszego lekarza z miasta stanowego i sam go opłacił.
- Dobij mnie.... - powiedziałam załamana odsuwając się od chłopaka. - Chyba będę musiała mu podziękować - dodałam i zerwałam listek z drzewa, aby zająć czymś ręce.
- No to będziesz miała świetną okazję! Podobno ma zorganizować bal charytatywny i zaprasza wszystkich chętnych.
- Nie wiem czy powinnam pokazywać się teraz w miejscach publicznych...
- Spokojnie, zrobimy z ciebie Pierwszą Damę Beacon Hills - dodał z powagą.
- Spadaj Stiles - powiedziałam i rzuciłam w niego zmiętym liściem ale muszę przyznać, że jest osobą, która zawsze poprawi mi humor.
Chłopak zaśmiał się i wolnym krokiem ruszyliśmy z powrotem do loftu. Po chwili pojawił się również Derek z torbą pełną leków.
- Wciąż nie rozumiem dlaczego nie chcesz abym zabrał twój ból - skomentował podając mi jeden z nich.
- Chcesz mi zabrać ból głowy z powodu kaca? Niżej nie mogłabym już upaść.
Wrzuciłam jedną z tabletek do ust I zapiłam ją wodą.
- Wiesz co Derek? Skoro jestem człowiekiem i nie ściga mnie mój psychopatyczny brat może powinnam zacząć żyć jak na prawdziwego człowieka przystało - zaczęłam, chcąc poruszyć ważny dla mnie temat.
- Co masz na myśli? - zapytał podczas gdy ja leżała pomiędzy jego nogami i opierałam się plecami o jego tors.
- Zacznę od znalezienia pracy - powiedziałam podekscytowana. - W końcu wykorzystuję wasz budżet i to od naprawdę długiego czasu.
- Nie martw się o to - powiedział i pocałował mnie w tył głowy. - Mamy trochę oszczędności.
- Ale czuję się jak pasożyt - dodałam ze skwaszoną miną.
- Zawsze możesz wszystko spłacić w inny sposób - zamruczał mi do ucha, po czym poczułam jak jego dłonie wędrują pod moją bluzkę.
- Derek! - krzyknęłam, ale i uśmiechnęłam się zawadiacko.
Jakimś cudem wyrwałam się z jego objęć i ruszyłam do łazienki. Mimo, że był już wieczór wciąż czułam ból głowy i nieprzyjemne uczucie w żołądku. Zaczęłam zdejmować ubrania, aby wziąć kąpiel ale nagle poczułam się o wiele gorzej. Czułam, że mój żołądek zaraz eksploduje. W ostatniej chwili dopadłam do sedesu i zwymiotowałam, tyle że nie były to resztki obiadu a gęsta, czerwona ciecz. Widziałam jej już zbyt wiele w moim życiu aby wiedzieć, że to krew. Cała muszla klozetowa i jego okolica była w krwi.
- Lex, wszystko w pożądku? - usłyszałam głos Dereka zza drzwi.
- Nie jestem ekspertem, ale to chyba nie jest normalne... - odparłam i ostatkiem sił oparłam głowę o zimne kafelki.
Usłyszałam skrzypnięcie drzwi i po chwili ciepłe ręce Dereka otulały moją twarz.
- Jedziemy do Deatona.
- Niestety, nie wiem co może ci dolegać - powiedział mężczyzna zdejmując stetoskop z szyi.
Siedziałam na leżance w jego gabinecie, a obok stał zdenerwowany Derek.
- Ale już czuję się lepiej więc chyba wszystko w porządku - odparłam w końcu nie czując zawrotów głowy.
- Musisz bardzo na siebie uważać. W końcu nie każdy jest wilkołakiem z rodu Pierwszych, później hybrydą, a na koniec wskrzesza się i zostaje człowiekiem. Nie wiem jak te wszystkie zmiany mogą odbić się na twoim zdrowiu. Poza tym od kiedy trzy lata temu stałaś się półwampirem twój zegar biologiczny stanął. Trzy lata to niewiele, ale mimo wszystko twój organizm może chcieć nadrobić te straty - powiedział Deaton.
- To ma sens...
Podziękowałam druidowi i już chciałam ruszyć do wyjścia, ale poczułam jak Derek podnosi mnie z leżanki.
- Ej, jeszcze potrafię sama chodzić! - powiedziałam gdy nie czułam już gruntu pod nogami.
- Ale ja lubię cie nosić. Poza tym wtedy mam okazję zaciągnąć się twoim zapachem - mówiąc to ułożył nos pomiędzy moją głowę a ramię.
W sumie mógł go wyczuć będąc w drugim pokoju, ale lubiłam czuć każdy jego dotyk na swoim ciele.
Gdy wróciliśmy do loftu ruszyłam do łazienki, aby posprzątać. Derek od razu ruszył za mną, ale nie chciałam żeby widział jak szoruję sedes więc zamknęłam mu drzwi przed nosem i przekręciłam zamek. Stawiam sto dolców (których nie mam), że właśnie zrobił tę swoją Derekową minę gdy coś nie idzie po jego myśli.
Po wszystkim wzięłam szybki prysznic i wyszłam z łazienki.
- No nareszcie! Ile można tam siedzieć! - krzyknął Peter wymijając mnie i wchodząc pędem do łazienki.
Zignorowałam starszego Hale'a i podeszłam do Dereka, który stał do mnie tyłem i coś czytał.
- Skończyłam! Ręce mi opadają ale wszystko lśni - powiedziałam z uśmiechem.
- Świetnie - burknął i odwrócił się do mnie. Jego mina nie wyglądała na zachwyconą.
Spojrzałam na niego niepewnie i zapytałam:
- Co jest?
- Nic...
- No przecież widzę, że jestes zdenerwowany. Chodzi ci o to, że nie wypuściłam cie do łazienki? - zapytałam zbulwersowana.
- Mogłaś tam zasłabnąć!
- Jesteś wilkołakiem! W razie czego wyważyłbyś drzwi - odpowiedziałam zakładając ręce i przyjmując obronną pozę.
- To nie jest śmieszne, Lex. Jesteś teraz tylko człowiekiem, jesteś słaba! - wyrzucił w końcu z siebie.
- Jestem słaba?! - zapytałam z niedowierzaniem.
- Wiesz o co mi chodzi, Lex. Nie jesteś w stanie bronić się tak jak kiedyś... - zaczął łagodniej i zbliżył się do mnie wyciągając rękę w stronę mojego policzka.
Zwinnie wyminęłam dłoń i złapałam go za nadgarstek wykręcając mu delikatnie rękę. Mimo że musiałam użyć o wiele więcej siły wciąż potrafiłam to zrobić.
- Nigdy nie mów, że jestem słaba - wysyczałam mu prosto w twarz, po czym puściłam jego rękę i odeszlam w stronę sofy.
- W takim razie udowodnij, że taka nie jesteś i bierz udział w treningach. Codziennie rano. Ze mną - powiedział i podszedł do mnie.
- Przed chwilą pokazałam ci co potrafię. - Zmierzyłam go wściekłym wzrokiem.
- Pozwoliłem ci to zrobić. Inaczej nie była byś w stanie nawet mnie dotknąć - dodał i założył ręce.
- Przyznaj, że zaskoczyła cię dziewczyna, a nie teraz wymyślasz takie bzdury - parsknęłam prześmiewczo.
Derek zmierzył mnie wzrokiem i już wiedziałam, że rozpętałam wojnę, którą z góry przegrałam.
Zbliżył się o krok, a ja odsunęłam się na kanapie na tyle ile mogłam ale mimo to bez problemu złapał mnie w pasie i przerzucił przez ramię tak, że teraz widziałam tylko jego plecy.
Nie dałam za wygraną i z całych sił biłam go pięściami, ale zdawał się tego nie zauważać więc spróbowałam czegoś innego. Podniosłam kawałek jego bluzki i z całej siły ugryzłam go w bok pleców.
- Mam wrażenie, że gryzie mnie komar - powiedział i klepnął mnie w tyłek.
- Derek, puszczaj mnie! - krzyczałam wciąż kołysząc się na jego ramieniu.
- Jeżeli przyznasz mi rację i obiecasz, że będziemy codzinnie trenować.
- Ani mi się śni! - odparłam oburzona.
- Dziecinada... - Usłyszałam w tle głos Petera, a później jegi kroki oznajmujące, że wchodzi do siebie na górę.
- Dobrze wiesz, że ja tak mogę cały wieczór - powiedział Derek. - Poza tym mam stąd naprawdę dobre widoki - dodał flirciarskim tonem i znów klepnął mnie w pośladek.
- Kiedy ja tak nisko upadłam... - westchnęłam załamana, po czym dodałam cichym tonem - Zgoda...
- Co? Nie usłyszałem.
- Zgoda! I bardzo dobrze słyszałeś to już za pierwszym razem - powiedziałam i poczułam jak Derek zwinnie zdejmuje mnie z ramienia i stawia przed sobą na ziemi.
- Widzisz, i po co było tyle krzyku? - powiedział i zgarnął pasmo moich włosów po czym schował je za uchem.
- Spadaj Hale - burknęłam oschle i oburzona ruszyłam w stronę łóżka.
- Jeszcze pięć! - krzyknął Derek, a ja robiłam kolejne okrążenie wokół jego rodzinnego domu.
- Nie...nawidzę...cie... - wysapałam między oddechami.
- Kochasz mnie i bardzo dobrze to wiesz.
- A ty... to per...fidnie wykorzy...stujesz... - powiedziałam powoli łapiąc oddech.
- Jeszcze pięć - powtórzył.
- Spłoniesz za to w piekle - skomentowałam i ruszyłam dalej.
Gdy skończyłam bieg czekała mnie walka wręcz. Na szczęście nie muszę zaczynać od podstaw, bo dobrze znam teorię, ale muszę na nowo nauczyć się panować nad, tym razem, ludzkim ciałem.
- Spróbuj mnie uderzyć - powiedział Derek.
- Nie musisz dwa razy powtarzać - skomentowałam i ruszyłam na Hale'a, ale ten zręcznie uniknął ataku.
Zadałam cios jeszcze raz, ale cała sytuacja się powtórzyła. I jeszcze raz. I jeszcze jeden... Derek z perfidnym uśmieszkiem obkręcił mnie, przyszpilił do swojej klatki piersiowej i unieruchomił ręce.
- Jesteś słodka kiedy próbujesz mi się wyrwać - dodał i zaczął całować mnie w szyję.
- Zdaje się, że mieliśmy trenować - skomentowałam, choć wcale nie chciałam przerywać tego, co właśnie się działo.
- Trening dobiegł końca - odpowiedział, a ja czułam jego dłonie wędrujące po moim ciele.
Odwróciłam się do niego przodem i z chytrym uśmieszkiem wplotłam dłonie w jego włosy. Derek wpił się w moje usta i zaczął namiętnie całować. Podniósł mnie do góry, tak że moje nogi oplotły go w pasie. Oparł moje plecy o pobliskie drzewo i zaczął podnosić moją bluzkę. Nie zostałam długo dłużna i ściągnęłam jego t-shirt, który po chwili wylądował na trawie. Derek kłopocząc się ze zdjęciem mojej bluzki po prostu ją rozerwał i zaczął całować po dekolcie i jeszcze niżej. Po chwili cała zesztywniałam.
- Która godzina?! - krzyknęłam.
- Za kwadrans jedensta - powiedział spoglądając na zegarek po czym wrócił do składania pocałunków na mojej szyi.
- Derek! Przestań! Za niecałe piętnaście minut mam rozmowę o pracę! - krzyknęłam wyrywając się z jego objęć.