Obudziłam się wtulona w Dereka, który podczas snu wyglądał jak potulny baranek. Chciałam pójść do łazienki ale jako, że leżałam od ściany musiałam przedostać się przez wielkie ciało mężczyzny. Już jedną nogą byłam za nim gdy poczułam jak ciągnie mnie do siebie, a ja upadam na jego klatkę piersiową. Spojrzał na mnie z rozbawieniem wypisanym na twarzy.
- Już mi uciekasz? - zapytał.
- Przepraszam - powiedziałam zalotnie, patrząc mu prosto w oczy.
Szybkim ruchem zeskoczyłam z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki. W końcu miałam czas na to aby wziąć długi, relaksacyjny prysznic. Szkoda, że w lofcie nie mają wanny, no ale dobre i to. Gdy wyszłam z łazienki Derek wciąż leżał na materacu.
- Nie wierzę, że zawsze zganiałes mnie tak wcześnie, a teraz sam wylegujesz się na łóżku - powiedziałam nieco oburzona ale mimo to wskoczyłam na materac obok Dereka.
- Zasłużyłem na jeden dzień odpoczynku - powiedział z zamkniętymi oczami.
- Czyżby Derek Hale porzucił dziś swoją czujną naturę? - zapytałam zalotnie i wskoczyłam na niego tak, że siedziałam na nim okrakiem.
Chciałam udać atak więc wysunęłam kły i poczułam jak pod oczami pulsują mi ciemne żyły. Myślałam, że Derek odeprze mój prowizoryczny atak ale zamiast tego podniósł dłoń i pogladzil czule mój policzek.
Pochylił się i pocałował mnie w usta. Schowałam kły i oddałam pocałunek, który zmienił się w coraz czulszy i bardziej namiętny. Nie wiem ile czasu to trwało ale w końcu usłyszeliśmy głos Petera.
- Błagam, nie kiedy jestem w mieszkaniu... - powiedział zniesmaczonym tonem.
Zawstydzilam się i szybko wstałam z materaca.
- Ej chłopaki, a w ogóle to co się dzieje z moim samochodem? - powiedziałam zmieniając szybko temat.
Ostatnio widziałam go gdy czarownice wskrzesiły Kai'a, a ja zaczęłam czuć przemianę podczas powrotu z Winchester City.
- W zasadzie to chyba wciąż stoi na trasie 63... - Uslyszalam glos Dereka.
- To już wiem jak spędzimy dzisiejsze popołudnie - powiedziałam puszczając Derekowi oczko. - A teraz wybacz, ale pożyczam twoje Chevro - krzyknęłam, złapałam kluczyki leżące na stole i wybieglam z loftu.
Stęsknilam się za moimi ulubionymi gamoniami więc ruszyłam w stronę Beacon Hills. Zaparkowalam na szkolnym parkingu i czekałam na znajomego, niebieskiego jeepa, który juz po chwili pojawił się na terenie szkoły. Stiles wraz ze Scottem ruszyli w stronę drzwi wejściowych zacięcie o czyms dyskutując, a ja ruszyłam tuż za nimi.
- Mam nadzieję, że się stęskniliście - powiedziałam, nim przekroczyli budynek szkoły.
Oboje odwrócili się w moją stronę, a na ich twarzach malował się szok i dezorientacja.
- Lexi! - Stiles uścisnął mnie z całej siły. Kiedy w końcu uwolnilam się z jego objęć podszedł do mnie Scott i delikatnie przytulil.
- Dobrze cie widzieć, Lex - dodał.
Nagle zatkałam palcami uszy bo dzwonek obwiescił początek zajęć, a nadwrażliwy słuch w tym momencie nie był moim atutem.
- Widzimy się wieczorem - powiedziałam odchodząc.
- Ta, dostaliśmy sms'a... - Skomentował Stiles zmieszanym tonem.
Pomachałam chłopakom i weszłam do samochodu. Tym razem ruszyłam na wschód gdzie po 15 minutach zaparkowalam pod domem Argentów. Czas porozmawiać z szanownym panem Christianem i resztą domowników. Wciąż miałam mu za złe, że wykorzystał mnie jako przynętę na Kaia.
Bez pukania otworzyłam wielkie drzwi i wparowałam do środka.
- Słodziak przyszedł! - powiedziałam głośno oschłym tonem.
W wielkim salonie znajdowały się trzy osoby. Jedną z nich zdążyłam już poznać. Christian Argent spojrzał na mnie z obojętnym wyrazem twarzy. Pozostali byli nieco zdziwieni.
Weszłam pewnym krokiem i rozłożyłam się wygodnie na szerokiej, skórzanej kanapie.
- A więc udało wam się schwytac Kai'a - zaczęłam znudzonym głosem.
- Jesteś jego siostrą? - zapytała wysoka, szczupła blondynka. - Kate Argent - dodała podchodząc do mnie i podając mi rękę, na którą popatrzyłam i ostatecznie uścisnęłam, lustrując każdy ruch dziewczyny. W końcu była łowcą.
- Więc może powiecie, jak udało wam się schwytac mojego niepokonanego braciszka i co do cholery robi wciąż żywy w waszej pownicy?! - syknęłam patrząc na każdego po kolei.
- Tak odwdzieczasz się za schwytanie tego potwora? - zapytał Argent, krzyżując ramiona na piersi.
- Może gdybym omal nie umarła bardziej bym się z tego cieszyła - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
- My dostalismy Kai'a, ty dostałaś lekarstwo. Wywiązaliśmy się z umowy - powiedział Christian.
- Szkoda tylko, że nie znałam całego planu od początku... - odparłam głosem ociekającym ironią.
- Ciesz się, że w ogóle żyjesz. Jesteś tak samo wybrykiem natury jak twój brat i reszta kundli - powiedział z obrzydzeniem mężczyzna, którego nie znałam. Do tej pory obchodził mnie najmniej z obecnych tutaj łowców. Może dlatego miał wyraz twarzy jakby właśnie patrzył na coś obrzydliwego.
W mgnieniu oka znalazlam sie przy nim, przycisnęłam go do ściany i wysunęłm kły. Widząc przerażoną minę mężczyzny od razu odpusciłam i wróciłam do ludzkiej formy.
Uśmiechnęłam się i puściłam jego gardło.
- Myślałam, że łowcę stać na wiecej niż tylko przerażona mina - powiedziałam odchodząc od mężczyzny.
W mgnieniu oka odwróciłam się i złapałam kołek, który leciał w moją stronę. Mężczyzna trzymał w górze rękę, gdzie pod rekawem zamontowana była broń łowców.
- Pudło - powiedziałam i odrzuciłam kołek w jego stronę, który wbił się z głośnym hukiem w ścianę, tuż obok głowy mężczyzny.
Odwróciłam się w stronę rodzeństwa Argent. Kate patrzyła na mnie z niedowierzaniem ale i podziwem, a twarz Christiana oczywiście nie zdradziła żadnych emocji.
- Przyszłaś do mojego domu i atakujesz moich przyjaciół - powiedział sucho Argent.
- Uwielbiam ją! - krzyknęła podekscytowana Kate - Posłuchaj, Kai wciąż jest żywy bo wiem, że posiada informację, która pomoże nam znaleźć Bestiariusz, który został skradziony naszej rodzinie kilka lat temu. Dopóki nie zdradzi, gdzie jest księga będzie torturowany w naszej piwnicy. Później zginie.
- Uważam, że powinniście go zabić przy pierwszej okazji. Jest niebezpieczy - odparłam. W końcu najlepiej ze wszystkich wiem do czego zdolny jest mój brat.
- Spokojnie. Potrafimy się bronić - powiedział Christian.
- Nurtuje mnie jeszcze jedno pytanie - zaczęłam. - Skoro jesteście łowcami, a ja istotą nadprzyrodzoną, dlaczego wciąż stoję tu żywa? - zapytałam, wskazując na siebie.
- Mamy swoje zasady. Nie krzywdzisz ludzi - nie polujemy na ciebie - powiedział Argent.
Czy oni sobie żartują? Możliwe, że zabiłam więcej ludzi niż ich wszystkie ofiary razem wzięte. No ale skoro o tym nie wiedzą, nie będę wyprowadzać ich z błędu.
- Brzmi sprawiedliwie - skomentowałam, udając świętoszka.
- Jako, że miałas udział w akcji Kai jest do twojej dyspozycji - powiedział Argent. - Chcesz się z nim zobaczyć?
- Nie, dzięki. Widziałam tą twarz już stanowczo zbyt wiele razy - odpowiedziałam z grymasem i ruszyłam w stronę wyjścia. - Miło było poznać - powiedziałam i wyszłam z wielkiego domu ruszając prosto do samochodu.
Podjechałam pod loft i zatrąbiłam kilka razy imitując melodię z Gwiezdych Wojen ale chyba nie za dobrze mi to wyszło, chociaż ostatecznie osiągnęłam swój cel bo po chwili Derek pojawił się przy samochodzie.
- Wskakuj. Jedziemy po moje auto - powiedziałam usmiechnieta, mając na nosie jego okulary przeciwsłoneczne, które znalazłam w schowku.
- Siedzisz na moim miejscu. - Ton głosu Dereka wskazywał, że wcale nie żartuje.
Przewróciłam tylko oczami i wyszłam z samochodu aby zaraz znów do niego wsiąść ale tym razem od strony pasażera. Ruszyliśmy w drogę i po okolo półtorej godziny znaleźliśmy się w miejsu, gdzie powinien stać mój samochód.
- Można się było tego spodziewać - powiedziałam widząc, że po aucie nie ma ani śladu. W końcu pusty samochód stojący w lesie od ponad tygodnia na pewno wzbudził zainteresowanie złodziei.
- Super. Przerzucę się na rower - skomentowałam ze sztucznym entuzjazmem.
Derek objął mnie ramieniem i ruszyliśmy w stronę jego samochodu.
- Skoro już tu jesteśmy, może odwiedzimy moich starych znajomych? - zaproponowałam.
Wskazałam Derekowi droge i ruszylimsy w stronę Winchester City. Po ponad godzinnej trasie zajechalismy na parking baru Sebb's.
Po drodze opowiadałam Derekowi o Samie i Amandzie oraz o tym co dla mnie zrobili. Zapukałam do drzwi, które otworzył mi Wujek Sami i od razu ucieszył się na mój widok.
- Lexi, miło cie widzieć - powiedział po czym zlustrował Dereka od góry do dołu.
Mimo, że Derek próbował wyglądać najłagodniej i tak sprawiał wrażenie wrogo nastawionego do wszystkich samca alfa.
- To jest Derek, mój.... -zawahalam się nad odpowiedzią - ...współlokator.
Mężczyźni podali sobie ręce na przywitanie ale z twarzy Sama nie zniknął czujny wzrok lustrujacy Hale'a na każdym kroku.
Po chwili byliśmy już w środku, goszczeni przez moją ulubioną parę na ziemi. Po krótkim czasie atmosfera rozluźniła się i zagadałam się z Amandą na temat wystroju pokoju dla dziecka, a Sam z Derekiem dokądś wyszli.
- Jezu Chryste! Dziewczyno, skąd wytrzasnelas takie ciacho? - zapytała podekscytowana Amanda gdy mężczyźni opuścili pokój. - Ile już się spotykacie?
- W zasadzie coś nas do siebie ciągnęło odkąd pojawiłam się w Beacon Hills - zaczęłam. - Jest zaborczy i lubi rządzić ale dodatkowo jest opiekuńczy, inteligentny no i wygląda jak grecki bóg. Czego chcieć więcej? - odpowiedzialam i zaczęłyśmy dalej żartować.
Po czasie Derek i Sam wrócili do pokoju. Tym razem atmosfera rozluźniła się tak bardzo, że nawet nie wiem kiedy minęły cztery godziny od kiedy przyjechalismy do Winchester City.
Pożegnaliśmy się z gospodarzami i ruszyliśmy samochodem w stronę Beacon Hills.
- Kocham tych ludzi - powiedziałam radośnie.
- Oni ciebie też - odparł Derek.
- A ty niby skąd możesz to wiedzieć? - zapytałam.
- Bo Sam zagroził mi, że jak cię skrzywdzę to znajdzie mnie i zrobi z moich wnętrzności ozdoby świąteczne do baru - powiedział nieco zdegustowany.
- No to powiem ci, że musiał cie polubić. Nie ozdobiłby baru byle kim - odparłam z powagą na co Derek spojrzał na mnie kątem oka.
Zaśmiałam się i dodałam:
- I jak go przekonałeś do tego, że jesteś dla mnie odpowiednią partią?
- Zapewnieniłem go, że zrobiłbym dla ciebie wszystko i nigdy nie pozwoliłbym cie skrzywdzić. Wspomiałem też coś o tym, że słucham AC/DC. To chyba go najbardziej przekonało.
- Ej! - krzyknelam i uderzyłam go lekko w ramię na ma co tylko się zaśmiał.
- Nie mówiłaś, że Amanda jest w zaawansowannej ciąży.
- W dodatku chcą nazwać córkę Lexi - dodałam z dumą.
- Dlaczego chcą tak skrzywdzić dziecko... - Skomentował na co obrzuciłam go zabójczym spojrzeniem. - Żartuję - zaśmiał się widząc moją reakcję.
- A Derek jest niby lepsze? Brzmi jak Darek albo nerka - odpowiedziałam po chwili namysłu.
Derek zmarszczył czoło I ułożył usta w nieme co.
- Więc niby jak nazwiesz swoje dziecko? - zapytał.
- Jestem pół-wampirem. Nie mogę mieć dzieci.
Zauważyłam, że Derek nieco się spiął ale po chwili zmieniliśmy temat. Mam nadzieję, że nie będziemy nigdy wracać do tej rozmowy.